[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą, gdyby chciała popełnić, dajmy na to: kradzież, mia-ła po temu nazbyt wiele okazji za dnia, aby ryzykować niebezpiecznąwyprawę nocną.Tak rozmyślając, dotarłem do końca korytarza i przystanąłem przeddrzwiami sypialni Cecily.Palnąłem się w czoło.Przecież Kitty mogłapo prostu wyjść z tego pokoju, zagadawszy się z żoną do póznej nocy.A dlaczego uciekła? Przestraszyła się elektrycznej latarki.Skąd mo-gła się domyślać, że to ja nadchodzę? %7łyjemy obecnie wszyscy podwrażeniem ostatnich niezwykłych wypadków.Cóż dziwnego, żedziewczyna przeraziła się na widok tajemniczego osobnika, pokutują-cego w uśpionym pałacu; i wzięła nogi za pas odpowiedziałem sobie,postanawiając, że zapytam żonę mimochodem o Kitty.Teraz już niewątpiłem, że Cecily nie śpi jeszcze i bez pukania nacisnąłem klamkę.Zamknięte na klucz? zdziwiłem się. Kto tam?! zabrzmiał głos Cecily, a było w tym okrzyku tyleśmiertelnego przerażenia, tyle zgrozy, że oniemiałem na chwilę. To ja, Andrzej odparłem, dodając w myśli z odcieniem pewne-go współczucia: ależ ona ma nerwy rozstrojone.71Chyba dobrą minutę trwała grobowa cisza, niezakłócona najlżej-szym szelestem, którego oczekiwałem, sądząc, że Cecily podbiegnie dodrzwi, aby mnie wpuścić do sypialni.Wreszcie padło z jej ust drugiepytanie, rzucone tonem niby gniewnym, który jednak nie mógł zatrzećpanicznego tremolando: Czego chcesz? Czemu mnie budzisz? Przecież nie spałaś? Spałam, jak zabita skłamała, i wąska kresa światła na proguznikła momentalnie.Cecily zgasiła lampę.Powiedziałem jej to bezogródek, co wywołało prawdziwą burzę.Zwymyślała mnie, że ją przestraszyłem, że ją zbudziłem w połowienocy, że teraz wybiła się ze snu i do świtu oka nie potrafi zmrużyć itd.,itd. Dobrze, dobrze przerwałem zniecierpliwiony tylko wpierwwpuść mnie do pokoju.Nie będziemy chyba rozmawiali przez drzwi. Teraz nie pora na rozmowy.Idz spać i nie wyprowadzaj mnie zrównowagi.Po coś przyszedł właściwie? Zatęskniłeś za mną? Raczyłeśsobie przypomnieć, że nasz dotychczasowy miesiąc poślubny był bar-dzo.chudy? żgnęła zajadli wie.Zrezygnowałem z polemiki na ten temat, lękając się że padną zbytprzykre słowa. Przyszedłem po moje fajki powiedziałem krótko. Co takiego? jej zdziwienie miało dużo cech szczerości i nieuszło to mej uwagi.Powtórzyłem raz jeszcze i zastrzegłem się stanow-czo, że dłużej przez drzwi rozmawiać nie myślę.Na odpowiedz czeka-łem bardzo długo.W końcu otrzymałem ją.Cecily oświadczyła sta-nowczo, że ona fajek nie ruszała, ale widziała je przypadkowo podłóżkiem w mojej pracowni.Tam są z pewnością.Mogę się iść przeko-nać zaraz.Puściłem klamkę.