[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem zwrócił się do Theresy.- Wejdź na ten pagórek i otwórz szeroko oczy.Jeśli zobaczysz coś podejrzanego: jakiśogień, ludzi, albo usłyszysz rżenie koni, cokolwiek dziwnego, zawiadom mnie szczekaniem.- Szczekaniem? - powtórzyła Theresa z niedowierzaniem.- Tak, szczekaniem.Umiesz szczekać, prawda?Theresa zaczęła nieudolnie naśladować dźwięk.Choć uważała, że efekt jest żałosny,ale Althar wydawał się całkiem zadowolony.- Pospiesz się, no idź.I weź ze sobą dzwonek.Kiedy Theresa wspinała się na wzgórze, Althar przygotował kilka plastrów sera, doktórych dodał parę kawałków twardego chleba.Potem rozkroił dwie cebule.Sam wziąłnajwiększą porcję i wezwał Theresę.- Wszystko w porządku - poinformowała go dziewczyna.- Dobrze.W tym tempie dotrzemy do wąwozu przed południem.Zjemy teraz, bo niebędziemy się już więcej zatrzymywać.Tam z tyłu, pod potrzaskami znajdziesz trochę wina.Ajak chcesz, to możesz lepiej się okryć, musisz być skostniała z zimna.Myśliwy wlazł na wóz i pognał konia.Theresa również wskoczyła na wóz i niebłogosławiąc znakiem krzyża jedzenia, zaczęła pochłaniać swoją porcję, popijając winem,które smakowało wyśmienicie.Wkrótce potem przejechali przez zalesiony, gdzieniegdzie pod-topiony teren.Od tejchwili Althar zmienił się na twarzy i zaczął przejawiać większą ostrożność.Najdrobniejszydźwięk sprawiał, że z niepokojem rozglądał się bez przerwy na wszystkie strony,zatrzymywał wóz i zeskakiwał z niego, by zbadać okolicę.Przez chwilę miał wrażenie, że Szatan wyczuł jakieś niebezpieczeństwo.Pies nietrzymał się już na dystans.Z nastawionymi uszami i wyprostowanym ogonem uważnie śledziłkażdy ruch swojego pana.Ujechali jakieś sto kroków, gdy Szatan zaczął szczekać.Althar zatrzymał ostro konia,zszedł na ziemię i poszedł kawałek do przodu.Z zaniepokojoną miną nakazał Theresiemilczenie i powoli sięgnął po swój skramasaks.Następnie bez słowa wyprostował się i znikł wśród zarośli.Theresę zaczęły zawodzić nerwy.Próbowała wspiąć się na palce, aby sięgnąćwzrokiem dalej, niż pozwalał na to jej wzrost, ale z powodu otarć na stopach okazało się tozbyt bolesne.Miała przeczucie, że lada moment wydarzy się coś strasznego.Althar po chwiliwrócił.Był bardzo spięty.- Chodź ze mną.Szybko.Theresa zeskoczyła z wozu i pobiegła za nim w zarośla.Myśliwy szedł pochylonyniczym kot śledzący swoją ofiarę.Theresa z trudem za nim nadążała, uchylając się przedgałęziami, które Althar odgarniał ze swej drogi.W niektórych miejscach chaszcze były takgęste, że Theresa widziała jedynie to, co miała tuż przed swoim nosem, czyli plecy Althara.Nagle mężczyzna odwrócił się, dając jej znać, by zachowała milczenie, a potem powoliodsunął się na bok, odsłaniając przed nią makabryczną scenę.Przed nimi leżały zakrwawione ciała dwu mężczyzn połączonych w śmiertelnymuścisku i pokrytych warstwą błota.Kilka kroków dalej w rowie majaczyło okaleczone ciałotrzeciego.- Ten nie jest Sasem - powiedział Althar, szturchając czubkiem buta tego, który leżałna ziemi przywalony drugim ciałem.Dziewczyna nie odpowiedziała.Od razu poznała to ubranie, choć było bardzozabłocone.Widziała je w chacie Larssonów.Ze ściśniętym sercem zbliżyła się do groteskowosplątanych ciał.Ostrożnie odsunęła to, które leżało na wierzchu, i natychmiast poczuła, żerobi jej się ciemno przed oczami.Althar podtrzymał ją.Ciało, które spoczywało pod tymkrwawym całunem, bez wątpienia było ciałem Hoosa Larssona, młodzieńca, który nie takdawno uratował jej życie.