[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Odwiez mnie do domu - poprosiła cicho.- Chyba oboje straciliśmyrozum.Zapomniałeś, że jesteś przecież zaręczony.Powiedz, że to nieprawda! Abbey zdawało się, że jej serce rozleci się nakawałki.Ryan jednak nic nie powiedział.Stał obok, patrząc na nią zezmarszczonym czołem.- Masz rację.Postradaliśmy chyba rozum.I tyle.Taki więc jest koniecwieczoru.- Pomóż mi zatrzeć ślady żółwicy, zanim odjedziemy - poprosiła,spoglądając na morze.Musi się czymś zająć, żeby przestać myśleć.A jest przecież czym się zająć.Należy za wszelką cenę ratować żółwiejaja, którym groziły najrozmaitsze drapieżniki i ludzie.Trzeba było w tym celuSRpozostawić po sobie jak najwięcej śladów, aby nikt nie domyślił się obecnościżółwia na plaży.Ryan bez słowa zebrał wyschnięte wodorosty i zaczął grabić nimi piasek.On także nie znajdował słów dla wyrażenia swoich uczuć.Abbey patrzyła naniego przez chwilę, a potem poszła w jego ślady.Jestem jednym z duchów przeszłości, które nawiedzają Ryana, myślałasobie.Czuła, jak bardzo jej pragnął, znała jednak dobrze jego matkę, poznała teżFelicity.Wiedziała dobrze, czego można się po nich spodziewać.- W mieście jest grupa ludzi, która zajmuje się ochroną żółwi - odezwałasię bezbarwnym głosem, gdy wsiadali do samochodu.%7łółwie przestały ją w tej chwili zupełnie interesować.Marzyła tylko otym, by znalezć się w domu, położyć do łóżka i wypłakać.- Pokażę im, gdzie są schowane jaja - dodała - a oni już zapewniążółwikom drogę do morza.Maleńkim żółwiom po wykluciu się z jaja groziło bowiem wielkieniebezpieczeństwo.Zdarzało się, że wszystkie żółwie z jednego gniazdapodczas wędrówki do morza chwytane były przez mewy lub inne drapieżniki.- Chciałabym zobaczyć, jak się wylęgają - dodała po chwili.Ryanmilczał.- Może będę ci mogła przysłać fotografię - szepnęła.Ryana przeniknąłstraszny ból.Któregoś dnia dostanie odAbbey fotografię, powiesi ją sobie na ścianie po to tylko, żeby do końcażycia nie móc zapomnieć tego wieczora.Nie umiał o tym myśleć spokojnie.Gdy wrócił na farmę, Felicity rozmawiała właśnie przez telefon.Powitałago chłodnym uśmiechem i uniesieniem brwi.Ręką wskazała pustą filiżankę.Ryan zrobił jej kawę i usiadł, czekając, aż jego ukochana skończy rozmowę zNowym Jorkiem.Jego ukochana?SRPowinienem się także zabrać do pracy, pomyślał.Mam już masęzaległości.A dziś spędziłem tyle godzin na oglądaniu żółwia.Ileż tozmarnowanego czasu!Zmarnowanego?Felicity z pewnością uznałaby ten czas za zmarnowany.Podobnie zresztąjak koledzy Ryana w Nowym Jorku.Ale może jednak nie? Może przynajmniejniektórzy z nich by mu zazdrościli?- Która jest teraz godzina w Nowym Jorku? - zapytał, gdy Felicityskończyła rozmawiać.- Koło jedenastej rano - odparła, zasiadając od razu do komputera.Pochwili już pisała.Felicity nigdy nie miała czasu na pogaduszki.- Dlaczego takdługo nie wracałeś? Czy to było samobójstwo? - spytała mimochodem, nieunosząc głowy znad klawiatury komputera.Myślami była gdzie indziej, bez reszty oddana pracy.To właśnie międzyinnymi cenił w niej tak bardzo.Miała olśniewający umysł, olśniewające ciało i.I co jeszcze?A co ma być jeszcze? - ofuknął sam siebie.Niczego więcej mi niepotrzeba.Felicity daje mi wszystko, czego pragnę.Wszystko, czego pragnę?- Znalezliśmy go - odezwał się.- Okazało się, że ma AIDS.Zmarszczyłaczoło.- Czy samobójstwo zakończyło się śmiercią?- Nie, ale niewiele brakowało.Udało nam się go uratować.- Ależ Ryan! -Zupełnie niespodziewanie Felicity zainteresowała się całąsprawą.- Mam nadzieję, że zachowujesz ostrożność!- Mieliśmy maskę.- A rękawiczki? Na litość boską! Udzielanie pomocy chorym na AIDS nienależy do twoich obowiązków.Jeżeli Abbey chce się tym zajmować, to jejsprawa, ale ona nie ma prawa ciebie do tego mieszać.SRTo prawda.Abbey nie ma prawa prosić go o cokolwiek.Sama jednak myśl o tym, że Abbey nie ma takiego prawa, dziwnie gozabolała.Abbey jest jego przyjacielem.Wiele go kosztowało, by nie wracać myślami do Abbey spoczywającej wjego ramionach, tulącej się do niego, czekającej na jego pocałunki.Abbey była śliczna.To prawda, tyle że nie było dla niej miejsca w jegoplanach na przyszłość.Co innego Felicity.Abbey była wdową, miała dziecko i niezliczoną ilość obowiązków.Dojego życia w Stanach pasowałaby tak, jak kwiatek do kożucha.Wzruszył ramionami i wziął słuchawkę, aby zadzwonić do NowegoJorku.%7łycie musi toczyć się dalej.ROZDZIAA DZIEWITYNastępnego dnia o ósmej rano w szpitalu pojawiło się troje lekarzy.- Bardzo mi przykro - rzekła na ich powitanie Eileen - ale nie jestem wstanie zapewnić każdemu z was odpowiedniej liczby pielęgniarek.- Może by więc doktor Wittner wróciła na urlop? - odezwał się Ryan,obrzucając Abbey groznym spojrzeniem.Abbey wyglądała dziś ślicznie.Miała na sobie sukienkę w podobnymodcieniu błękitu co oczy, a jej twarz okalały lśniące, puszyste włosy.- Może by doktor Henry wrócił do Nowego Jorku? - odparowała,rumieniąc się przy tym.Ryan podobał jej się tak bardzo, że nie mogła oderwać od niego oczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]