%7łal mi było cennego czasu na robieniewyrzutów tej kobiecie, nie wątpiłem bowiem ani trochę, że jej dziełembył ten złośliwie głupi figiel.Ale zanim odszedłem, przyszła mi namyśl Kitty.Powiedziałem więc: Kto tu był u ciebie przed chwilą:Aóżko skrzypnęło gwałtownie, potem zapanowała cmentarna cisza. No, może raczysz odpowiedzieć? niecierpliwiłem się.72 Nie.nie ro.zu.miem wyjąkała. Przed pięcioma minutami ktoś wyszedł z tego pokoju.Edith alboKitty.Przestraszona widokiem mej lampki, która nagle zabłysła wciemnościach, uciekła.Znowu milczenie, potem gwałtowny wybuch: Mam tego dosyć! Wyjeżdżam jutro.O, Boże! Nikt u mnie niebył, nikt stąd nie wychodził, rozumiesz? Tu straszy w tym zamczyskuprzeklętym.Wyjeżdżam jutro, a tę budę sprzedam za bezcen!Machnąłem ręką i opuściłem swój niehonorowy posterunek zadrzwiami.Cóż mnie to wszystko mogło obchodzić? Najważniejszarzecz, że za chwilę będę już palił. Szybko wyśpiewała prawdę rozmyślałem z zadowoleniem.Pod łóżkiem je schowała.Co to znaczy postawić się ostro, energicz-nie.Aatwo więc można sobie wyobrazić moją wściekłość, kiedy schy-liwszy się pod łóżko, nie znalazłem tam zguby.Przewróciłem do góry nogami całą pracownię, raz jeszcze przeszu-kałem palarnię, po czym, dysząc gniewem, popędziłem na powrót naparter.Zapukałem do drzwi pięścią. Otworzyć! wrzasnąłem. Otwarte brzmiała odpowiedz.Nacisnąłem klamkę niedowierzająco i drzwi ustąpiły do wnętrza.Odemknęła je widocznie przez ten czas.Wpadłem, jak bomba, do sy-pialni.Cecily leżała w łóżku, zakryta kołdrą aż pod brodę.Lampka,okryta ciemnoszafirowym abażurem, paliła się na nocnym stoliku, ską-po oświecając rozległy pokój, a w powietrzu snuła się woń ciężkich,odurzających perfum. Słuchaj zasyczałem, podchodząc do łóżka ja z siebie durniarobić nie pozwolę! Gdzie ukryłaś fajki? Przysięgam ci, że ich nie ruszałam, ani nie widziałam.Mogę sięzakląć, na co chcesz.Na moje życie nawet. A mówiłaś, że widziałaś je pod łóżkiem. No, tak, powiedziałam, abyś mnie nie nudził. Nadzwyczajne szydziłem więc sądziłaś, iż ja tu już nie wrócędalej cię nudzić ?73 Tak sądziłam rzeczywiście, ale przeliczyłam się co do twej deli-katności.Przypuszczałam, że dżentelmen. Po cóż w takim razie odemknęłaś drzwi? przerwałem, a ta na-der trafna uwaga zamknęła jej usta.Nie będę tu opisywał typowej sceny małżeńskiej, ani powtarzał tychwszystkich słownych szpilek, jakimi się obficie nawzajem częstowali-śmy.Ale nie mogę nie wspomnieć o jednym drobnym na pozór odkry-ciu, które potem stało się kluczem do całego splotu tajemnic pałacu wHedgeville.Spacerując w nerwowym podnieceniu po sypialni żony,przystanąłem całkiem bezwiednie w pobliżu stojącego w kącie biurecz-ka.Leżał tam gruby kajet w luksusowej oprawie.Oprawa ta była takwytworna, że skusiło mnie musnąć palcem delikatną skórkę, a potemzupełnie odruchowo, może zresztą trochę z ciekawości, by stwierdzić,czy papier jest równie pierwszorzędny, jak okładka, otworzyłem ówzeszyt na pierwszej stronicy.Na kremowymi tle rzeczywiście bajecz-nego papieru, na owej pierwszej kartce widniały tylko dwa słowa, wy-kaligrafowane olbrzymimi literami.Pismo Cecily poznałem na pierw-szy rzut oka. Mój pamiętnik przeczytałem półgłosem. Precz od tego? wrzasnęła moja małżonka nieludzko zmienio-nym głosem, wyskoczyła z łóżka, przebiegła całą szerokość sypialni wkilku szybkich susach, wydarła mi ów kajet brutalnie i przytuliła go dopiersi, mocno falujących od wzburzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]