* * *Minęła dłuższa chwila, nim Althar zorientował się, że Hoos Larsson nadal oddycha.Natychmiast powiedział o tym Theresie i wspólnie przenieśli go w pobliże wozu, aby tam sięnim zająć.Stary troskliwie obejrzał jego rany.Theresa patrzyła pytającym wzrokiem, ale onnic nie odpowiedział.- I mówisz, że to on cię uratował? - spytał, odciągając Hoosa na bok.Theresaprzytaknęła z oczami pełnymi łez.- Niestety, musimy go tu zostawić.- Nie możecie tego zrobić.Jeśli tu zostanie, umrze.- Umrze tak czy owak.A na dodatek.Spójrz na to koło - powiedział, wskazującnareperowaną szprychę.- Wy dwoje, ja, ładunek.Z takim obciążeniem nie wytrzyma nawetkilometra.- Wobec tego pozbądźmy się skór - zasugerowała Theresa.- Skór? Nie rozśmieszaj mnie! Zapewnią mi utrzymanie przez cały następny rok.W słowach Althara słychać było zdecydowanie.Theresa zawahała się.Zrozumiała, że jeśli chce pomóc Hoosowi, musi być bardziej przekonująca.- Mężczyzna, którego zamierzacie tu porzucić, nazywa się Hoos Larsson i jestantrustionem króla - skłamała.- Jeśli przeżyje, będzie w stanie wyżywić i was, i wasząrodzinę przez resztę waszego życia.Althar odsunął na bok nieboszczyka, którego ubranie przeszukiwał, i spojrzał nanieruchome ciało Hoosa.Potem splunął z miną wyrażającą niepewność.Choć nie było mu to na rękę, musiał przyznać, że dziewczyna może mieć rację.Kiedybadał młodzieńca, zwrócił uwagę na jego szlachetne odzienie.I choć w pierwszej chwilipodejrzewał, że pewnie strój jest kradziony, nie mógł wykluczyć, że się pomylił.Przyjrzał sięuważnie dobrze skrojonej tunice i idealnie dopasowanym butom i uznał, że złodziej niemiałby raczej tyle szczęścia.Zaklął pod nosem.Być może ten młodzian rzeczywiście jest antrustionem króla, jakmówiła Theresa, choć to wcale nie zmieniało faktu, że jego życie wisi na włosku.Być możenie da się go uratować, ale może zdąży się go przewieźć do Aquis-Granum.Znów zaklął ipodszedł do konia, który pasł się wśród płacht śniegu.Przemyślał wszystko raz jeszcze iznów splunął.- Może jednak nie umrze - mruknął.Theresa przytaknęła zadowolona.Przynajmniejdopóki nie otrzymam wynagrodzenia, pomyślał w duchu Althar.Theresa musiała iść obok wozu.Althar prowadził konia, wymachując biczem z równązręcznością, z jaką rzucał przekleństwa.Podczas drogi zabronił Theresie trzymania się wozu,tłumacząc, że koła nie wytrzymają większego obciążenia, kazał jej za to pchać furmankę podgórkę.Przez większą część drogi Althar szedł obok Theresy.Dziewczyna zwierzyła mu się,że potrzaski, o których mówiła, naprawdę należały do Hoosa Larssona, ale to nie zrobiło nanim wrażenia.Szli bez chwili wytchnienia, zatrzymując się jedynie, gdy było to konieczne, bypoprawić uszkodzone koło.Kiedy dotarli do wąwozu, potrzaski wciąż leżały obok szkieletukonia.Theresa doszła do wniosku, że wilki to uparte zwierzęta.Kiedy Althar zbierał rzeczy, Theresa zajęła się Hoosem.Stary powiedział jej, żemężczyzna ma połamane żebra i niewykluczone, że któreś z nich przebiło płuca.Dlategoułożył go w bezpiecznej pozycji, twarzą do góry, na licznych tobołkach i pakunkach.Hoos z trudem oddychał.Theresa zwilżyła mu twarz, zastanawiając się, co go sprowokowało do zmianyplanów.Pomyślała, że być może poszedł za nią, by odzyskać sztylet, który mu ukradła, inatychmiast pomacała suknię, sprawdzając, czy sztylet jest na miejscu.Potem obmyła Hoosaz błota, na ile mogła.W końcu wrócił obładowany Althar.- Było więcej, niż obiecywałaś - oznajmił roześmiany.- Teraz musimy się zastanowić,jak się z tym wszystkim zabierzemy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]