[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą sam Cipolla dbał o to, by charakter jego sztuk każdemu tro-chę uświadomionemu wydawał się niewątpliwy, choć oczywiście niepadła żadna nazwa czy termin.Mówił o tym, bo mówił nieustannie, aletylko w nieokreślonych, pretensjonalnych, reklamowych wyrazach.Kroczył jeszcze przez chwilę obraną eksperymentalną drogą, wikłałzrazu rachunki, łącząc z dodawaniem ćwiczenia z innych działań,i upraszczał je potem jak najbardziej, by pokazać, jak się to działo.Kazał po prostu  zgadywać liczby, które przedtem napisał pod kartkąpapieru.Udawało się prawie zawsze.Ktoś wyznał, że chciał właściwiewymienić inną sumę; ponieważ jednak w tej samej chwili szpicrutacavaliera świsnęła w powietrzu, wyrwała mu się ta liczba, która siępotem znalazła na tablicy.Cipolla zaśmiał się potrząsając ramionami.Udawał podziw dla przemyślności pytanych; ale te komplementy mia-ły w sobie coś szyderczego i poniżającego, nie sądzę, by doświadczaneosoby przyjmowały je z przyjemnością, choć uśmiechały się przy tymi chciały uznanie przypisać częściowo własnej zasłudze.Również niemiałem wrażenia, żeby publiczność lubiła kunszt mistrza.Czuć byłopewną niechęć i nieprzyjazń; ale nie mówiąc już o grzeczności, którapotrafi takie uczucia trzymać w ryzach, zdolność Cipolli, jego surowapewność nie omieszkały wywrzeć wrażenia i nawet szpicruta, jak sądzę,przyczyniła się do tego, że rewolta pozostała w podziemiu.Od prób rachunkowych przeszedł do kart.Wyjął z kieszeni dwie taliei tyle jeszcze wiem, że zasadniczy i popisowy przykład eksperymen-tów, które pokazywał, był ten, że z jednej serii nie patrząc wybierałtrzy karty, które ukrywał w wewnętrznej kieszeni surduta, i że potemwezwana osoba z podanej drugiej serii wyciągała te same trzy karty nie zawsze zupełnie właściwe; zdarzało się, że zgadzały się tylko dwie,ale w większości wypadków tryumfował Cipolla, gdy pokazał swojetrzy karty i dziękował lekko za oklaski, którymi uznawano chcąc niechcąc siły, jakie ujawniał.Młody pan w pierwszym rzędzie, na prawo118 od nas, z dumnymi rysami twarzy, Włoch, zgłosił się i oświadczył, żejest zdecydowany wybrać wedle swej własnej woli i oprzeć się świa-domie jakiemukolwiek wpływowi.Jak Cipolla wyobraża sobie wynikw tych warunkach? Utrudni mi pan przez to  odrzekł Cipolla  moje zamiary.Opór pański nic w tym wypadku nie zmieni.Istnieje wolność i wolateż istnieje; ale nie ma wolnej woli, bo wola, która kieruje się wolno-ścią, trafia w próżnię.Wolno panu ciągnąć lub nie ciągnąć.Jeśli panjednak wyciągnie, wyciągnie pan właściwie  tym pewniej, im opor-niej stara się pan postąpić!Trzeba było przyznać, że lepiej nie mógł dobrać słów, aby zamącićwodę i spowodować duchowy zamęt.Oporny wahał się nerwowo,zanim sięgnął.Wyciągnął kartę i chciał natychmiast zobaczyć, czy znaj-duje się ona wśród ukrytych. Jak to?  zdziwił się Cipolla. Czemu robić coś połowicznie? Ponieważ jednak przekorny obstawał przy tej wstępnej próbie: E servito*  rzekł kuglarz z niezwykle lokajskim gestem i pokazał,sam nie patrząc, swój wachlarzowaty trójliść.Tkwiąca po lewej kartabyła tą, którą ów wyciągnął.Szermierz wolności usiadł gniewny wśród oklasków sali.Jak daleceCipolla wrodzone swe zdolności wspomagał sztuczkami i zręcznością,diabli to wiedzą.Przyjąwszy taką kombinację szczera ciekawość łączy-ła bądz co bądz wszystkich w rozkoszowaniu się fenomenalną zabawąi w uznaniu fachowej dzielności, której nikt nie przeczył  Lavorabene!** Stwierdzenie to słyszeliśmy tu i ówdzie w naszym pobliżui oznaczało ono zwycięstwo rzeczowej sprawiedliwości nad antypatiąi cichym oburzeniem.Przede wszystkim po swym ostatnim, częściowym, przez to jednaktym efektowniejszym sukcesie Cipolla pokrzepił się znowu koniakiem.W samej rzeczy  pił dużo i przykro było na to patrzeć.Ale używał* E servito (wł.)  służę panu.** Lavora bene (wł.)  dobrze pracuje.119 widocznie likieru i papierosa dla utrzymania i odnowienia swej sprę-żystości, której, jak to sam zaznaczył, pod wielu względami stawianowielkie wymagania.Rzeczywiście, wyglądał chwilami zle, miał zapad-nięte oczy i zwiędłe policzki.Kieliszek naprawiał to chwilowo i mowajego, gdy wciągnięty dym wypuszczał szarym kłębem z płuc, płynęłażywo i arogancko.Wiem na pewno, że od sztuczek karcianych prze-szedł do owego rodzaju gier towarzyskich, polegających na ponad- lubpodświadomych zdolnościach natury ludzkiej, na intuicji lub  magne-tycznym oddziaływaniu, słowem na niskiej formie objawienia.Tylkointymniejszego porządku jego wyczynów już nie pamiętam.Nie będęteż was zanudzał opisywaniem tych doświadczeń; każdy je zna, każdyw nich kiedyś uczestniczył, w tym odnajdywaniu ukrytych przedmio-tów, w tym ślepym wykonywaniu skomplikowanych czynności, kuczemu wskazówka przechodzi niezbędną drogą od organizmu do orga-nizmu.Każdy też przy tym, potrząsając sceptycznie głową, poczyniłdrobne, ciekawo-wzgardliwe spostrzeżenia co do dwuznacznie nie-czystego i nierozwikłanego charakteru okultyzmu, który ludzką naturęjego przedstawicieli skłania do kpiarskiego posługiwania się humbu-giem i szachrajstwem, jednak przymieszka ta nie świadczy przeciwprawdziwości innych części wątpliwego amalgamatu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire