[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z pewnością nie była piękna.Otworzyła usta, żeby zaprzeczyć, ale pierwszy odezwał się Temple,zupełnie nie zwracając uwagi na komplement.- Potrzebuje ubrań.Mara pokręciła przecząco głową.- Nie potrzebuję ubrań.Francuzka już zapalała świece wokół niskiego podium na środkupokoju, jakby w ogóle nie usłyszała słów Mary.- Proszę zdjąć płaszcz.- Krawcowa rzuciła Temple'owi szybkiespojrzenie.- Cała wyprawka?- Pół tuzina eleganckich sukien.Sześć dziennych.- Ja nie.- zaczęła Mara, ale madame Hebert nie dała jej dokończyć.- To nie wystarczy na dwa tygodnie.- Ona nie będzie więcej potrzebować.Mara zmrużyła oczy.- Ona jest nadal obecna, chyba się nie mylę? W tym pokoju?Krawcowa uniosła brwi ze zdumienia.- Oui, panno.- Nie musisz na razie znać jej imienia - wtrącił Temple.Na razie.Ten krótki zwrot wyrażał bardzo dużo.Pewnego dniakrawcowa pozna jej imię i jej historię.Ale nie dzisiaj i nie jutro, kiedybędzie szyć suknie na zgubę Mary.Hebert skończyła zapalać świece, każdy płomyk dokładał się dokręgu złotego światła, do którego Mara, jak się domyślała, miaławstąpić.Sięgnąwszy do kieszeni, krawcowa wyciągnęła miarkę izwróciła się do Mary:- Panienko.Płaszcz.Musisz go zdjąć.Mara ani drgnęła.- Zdejmij go.- Słowa Temple'a brzmiały groznie w mroku.On samjuż zdjął wierzchnie okrycie i usiadł na kanapie.Oparł nogę w kostcena udzie drugiej i położył wielki, szary płaszcz na kolanach.Jego twarzkryta się w cieniu.Mara zaśmiała się gorzko.- Przypuszczam, że tobie wydaje to się takie proste? Rozkazujesz, akobiety po prostu wyskakują ze skóry, żeby cię zadowolić?- Jeśli chodzi o zdejmowanie damskich ubrań, to owszem, często takto właśnie wygląda.- Wypowiadał słowa leniwie.Mara miała ochotętupnąć nogą.Zamiast tego odetchnęła głęboko, próbując odzyskać panowanie nadsobą.Z kieszeni spódnicy wydobyła mały czarny notesik i ołówek.- Ile zwykle kosztuje cię rozbieranie kobiety?Miał minę, jakby połknął wielkiego owada.Parsknęłaby śmiechem,gdyby nie była taka wściekła.Kiedy doszedł do siebie, powiedział:- Mniej niż dziesięć funtów.Uśmiechnęła się.- Och, czyżbym wyraziła się niejasno? To była tylko wyjściowa cenawieczoru.Otworzyła notes, udając, że studiuje pustą kartkę.- Myślę, że przymierzanie to kolejne.pięć funtów, powiedzmy?Parsknął gniewnie.- Dostaniesz kolekcję najbardziej pożądanych sukien w Londynie ijeszcze mam ci za to płacić?- Nie da się zjeść sukni, Wasza Wysokość - zauważyła tonem gu-wernantki.Podziałało.- Funt.Uśmiechnęła się.- Cztery.- Dwa.- Trzy funty i dziesięć szylingów.- Dwa i dziesięć.- Trzy.- Jesteś zawodową wyłudzaczką.Uśmiechnęła się i znowu zajrzała do notesu, lekko oszołomiona.Niespodziewała się więcej niż dwa funty.- A zatem trzy.- No, dalej - powiedział.- Zciągaj płaszcz.Włożyła notes z powrotemdo kieszeni.- Jesteś hojnym księciem, doprawdy.- Zdjęła płaszcz, podeszła dokanapy, na której siedział, i położyła go na poręczy kanapy.- Sukienkęteż mam zdjąć?- Tak.- Odpowiedz padła z ust krawcowej i Mara mogłaby przysiąc,że w oczach Temple'a błysnęło zaskoczenie, które po chwili ustąpiłorozbawieniu.Pomachała mu palcem przed nosem.- %7łebyś się nie odważył śmiać.Jedna ciemna brew strzeliła do góry.- A gdybym?- Muszę cię wymierzyć, panienko, i dlatego chcę, żebyś miała nasobie jak najmniej.Może latem, w bawełnianej sukni, ale teraz.- Niemusiała kończyć.W końcu listopada już było przerazliwie zimno.Mara miała na sobie wełnianą koszulę i wełnianą suknię.Oparła ręce na biodrach, patrząc na Temple'a:- Odwróć się.Pokręcił przecząco głową.- Nie.- Nie wyraziłam zgody, żebyś mnie upokarzał.- Kupiłem ją - stwierdził, rozpierając się wygodnie na kanapie.-Rozluznij się.Hebert ma nienaganny gust.Pozwól, żeby cię ubrała wjedwabie i satyny, a ja za to zapłacę.- Myślisz, że za trzy funty możesz mną dysponować?- Nawet nie udaję, że myślę, iż zawsze będziesz uległa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]