[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.McDunn uśmiechnął się do nich, dzieci nieśmiało mu pomachały.A potem ku jego zdumieniu powitały go w bardzo dobrym angielskim. Dzień dobry panu. Czy możemy w czymś pomóc, proszę pana? Proszę pana, czy jest pan obwoznym handlarzem? Słyszeliśmy o cygańskich wozach! dziewczynka niecierpliwie zaglądała pod prowizorycznie przywiązaną plandekę.583 Też coś, Kia, to na pewno kolejne owcze runa od Wardenów.PannaHelen pozwoliła przecież, żeby składowali u niej całą swoją wełnę stwierdził chłopiec, jednocześnie przytrzymując wyrywającą się krowę. Nieprawda! Postrzygacze już dawno są tutaj i wszystko przywiezli zesobą.To na pewno Cyganie! Tylko konie nie są srokate!McDunn się uśmiechnął. Młoda damo, jesteśmy co prawda handlarzami, ale nie cygańskimikotlarzami powiedział do dziewczynki. Jedziemy z dostawą do Haldon,ale chyba pomyliliśmy drogę. Niekoniecznie pocieszyła go Maoryska. Jeśli przy domu wybierze pan odpowiednią drogę dojazdową, po czterech kilometrach dotrze pan do drogi do Haldon sprecyzował chłopieci zdumionym wzrokiem zmierzył blizniaczki, które odważyły się ujawnić. Dlaczego te panie wyglądają tak samo? To dobra wiadomość powiedział McDunn, nie zważając na uwagęchłopca. Możesz mi jeszcze powiedzieć, gdzie my w ogóle jesteśmy? Tochyba nie jest już.Jak to się nazywało? Kiward Station?Dzieci zachichotały, jakby powiedział jakiś dobry żart. Nie, to O'Keefe Station.Ale pan O'Keefe nie żyje. Zastrzelił go pan Warden! dodała dziewczynka.Rozbawiony McDunn pomyślał, że jako policjant nie mógłby wymarzyć sobie lepszych informatorów.Ruben miał rację, gdy twierdził, że ludziew Haldon są bardzo uczynni. A teraz jest w górach, a Tonga go szuka. Cicho, Kia, nie powinnaś tego mówić! Chce pan się udać do panny Helen? Czy mamy ją przyprowadzić?Jest albo w szopie, albo. Nie, Matiu, jest w domu.Zapomniałeś? Powiedziała, że musi gotować dla tych wszystkich ludzi. Panna Helen? zapiszczała Laurie. Nasza panna Helen? zawtórowała jej Mary. Czy one zawsze mówią to samo? zapytał zdziwiony chłopiec. Najlepiej od razu zaprowadz nas na tę farmę odpowiedział spokojnieMcDunn. Wygląda na to, że znalezliśmy właśnie to, czego szukaliśmy.A pan Howard pomyślał z ukradkowym uśmiechem nie będzienam robić żadnych trudności.584Pół godziny pózniej konie były już wyprzęgnięte i stały w stajni Helen.Helen, która nie posiadała się z radości i zaskoczenia, mocno przytuliłado siebie blizniaczki, z którymi płynęła kiedyś na Dublinie".Myślała, żejuż nigdy ich nie zobaczy.Teraz nie mogła uwierzyć, że tamte na wpół zagłodzone dziewczynki wyrosły na takie wesołe i hoże panny, które właśnieprzejęły rządy w jej własnej kuchni. I to ma wystarczyć dla całej kompanii głodnych mężczyzn, pannoHelen? Nie ma szans, panno Helen, musimy trochę pokombinować. Czy to mają być paszteciki, panno Helen? To lepiej wezmy więcejsłodkich kartofli, a za to mniej mięsa. I bardzo dobrze, bo od mięsa mężczyzni robią się swawolni.Blizniaczki zachichotały z zadowoleniem. I tak się nie ugniata ciasta na chleb, panno Helen! Proszę poczekać,najpierw zrobimy herbatę!Mary i Laurie od lat przygotowywały posiłki dla klientów hotelu Daphne.Nie miały żadnych trudności z wykarmieniem gromady postrzygaczy.Szczebiocząc, krzątały się po kuchni, a Helen usiadła przy kuchennym stole z LeonardemMcDunnem.Opowiedział jej o dziwnej przygodzie z Maorysami, która ich doniej sprowadziła, Helen zaś zrelacjonowała mu okoliczności śmierci Howarda. Oczywiście noszę żałobę po mężu wyjaśniła, wygładzając skromną granatową suknię, którą od pogrzebu Howarda nosiła niemal bez przerwy.Na zakupczarnej sukni nie wystarczyło jej pieniędzy. Ale w pewnym sensie odczuwam teżulgę.Przepraszam, pewnie uważa mnie pan za osobę pozbawioną serca.McDunn potrząsnął przecząco głową.W żadnym razie nie uważał Helenza kobietę bez serca.Wręcz przeciwnie, nie mógł się napatrzyć na jej radość,kiedy wcześniej przytulała do siebie blizniaczki.Ze swoimi błyszczącymi brązowymi włosami, szczupłą twarzą i spokojnymi szarymi oczami wydała musię niezwykle atrakcyjna.Wyglądała jednak na wymizerowaną i wyczerpaną,i to mimo opalenizny.Było widać, że sytuacja ją przerasta.Najwyrazniejw kuchni czuła się równie zle jak w oborze.Wcześniej bardzo jej ulżyło, gdymaoryskie dzieciaki zaproponowały, że od razu wydoją krowę. Pani syn dawał do zrozumienia, że z jego ojcem nie zawsze było łatwo.Co zamierza pani zrobić z farmą? Sprzedać?585Helen wzruszyła ramionami. Jeśli znajdzie się kupiec.Najprościej byłoby przyłączyć ją do KiwardStation.Howard przewróciłby się w grobie, ale mnie to obojętne.Prowadzenie O'Keefe Station jako odrębnej farmy w zasadzie nie może przynieść zysku.Jest tu sporo ziemi, ale jest za mało żyzna, żeby wyżywić zwierzęta.Gdybyktoś i tak chciał ją prowadzić, musiałby mieć doskonałą wiedzę i spory kapitał.Farma popadła w ruinę, panie McDunn.Muszę to, niestety, przyznać. A pani przyjaciółka z Kiward Station.To matka panny Fleur, prawda? zapytał Leonard. Nie byłaby zainteresowana przejęciem pani farmy? Owszem, byłaby zainteresowana.Och, dziękuję ci bardzo, Laurie,jesteście cudowne, co ja bym bez was zrobiła! Helen podała filiżankę Laurie, która właśnie podeszła do stołu ze świeżą herbatą.Laurie nalała herbatę w taki sposób, jakiego Helen nauczyła ją kiedyśna statku. Skąd pani wie, że to Laurie? zapytał zdumiony Leonard. Nieznam nikogo, kto potrafiłby je odróżnić.Helen się roześmiała. Jeśli same mogły wybrać, Mary zawsze nakrywała do stołu, a Laurie podawała.Niech pan zwróci na to uwagę.Laurie jest bardziej otwarta,a Mary woli być na drugim planie.Leonard nie zauważył tego, ale podziwiał doskonały zmysł obserwacji u Helen. To jak z pani przyjaciółką? Cóż, Gwyneira ma własne problemy stwierdziła Helen. Sam panmiał okazję się o nich przekonać.Ten maoryski wódz chce rzucić ją na kolana, a ona nie ma możliwości, żeby zrobić cokolwiek bez Paula.Może kiedy gubernator w końcu ogłosi swoją decyzję. A jest możliwość, że ten Paul wróci i sam rozwiąże swoje problemy? zapytał Leonard.Wydawało mu się to niesprawiedliwe, że obie kobietyzostały same ze wszystkimi nieszczęściami na głowie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]