[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.plan zemsty na Fridzie, żechciałam ją ukarać, ale wcale tak nie było.Zdenerwowałam się, nie przeczę, musi pan jednak zdawaćsobie sprawę, że przeżyłam ogromnie napięcie.Kiedy umiera matka, człowiek nagle staje się sierotą.Nawet dorosła kobieta traci równowagę po śmierci matki, zwłaszcza gdy mieszkały w tym samymdomu.Kolana się pod nią uginają, jakby dopiero uczyła się chodzić.I choćby obiecywała sobie, żekiedy matka umrze, zrobi tyle rzeczy.zatańczy z Indianinem, wyrzuci brzydką fioletową kapę,rozbije francuski porcelanowy wazon w salonie - ten z dwoma amorkami - wezmie sobie matczynyżakiet, wykończony futrem, wepchnie siostrę w błoto.to kiedy nagle może zrobić to wszystko, wcalenie czuje się wyzwolona, wręcz przeciwnie, ma wrażenie, że ona wciąż ją obserwuje i ocenia.Matkajest obecna, choć jej nie ma.Jej oczy są otwarte, choć zamknięte.A zatem kobieta spycha te wszystkiezbuntowane myśli w najciemniejszy zakątek mózgu, gdzie ich miejsce, i choć czasem uwalnia je dlazabawy, już zawsze odczuwa przy tym niepokój.W ciągu czterech czy pięciu następnych tygodni Frida doskonale odgrywała rolę oddanej córeczki.Uniknęła brudnej roboty, nie musiała porać się z zamętem, jaki wywołała choroba Mami.Przyjechałana sam koniec i teraz obie z Lucienne bawiły się w wybawicielki Papy - parzyły mu herbatę, zabierałygo na spacery,256 rozśmieszały historyjkami O cudownych przyjęciach, na których bywały w Detroit i NowymJorku.Właściwie te opowieści były dość zabawne.Frida opowiadała o tym, jak pocałowała taksów-karza w policzek, gdy nauczył ją pierwszej zwrotki Gwiazdzistego sztandaru, który właśnie uznano zaoficjalny hymn Stanów Zjednoczonych.Była to piosenka o psie!- Zobacz tam ogon psa, jak powiewa wśród wzgórz.*Coś w tym rodzaju.Nie bardzo rozumiałam tekst i Frida też nie, ale brzmiał bardzo śmiesznie,kiedy go śpiewała.- Cóż, hymn o psie, czemuż by nie - śmiała się.- To bardzo demokratyczne! Niech żyje psi ogon!Lecz w środku Frida przeżywała udrękę.Miała ściągniętą i napiętą twarz, jakby czuła nieustanne,bolesne wzdęcie, oczy zaś - wilgotne i zaczerwienione.Słyszałam, jak płacze, zamknięta sama wpokoju.Nie wątpię, że jej rozpacz była szczera.W końcu oprócz śmierci Mami musiała sobie poradzićz niedawną utratą dziecka.Rzecz w tym, że nie tylko ona czuła się nieszczęśliwa.- Wiesz, Cristi - powiedziała do mnie, gdy jechałyśmy do Mexico City, skąd odchodził pociąg doStanów - to dobrze, że zabrałam ze sobą Lucienne, bo nie bardzo o mnie dbałaś.Każdy nerw w moim ciele zjeżył się, gotów do ataku.- O co ci chodzi, Frida? Kazałam Inocencii przygotować mole poblano specjalnie dla ciebie.- A na co mi mole poblano Inocencii! Sama robię lepsze.- Słuchaj, Frida - rzekłam.- To mnie wiele kosztowało.Robiłam, co mogłam.- Wiem, kochanie, wiem.Jesteś wyczerpana, jak my wszyscy.To nieważne.W końcu, skoro maszdzieci, to nie mogłaś poświęcać mi wiele czasu.Dałam spokój.Nie odezwałam się słowem.Ale znowu zaczęła.Frida przekręca pierwszy wers hymnu USA: Oh I say, can you see, by the dawn's early light.,który można przetłumaczyć:  Zobacz tam, w brzasku dnia, jak powiewa wśród zórz." (przyp.tlum.).257 - Tyle tylko, że.- %7łe co?- No wiesz, przeszłam tyle z Diegiem i tak podupadłam na zdrowiu, że właściwie nie mam jużenergii.Mogłaś przynajmniej.- Miałaś dość energii, żeby urządzać sceny na pogrzebie - odcięłam się.- Sceny? Cristi, czułam najgłębszy żal!- Wszyscy czuliśmy najgłębszy żal, ale tylko ty błaznowałaś jak Catalina Trueba.- O Boże, jakże mnie ranisz, Cristi.- Ranisz ją, Cristina - wtrąciła się jej przyjaciółka cienkim głosem, z tym swoim szwajcarskimakcentem, który sprawiał, że wydawało się, jakby miała usta pełne flegmy.Frida wybuchnęła płaczem.Poczułam się okropnie.Biedna Frida.W końcu była chora.W końcu właśnie straciła dziecko.Wkońcu podróż bardzo ją zmęczyła.W końcu Diego traktował ją jak śmieć.Wiedziałam o tymwszystkim.- Przepraszam - powiedziałam.Pochyliła się i wzięła mnie za rękę.Dojeżdżałyśmy do dworca.Pociąg do Teksasu powoli wypełzał ze stacji niczym ogromna gąsienica ze szklą i metalu.Pomachałam odjeżdżającym na pożegnanie i poczułam się straszliwie samotna.258 ROZDZIAA 17Na rozstajachPamiętam to ze szkoły:  Nie może złego owocu dobre drzewo wydawać".To z Ewangelii wedługZw.Mateusza.Przez lata wiele o tym myślałam, ponieważ ja wydałam złe owoce.Przecież tak panuważa, prawda? Pan i wszyscy inni.Chociaż.Nie, ma pan rację.Wydałam złe owoce, to jasne, alejak do tego doszło? Bardzo chciałabym wiedzieć.Przecież byłam takim niewinnym dzieckiem, niebardzo rozumiałam, co się dzieje - przynajmniej tak mi się wydaje.Nie miałam złych zamiarów, nieuświadamiałam sobie, co robię.Chociaż nie.oczywiście, że sobie uświadamiałam, ale nie miałampojęcia, dokąd to zaprowadzi.%7ładnego pojęcia.Nie wiedziałam, że nasze życie nigdy już nie będzietakie samo, że wszystko ulegnie zniszczeniu, że Frida się załamie.Być może na tym polegało cale zło.To znaczy, na tym, że ani przez chwilę nie zastanowiłam się, iż trzeba będzie zapłacić - albowiemwszystko, co robimy, ma swoją cenę.Może powinnam była zdać sobie z tego sprawę.A może kłamię.Frida wróciła do Stanów.Sprawy potoczyły się fatalnie; freski w Detroit wywołały wielezamieszania; zostały uznane za komunistyczne, powstały bowiem ku czci robotników, toteż wieluAmerykanów potraktowało je jak atak na amerykański styl życia, na kapitalizm.Poza tym widniały nanich akty nagich kobiet, Amerykanie zaś są pruderyjni i uważają nagie ciała za obrzydliwe.Takpowiedziała mi Frida [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire