[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kirstyodepchnęła od siebie złe przeczucia.Nie musi sobie dodawać zmartwień.Itak sporo przeszła tego wieczora.Wystarczy to, co jest.Klacz była bardzo zdenerwowana.Kirsty kazała ją zaprowadzić na tyłystajni, z dala od zgiełku i zamieszania panującego na podwórzu.Chciałazapewnić zwierzęciu jak największy spokój.Nie mogła uśpić klaczy zewzględu na zaawansowaną ciążę.Chłopcy stajenni, którzy jej pomagali, byli prawie tak samo przerażenijak jej pacjentka".Kirsty musiała postawić lampę na trawie, ponieważtrzymający ją chłopiec drżał na całym ciele i o oświetleniu polaoperacyjnego nie mogło być mowy.Klacz nie bała się Kirsty ani czekającego ją zabiegu.Wydawała się nieczuć bólu.Aeb miała zwrócony w stronę, skąd biła płomienna łuna, a jejrozdęte chrapy niespokojnie wciągały zapach dymu i zgliszcz.Pożarprzerażał ją bardziej niż pochylony nad raną weterynarz.Kiedy Kirsty skończyła szycie i uniosła głowę znad rany, była potworniezmęczona.Nie czuła nic.Ani satysfakcji z dobrze wykonanego zabiegu, anizadowolenia, że koszmarny dzień dobiega końca.- Przyjdę jutro, żeby zmienić jej opatrunek - powiedziała martwymgłosem.- Jest tu gdzieś jakieś spokojne miejsce, żeby mogła terazodpocząć?- Tam obok domu jest stajnia.Chyba ogień do niej nie dotarł.- Zaprowadzcie ją do tej stajni, tylko powoli i ostrożnie, i zostawcie tamna noc.Ogień z wolna zamierał.Kirsty ruszyła poprzez dymiące zgliszcza wstronę podwórza.Po pierwszym szeregu stajen nie zostało nic prócz stosu nadpalonych,ociekających wodą belek.Wzniesiony przez nią korytarz z siana przestałistnieć.Jakaś kobieta podała jej kubek herbaty.Kirsty wzięła go jak automat ipodziękowawszy, utkwiła wzrok w rozciągającym się przed niąksiężycowym krajobrazie.Widok był niesamowity.Tam, gdzie dawniejstały budynki, straszyły czarne szkielety ruin.- Serce się człowiekowi kraje - powiedziała kobieta, a przyjrzawszy sięRS67jej dokładniej, dodała: - Jesteś tym nowym weterynarzem, tak?- Tak.- Mam dla ciebie wiadomość.Wyciągnęła do niej rękę.- Jestem Doreen, mieszkam obok Hendersonów.Doktor Haslett prosił,żeby ci powiedzieć, że jedzie z Bobem i Fredem do szpitala.Nie czekaj naniego.Nie będzie potrzebował samochodu.- Tak myślałam - kiwnęła głową Kirsty.- A jak się czuje Henderson?- Od tego dymu dostał ciężkiego ataku astmy.Zostanie na noc w szpitalu.Doktor Haslett zabrał też jego żonę, Irene.Nic się jej nie stało, ale przeżyłaszok.Doktor powiedział, że ją też zapakuje do łóżka.Aóżko.To słowo zabrzmiało w uszach Kirsty jak cudowna muzyka.Położyć się do łóżka i spać, spać.Dopiła herbatę i oddała kobiecie kubek.- Powiedz im.powiedz osobie, która zajmuje się teraz farmą, że ranoprzyjadę zbadać konie.A teraz jadę do domu położyć się spać.Aóżko.Jak zahipnotyzowana ruszyła w stronę spiętrzonych na nimpoduszek.Wzięła właśnie prysznic i wyszła z łazienki, kiedy od strony oknadobiegł ją jakiś dzwięk.Przez chwilę wahała się, a potem wzruszyłaramionami.Niech się dzieje co chce.Jest zbyt zmęczona, żeby się tym przejmować.Ma tylko jedno marzenie: jak najszybciej dotrzeć do łóżka.Dzwięk powtórzył się.Jakby ktoś rzucał drobnymi kamykami w okno.Boże, jest przecież trzecia w nocy.Należy jej się chyba chwila spokoju iodpoczynku.Podeszła do okna, otworzyła je i wyjrzała.Na dole, w świetle ogrodowejlampy, stał Reid.Reid.Kirsty automatycznie obciągnęła krótką koszulę nocną.Czego on chce?Nie chciała pytać, po co przyszedł, żeby nie obudzić śpiącej na parterzeEve i babci.Zresztą Reid nie czekał na pytania.Zobaczyła jego rękę naporęczy balkonu, potem ukazała się głowa.- Dobry wieczór - powiedział zupełnie normalnym tonem.- Nie tak łatwodo ciebie wejść.Usta Kirsty zadrżały.Nie wiedziała, czy ma wzywać pomocy, czy sięroześmiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]