[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To olśniewająca umiejętność,nie każdy w Europie posiada ją w tym stopniu.Muzyka? Pytał pan, czy uważam sięza miłośnika muzyki? Otóż jeżeli pan mówi  miłośnik (Hans Castorp nie przypo-minał sobie właściwie, żeby był użył tego słowa), to wyrażenie takie nie jest zlewybrane, ma w sobie odcień pieszczotliwej lekkomyślności.Więc dobrze, zgadzamsię z tym.Tak, jestem miłośnikiem muzyki, przez co jednak bynajmniej nie chcępowiedzieć, że żywię dla niej szczególny szacunek  szacunek i umiłowanie, jakiemam dla słowa, które jest wyrazem myśli, narzędziem i lśniącym lemieszempostępu.Muzyka.jest czymś na pół artykułowanym, wątpliwym, nieodpowie-dzialnym i obojętnym.Zarzuci mi pan pewnie, że i muzyka może być jasna.Alei natura może nią przecież być; jasny może być strumyk  ale cóż nam z tego? Tonie jest prawdziwa jasność, to jest jasność marzenia, nic nie mówiąca i do niczegonie zobowiązująca, jasność bez konsekwencji i niebezpieczna dlatego, że kusi nas,byśmy się nią zadowolili.Muzyka, jeśli przybierze gest wielkoduszności, potrafirozpłomienić nasze uczucia.Ale przecież chodzi o to, żeby rozum rozpłomienić.Wydaje się na pozór, że ruch jest istotą muzyki, jednakże ja podejrzewam ją o kwie-tyzm.Niechaj mi wolno będzie wyrazić się krańcowo: mam polityczną niechęć domuzyki.Hans Castorp nie mógł już dłużej wytrzymać.Uderzył się po kolanie i zawołał,że nic podobnego nie słyszał jeszcze w życiu! Niech się pan jednak nad tym zastanowi!  powiedział Settembrini z uśmie-chem. Muzyka jest nieoceniona jako środek budzenia zachwytu, jako moc pory-wająca wzwyż i naprzód, jeżeli umysł jest na jej działanie odpowiednio przygoto-wany.Ale musi poprzedzać ją literatura.Sama muzyka nie pchnie świata naprzód.Sama muzyka jest niebezpieczna, a dla pana, inżynierze, jest na pewno niebez-pieczna.Wyczytałem to natychmiast z jego oblicza, gdy tutaj przyszedłem.Hans Castorp śmiał się. Ach, nie powinien pan przyglądać się mojej twarzy.Nie uwierzy pan, jak bar-dzo dokucza mi tutejszy klimat.Przystosowanie się doń przychodzi mi trudniej, niżprzypuszczałem. Obawiam się, że pan się łudzi.- 113 -  Nie, gdzież tam! To niewiarygodne, jak straszliwie jestem zmęczony i jakbardzo mnie twarz pali. Zdaje mi się jednak, że należy być wdzięcznym dyrekcji za koncerty  rzekłJoachim w zamyśleniu. Pan Settembrini patrzy na nie z wyższego punktu widze-nia, że tak powiem: jako literat, i nie chcę mu oponować.Jestem jednak zdania, żeza trochę muzyki należy się tutaj wdzięczność.Nie jestem bynajmniej szczególniemuzykalny, a utwory, które tu grają, nie są wyjątkowo piękne  ani klasyczne, aniwspółczesne  mamy tu tylko zwykłą dętą orkiestrę.Ale jest to dla nas bardzo miłaodmiana.Zapełnia nam całkowicie kilka godzin, to znaczy: najpierw je dzieli,a potem wypełnia każdą z osobna, tak że mają przecież jakąś treść, podczas gdyzwykle godziny, dni i tygodnie dłużą się tu w nieskończoność.Widzi pan, takijeden skromny numer koncertu trwa może siedem minut, nieprawdaż, i te minutystanowią całość dla siebie, mają początek i koniec, wyodrębniają się i do pewnegostopnia nie giną niepostrzeżone w ogólnej monotonii.Poza tym są podzielone naelementy jeszcze drobniejsze, na poszczególne części utworu, te zaś znowu natakty; tak więc ciągle coś się dzieje i każda chwila ma swój własny, uchwytny sens,podczas gdy zwykle.Nie wiem, czy się trafnie. Brawo!  zawołał Settembrini. Brawo, poruczniku! Pan doskonale pod-kreślił niewątpliwy moment etyczny w istocie muzyki, to mianowicie, że czasnabiera życia, sensu i wartości dzięki szczególnym sposobom mierzenia go, któremuzyka umożliwia.Muzyka budzi czas, budzi nas do najdoskonalszego odczuwaniaczasu, budzi.Na tym polega jej etyczne znaczenie.Sztuka jest etyczna, o ile umiebudzić.Ale co wtedy, jeżeli czyni odwrotnie? Jeśli ogłusza, usypia, tłumi aktywnośći postęp? Muzyka i to potrafi, miewa czasem działanie podobne jak opium i jegopochodne.Piekielne to działanie, moi panowie! Opium jest rodem z piekła, bo stwa-rza otępienie, bezwładność, zastój i niewolniczy bezruch.W muzyce jest coś, conasuwa poważne obawy; obstaję przy tym, że ma dwuznaczny charakter.Nie posu-wam się za daleko, twierdząc, że jest politycznie podejrzana.Mówił jeszcze długo w ten sam sposób, a Hans Castorp słuchał, ale niezupełnieudawało mu się śledzić bieg myśli Włocha, po pierwsze wskutek zmęczenia, a takżedlatego, że uwagę jego odwracała beztroska młodzież bawiąca się na schodach.Czymu się tylko zdawało, czy było tak rzeczywiście? Panna z twarzą tapira przyszy-wała młodzieńcowi z monoklem guzik u dołu jego sportowych spodni, sięgającychdo kolan! Oddech jej był przy tym ciężki i astmatyczny, a młodzieniec pokaszliwał,przysłaniając usta palcem, którego paznokieć przypominał szufelkę.To prawda, że- 114 - byli chorzy oboje, ale ich zachowanie świadczyło jednak o dziwnych obyczajachpanujących między młodzieżą tu w górze.Orkiestra grała polkę.HippeW ten sposób niedziela różniła się od innych dni.A popołudnie odznaczało się jesz-cze tym, że goście udawali się grupami na przejażdżki: po podwieczorku kilka dwu-konnych powozów wspięło się z trudem po serpentynie drogi aż na samą góręi zatrzymało się przed główną bramą, aby zabrać tych, co je zamówili, przeważnieRosjan, a mianowicie rosyjskie panie. Rosjanie zawsze jeżdżą na spacery  odezwał się Joachim do HansaCastorpa; stali razem przed portalem i dla rozrywki przyglądali się odjeżdżającym. Pojadą teraz do Clavadell albo nad jezioro, albo do Fl�elatal, albo do klasztoru,to mniej więcej są cele ich wycieczek.Jeżeli masz ochotę, możemy także kiedyśpojechać.Ale sądzę, że na razie dosyć masz do roboty z tym, żeby się wżyć tutaj,i nie potrzeba ci żadnych eskapad.Hans Castorp zgodził się z tym.Z papierosem w ustach i rękami w kieszeniachspodni, przyglądał się, jak niska, żywa staruszka, Rosjanka, sadowiła się w jednymz powozów ze swoją szczupłą siostrzenicą i jeszcze dwiema paniami; były to:Marusia i Madame Chauchat, która miała na sobie lekki prochownik z patką z tyłu,ale była bez kapelusza.Usiadła obok staruszki w głębi powozu, podczas gdy obiemłode panny usiadły naprzeciwko.Wszystkie cztery były w dobrych humorach i nieprzestawały mówić swą miękką, jak gdyby bezkostną mową.Zmiały się i żartowałyz powodu pledu, którym się z trudem okryły, z powodu rosyjskich cukrów w drew-nianej skrzynce wyłożonej watą i papierowymi koronkami; stara ciotka wzięła jez sobą na drogę i już teraz nimi częstowała.Hans Castorp specjalną uwagę zwracałna dochodzący go, trochę zachrypnięty głos pani Chauchat.Jak zwykle, kiedy spo-tykał tę niedbałą kobietę, narzuciło mu się znowu owo podobieństwo, któregomusiał się przez pewien czas doszukiwać i które objawiło mu się we śnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright � 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire