[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mam Topazowy Glejt powiedziała. Może cię tylko prowokuję. A ja, jak należy, reaguję odpowiedział.I nagle zdał sobie sprawę, że Virmie się udało.Wciągnęła go, i to już dawno, w jakąś grę, w jaką oficer wywiadu nie powinien się wdawać,jeśli nie ma takiego polecenia.Było już za pózno.Muszę wyciągnąć z niej jak najwięcejinformacji, pomyślał.Ona mnie otumaniła, jest za ładna.Wykorzystała tę.przygodę, żebymnie otumanić.Nie.Nie tak.To jakaś organizacja kapłańska wszystko sprowokowała, żebymnie wciągnąć.Oni też nie chcą odkrycia tego obrazu, to jasne.Jedyny mój ratunek todowiedzieć się jak najwięcej i jak najszybciej zameldować.Jak najszybciej i jak najwyżej, niedo Scarpii, bo on kręci, tylko wyżej, do Marszałka Vesilainena.Rozejrzał się ostrożnie, ale zobaczył tylko drewniany posąg Cesarza bez twarzy.Wróciłwzrokiem do stołu i napotkał wzrok Virmy.Ciągle zły. Nie powiedziałaś mi, co z tymi Nihońcami zaczął Hengist lekkim tonem, żebyrozładować podejrzenia.Czuł, że ona podejrzewała, że on coś podejrzewa.Gospodyni wniosła jedzenie.Pierogi pływały w gęstym, złotym, słodko-ostrym sosiebrzozowym.Hengist rzucił się na nie.Był tak głodny, że nawet egzekucyjny swąd kurczakajuż mu nie przeszkadzał.Przegryzł obły i smakowity kształt, połknął, powtórzył tę operacjęjeszcze kilkanaście razy, popił słodkim winem gruszkowym, a dopiero potem ponowiłpytanie. Nie powiedziałaś mi, co z tymi Nihońcami.Co znaczy słowo kami ? Wybacz, ale już pójdę spać powiedziała Virma.Wiedział już, jak nazwać to, co usłyszał w jej głosie.To był żal.W tym momencie posąg Cesarza bez twarzy ruszył przed siebie, stękając głośno.Ze wszystkich drzwi wyskoczyli żołnierze.Jeden z zielonych uniformów rzucił się naVirmę, zatykając jej usta.Drugi kopnął krzesło Hengista, przewracając je razem z majorem.Zanim Hengist zdążył wstać, dwa inne zielone ciężary zwaliły mu się na plecy.Pierogizawróciły w stronę gardła.A posąg przez cały czas szedł do przodu i stękał.Nagle zdarł z siebie jednolitą drewnianąpłaszczyznę, która zastępowała mu twarz.Pod spodem ukazało się rumiane obliczekomendanta Lechentena. Gęba! Gęba! krzyknęło coś, a potem wielka, twarda łapa wbiła się w rozdziawione dokrzyku usta Hengista.Palce obmacały podniebienie najwyrazniej szukały dmuchawki zanim major zdążył je ugryzć. Kurwo ty! krzyknął żołnierski głos i Hengist poczuł ból w potylicy.Zanim w ogóleprzestał czuć.Ciemnowłosy i ciemnooki młodzieniec stał pod ścianą, z rękami uniesionymi do góry.Uniesionymi, bo przykutymi do ściany za pomocą bardzo ciasnych obręczy.Obręcze gniotły,piekły, swędziały i mrowiły, a dłonie całkowicie straciły czucie, jak kawałki drewna.Jak na kawałki drewna, były bardzo pięknie rzezbione.Bo młodzieniec był piękny.Piękny cały.Miał piękne dłonie, piękne nogi, piękne biodra iramiona.Nos duży, ale regularny, prosty i wąski, znamionujący piękny charakter.Oczy duże,ciemne i wilgotne jak wiśnie, znamionujące piękne wnętrze.Wnętrze, do którego konfesariusz Ajgaj zaraz miał się dobrać.Dokładnie rzecz biorąc,miał się dobrać do wnętrza w sensie psychicznym poprzez drobne operacje dokonane nawnętrzu w sensie fizycznym. Najpierw otworzymy brzuch powiedział do młodzieńca tonem poufało-profesjonalnym, jak gdyby rozmawiał z asystentem, a nie z ofiarą.Młodzieniec był bardzo blady.W ogóle był blady z natury, a teraz wręcz świecił.Pozanim, w sali świeciło jeszcze kilka pochodni.Konfesariusz Ajgaj nie świecił.Był raczej smagły.Smagły, chudy brunet, nawetprzystojny, ale jednak nie mógł się równać z nagim, przykutym do ściany chłopakiem. Istnieje wiele innych, mniej ryzykownych procedur badawczych dodał po chwili.Na przykład przypiekanie.Niemniej jednak widok własnego otwartego brzucha robi naludziach niezatarte wrażenie.Od razu chcą mówić.Choć nie wszyscy mogą.Przez chwilę w sali panowało milczenie.Konfesariusz polerował swoje skalpele, nożyce,dłutka, a nawet jedno wiertło. Na pewno będziesz mnie błagał, żebym tego nie robił zaczął, chuchając na coś, cowyglądało jak przyrząd do wykrawania pierogów. Ale ja to zrobię.Bardzo precyzyjnie, ażzobaczysz własne jelita równie wyraznie, jak te, które widać na Zwiętym Obrazie.Na razieich nie uszkodzę, ale postaram się, żeby szczególnie bolało.Od strony chłopaka dało się słyszeć coś w rodzaju krótkiego zachłyśnięcia. O, co to? ożywił się konfesariusz. Pękamy? Panie!. wybełkotał chłopak. Panie, jestem niewinny. Ja też odpowiedział konfesariusz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]