[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy jednak Tom przystąpił do wykładania potraw na ustawioną przedemną tacę i poczułam bijące z pojemników ciepło (pikantne kluseczki ziemnia-czane, sos grzybowy), czegoś mi tam brakowało.Wiedziałam, że gnocchi doprawiono świeżą bazylią, słyszałam, jak o niąprosił, a sos gulaszowy sporządzono według sekretnego przepisu Pippa.Byłwyborny, Tom nie ważyłby się go zmienić.Przed ugotowaniem zawsze mary-SRnował mięso w czosnku i rozmarynie.Uwielbiał intensywny aromat włoskichziół, podobnie zresztą jak ja.Jednakże w sali szpitalnej nie roztaczała się wońżadnego z nich.Czułam parę na policzkach, a nawet w nozdrzach, lecz miastzapachu rozmarynu i bazylii nie czułam zupełnie nic.- Wszystko w porządku? - spytał Tom, rozstawiając naczynia i wciskającmi serwetkę pod brodę.- Zmieniłeś recepturę? - zapytałam, czując lekkie zawroty głowy.- Prze-stałeś używać czosnku?- Zwariowałaś? - Pociągnął nosem.- Nie czujesz?Wciągnęłam powietrze w nozdrza.Znowu nic.Pełna obaw drżącą rękąujęłam widelec, nabiłam nań kluskę i unurzawszy ją w sosie, podniosłam doust.Poczułam na podniebieniu jej jedwabistą miękkość.Strzępki mozzarelliprzywarły mi do przednich zębów; odsunęłam je językiem, z wolna przeżuwa-jąc soczyste kawałki mięsa.Było to popisowe danie Il Seconde, bez dwóch zdań.Ale ja nie czułam jego smaku.Nie czułam nic.SRROZDZIAA 11Okazuje się, że te chude uda sporo mnie jednak kosztowały.Dużo więcejaniżeli siłownia lub wielogodzinne modły pod adresem Pani NieustającegoCierpienia.Poniosłam najwyższą cenę: swój smak.Oddałabym wszystko, tylkonie to.Utrata pamięci to w porównaniu z tym pestka.Zresztą powoli zaczyna-łam się już przyzwyczajać do tej dziwnej sytuacji i choć czasem bywała surre-alistyczna lub frustrująca, ostatecznie można było z nią żyć.Chodziło tylko odwa lata i dziewięć miesięcy życia.Poza tym istniały osoby, które pomagałymi wypełnić lukę.Ale mój smak! To było zupełnie co innego.Bez smaku zostałam z ni-czym.Byłam nikim.Nawet dawna Connie, ta sprzed epoki The New YorkTimesa", używała go na co dzień w pracy i czerpała zeń przyjemność oraz chęćdo życia.Bez niego przebudzenie ze śpiączki nie miało sensu.No bo jak? Istneokrucieństwo losu.Byłam załamana.Krzyczałam i płakałam, nawet widokszczupłych ud nie przynosił spodziewanej ulgi.Wolałabym odzyskać swojepulpeciki, byle tylko móc znów odczuwać pełnię smaków i aromatów.Modli-łam się, żeby zapaść w kolejną śpiączkę i umrzeć.Błagałam signorę Marinelloo śmiertelny zastrzyk.Byłam zdruzgotana.Po prostu zdruzgotana.- Rozumiem twoje zdenerwowanie - przyznał dwa dni pózniej Marco,który wreszcie raczył do mnie zajrzeć.Byłam tak roztrzęsiona, że prawie nie zwróciłam uwagi na jego wdzięki.Prawie.Mimo rozpaczy nadal tliły się we mnie resztki pożądania, co tylko na-siliło mój opłakany stan.- Uraz głowy powoduje czasem utratę niektórych zmysłów - wyjaśnił.-Ale to ciekawe, gdyż smak traci się w wyniku uszkodzenia blaszki sitowej, októrym nie ma mowy w twoim przypadku, a i wówczas nie zachodzi całkowitaSRutrata smaku.Jesteś absolutnie pewna, że nic nie czujesz?Czy byłam pewna? Też mi pytanie.Zmysł smaku był dla mnie ogromnieważny.Najważniejszy.Czy Marco naprawdę myślał, że dziesięć razy bym sięnie upewniła? Bez względu na resztki pożądania ten facet potrafił zalezć zaskórę.Oczywiście, że byłam pewna i nie potrzebowałam żadnych dodatko-wych testów.Nie, następnego dnia po incydencie z gnocchi wysłałam Toma doGray's Papaya po hot doga z musztardą, a potem do Delmonico's po homara nawynos.Fleur została wyekspediowana do Pikli Guss'a po korniszony, kiełbaskii berlinki od Rolfa z Pięćdziesiątej Czwartej Ulicy.Ubłagałam nawet matkę,aby się pofatygowała do Dwóch Czerwonych Kurek po kawałek najlepszegosernika w mieście, słodkiego, a zarazem wytrawnego, ale na próżno.Wszystkona próżno.Rozróżniałam gorące i zimne, gładkie i chrupiące, miękkie i twarde,świeże i czerstwe, jednakże nie czułam smaku ani zapachu.Wiedziałam, jakwszystko powinno smakować, ten segment mojej pamięci funkcjonował bezzarzutu, ale gdy przychodziło do degustacji, bezradnie rozkładałam ręce.- Jak już wspomniałem, twarz i nos nie ucierpiały - podjął Marco.Położyłjedną dłoń na mojej żuchwie, a drugą na czole, co normalnie doprowadziłobymnie do szaleństwa, lecz czarne myśli przyćmiły doznania.- Przy czym widy-wałem znacznie łagodniejsze przypadki, gdzie doszło do uszkodzenia ścieżekneuronowych, co spowodowało zaburzenia olfaktoryczne.- Mów po angielsku - warknęłam.- Tu chodzi o moje kubki smakowe.- Bynajmniej - odpowiedział i ponownie dostrzegłam w nim chłód, ówlodowaty powiew, który pozbawiał go ludzkich cech.- Twoje kubki smakowenie ucierpiały.Mówimy o nerwach.Uszkodzone nerwy z czasem mogą się na-prawić i odzyskasz zmysł smaku i węchu.- Mogą się naprawić? Chcesz powiedzieć, że w grę wchodzi również innamożliwość? Nie można tego zoperować? Musi istnieć jakieś rozwiązanie.SRPrzecież nie mogę tak żyć.Równie dobrze mogłabym.- Zastanawiałam się,co mogłabym robić.Leżeć godzinami, słuchając Courtney Love i paląc trawkę,jak mój brat? To niemożliwe.- Na ageusię i dysgeusię nie ma lekarstwa - odrzekł Marco.- To fachowenazwy twojej przypadłości.Obawiam się, że będziesz musiała z tym żyć.- Przecież nie możesz tego tak zostawić - krzyknęłam.- Mówimy o moimsmaku.O mojej pracy.- Nawiasem mówiąc, bardzo dobrze płatnej.- Towszystko, co mam.- Wygląda na to, że będziesz musiała znalezć sobie inne zajęcie - skwi-tował Marco i wyszedł.Byłam niepocieszona.Na dodatek nie było przy mnie nikogo, komu mo-głabym się wyżalić.Byłam zupełnie sama.W życiu (ani tym dawnym, ani no-wym rodem z koszmaru) nie czułam się bardziej samotna.Sięgnęłam po to-rebkę winogron przyniesionych przez Tya, po czym oderwałam od kiści wy-jątkowo dorodny egzemplarz i umieściłam go w ustach.Przegryzłam skórkę, czując na języku soczysty miąższ, ale poza tym nic.Zero smaku.O, losie.Wiem, co sobie pewnie teraz myślicie.Myślicie: rany, ale koszmar, a taksię wesoło zaczęło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]