[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabobonna powiastkao strachach, i mglista wieść o jakichśświetnościachi dostatkach, które gdzieś mają istnieć, ale których nikt żywy nie widział i nie doznał, to jedyny objawtwórczej imaginacji.Oleńka miała umysł żywy, którego nie zdołało przygnieść ze wszystkiem złe obchodzenie się"neńki." Nie raz śniły jej się "bajki," i kiedy dzieci "neńki" wybiegły do niej na łąkę, opowiadała im je przekształconewedług swego sposobu; były między temi dziećmi starsze od niej, ale żadne z nich nie zdołałoby było powtórzyćopowiadania, tak jak ona niezdołałaby była zdać sobie sprawy z tego, jak wyglądają stworzenia i przedmioty, zapełniające świat tych bajek.A teraznagle, ta "kareta" z dużemi, dużemi końmi, zajmująca przestrzeń większą od całego obejścia Pylypa, męża "neńki" ici dwaj ludzie, z guzikami i galonami u kaszkietów, błyszczącemi jak słońce, i ci dwaj panowie, którym Pyłypkłaniał się do kolan, a którzy przemawiali do niej tak łagodnie, głaskali ją po głowie i całowali w czoło, ocierając sobiechustkami oczy ukradkiem, tak, aby jeden drugiego nie widział, i ta gruba pani, która zajmowała się nią tak troskliwie ihołubiła ją, jak "neńka" najmłodsze swoje dziecko! A potem, ta koszulka, taka biała, a taka cieniutka! trzewiki takieświecące jak woda, a sukienka taka " kraśna" jak kwiaty rosnące wśród zboża, a kapelusik słomiany, z taką pięknąjedwabną wstążką! Zdawało się Ołence, że śni jej się "bajka" wszak w ósmym roku życia tak mało jeszcze jestróżnicy między tem, co się dzieje we śnie, a tem, co na jawie! Nie mogła pojąć, dla czego dzieci "neńki" postawaływszystkie w kącie, koło przypiecka, i patrzały na nią z takiem zdumieniem, nie śmiąc ruszyć się z miejsca.Jeszczemniej mogła pojąć, dla czego, kiedy jeden z panów wziął ją za rączkę i wyprowadzał z chaty, "neńka" poczęłazawodzić okropnie, i porwała ją w swoje uściski, nazywając ją "moja hołubońku" i narzekając, że już jej nigdy więcejnie ujrzy.A wtenczas drugi pan ofuknął" neńkę" bardzo ostro, i powiedział jej.że niepotrzebnie udaje żal, kiedy biłaOłenkę,i morzyła ją głodem.A potem wyjął z kieszeni garść drobnej monety, i rozdał, ją dzieciom, neńki na obwarzanki Apotem obydwaj panowie wsadzili Ołenkę do karety, i wsiedli sami, wraz z ową grubą panią, i konie ruszyły z miejsca.tak szybko, że świat cały zdawał się mknąć w tył na prawo i na lewo, i Oleńka widziała jeszcze, tylko przez krótkąchwilkę, jak Pyłyp kłaniał się nisko karecie, i jak dzieci stały pod chatą i patrzały na nią; wytrzeszczając duże, jasne,nierozumneoczy.Dalej już wśród przyjemnego kołysaniapowozu, Oleńka usnęła, i śniły jej się znowu "bajki, "wyrazniejsze już tym razem, i na przemian znowu śniło jej się, że ją bije "neńką," i posyła po dit'ka, aby ją wziął, jakoswoja córkę.Po długich latach to drugie nieraz jeszcze śniło się Olence, i zrywała się ze snu, jak teraz ale zawszejuż potem, jak teraz, był, ktoś koło niej, co ją popieścił i przemawiał do niej łagodnie, słodko, nazywając ją swojemdzieckiem.Tyle było, dobrych ludzi, którzy ją nazywałi tem imieniem, a dit'ka między niemi nie było.Przynajmniej Helencia, przechrzczona tąk z Ołenki, nie była świadomą jego obecności.Ksiądz Stodolski atoli i paniPodwalsku, i panii Trzecieszczakiewiczowa, i wielki historyk Kryspin, i mały literat z "Przeglądu Codziennego,'' nietaili bynajmniej swojego przekonania, że czart obrał sobie stałą siedzibę w tem kółku, w które weszła Helenka.PanAlfred Zgorzelski ile razy zdarzała się sposobność po temu, przyłączał się do ogólnego zdania, a u OO.Jezuitów, zambonyw dni świąteczne, podały nieraz wcale nie dwuznaczne wskazówki że w pewnym domu, przy pewnej ulicy, srogiBelzebub rozłożył się główną kwaterą i rozciąga ztamtąd swoję operacje wojenne na całe, bogobojne zresztą miasto.Mały literat biadał w swoich artykułach nad materjalistycznym kierunkiem, pozbawiającym świat wszelkiegoidealnego uroku, i pracował nad powieścią, w której ludzie "pozytywni"' na kształt ostrych bodiaków obdzierająbliznich z szat, ze sławy, i ze skóry, podczas gdy dwie istoty niezrozumiane błąkają się jak wonne fjołki gnanewichrem jesiennym, wśród tego chwastu, i najprzód nie rozumieją się nawzajem wcale, a potem mówią sobie rzeczyniezrozumiałe, ale obszerne, i roznmieją się doskonale, a potem umierają na ostatniej stronicy, prawdopodobnie znudów.Wielki historyk zaś w wielkim organie wykazał jak na dłoni, że pozytywizm targa i rwie nic tradycjinarodowej, przeważnie religijnej i rodzinnej, i że między innemi, jeżeli tak dalej pójdzie, to nowonawodzone dzieci niebędą miały ani ojców, ani matek, ale będą wychowywane w umyślnie na ten cel przeznaczonych zakładachpublicznych, a w końcu sprzykrzy im się to i przestaną się rodzić, ziemia przestanie karmie żywe istoty, słońceprzestanie świecić i nadejdzie koniec rodzaju ludzkiego i całego świata.Nie wyprzedzajmy atoli tak dalece biegu Wypadków.Około pół do pierwszej po południu, powóz pana Zameckiegowtoczył się z turkotem stłumionym dobremi resorami na bruk miejski,i mijał szybko plantacje, przeznaczone na przechadzkę publiczną.Pan Tadeusz wpatrywał się w śpiącą dziewczynko iobejmował ją ramieniem panią Drozdowskę wysadzono po drodze, koło jej mieszkania.Pan Skryptowicz,pomrukując pod nosem, wynurzał różne pozytywne zdania, tyczące się nadmiaru dobrego apetytu, którym był trapionyw tej chwili, i prawdopodobieństwa, że będzie musiał czekać pół godziny, nim mu podadzą rosół.Naraz podniósł rękędo kapelusza i ukłonił się grzecznie. Komu ty się kłaniałeś ? zapytał go p.Tadeusz. Zobacz sam, to cię zajmie więcej, niż gdybym ci powiedział.Pan Tadeusz podniósł się i ujrzał na plantacjach pannę Helenę Podwalską, w towarzystwie paniTrzecieszczakiewiczowej i jej panienek.Nie on jeden w tej chwili oglądał się za nią, owszem, jakaś epidemja oglądaniasię zdawała się grasować na plantacjach.Ależ był i powód do tego.Nie było pod słońcem dłuższych i ciemniejszychrzęsów, ani regularniejszych rysów twarzy, ani śnieżniejszej płci, ani postaci i form bardziej pełnych, majestatycznych,a wysmukłych i kształtnych zarazem.Wenus z Milo, nawet gdyby była brunetką i gdyby miała ciemne oczy i długierzęsy tegoż koloru, zaledwie mogłaby z nią rywalizować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]