[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uparłeś się, by ją odwiedzić i nicdobrego z tego nie wyszło.- Mamo, ona miała papugę.- Papuga to wrzaskliwe ptaszysko.Uczy się jednego słowa ipowtarza je.Byście się kłócili, aż podziobałaby cię.- Czy dzieci mogą się żenić?- Nie synku.Są za małe.Tylko w dawnych wiekach zdarzały siętakie wypadki.- Czy dzieci mogą mieć dzieci?- Nie mogą.- Mamo, chcę spotkać dziewczynkę, która mi się śniła.Matka z wahaniem zapytała:- I co było dalej we śnie?- Chowaliśmy się pod kołdrą, by jej nie znalezli.Było ciemno, bomiałem zawiązane oczy i gdy je otworzyłem, zobaczyłem, żeobudziłem się i nie ma żadnej dziewczynki.- To ubieraj się, zaspałeś.Wuj już wyjechał.- Mamo, dlaczego mówimy piątek, a sobota nie nazywa się szóstek, aniedziela siódmek?- Synu, jakim ty jesteś dziecinnym dzieckiem.Kiedy wydoroślejesz?- Mamo, już przed wojną nie chciałem być dorosły, pragnąłem zostaćdzieckiem, ale to beznadziejne.- Skąd bierzesz takie słowa jak: "beznadziejne", "na zawsze"?Jaon speszył się i powiedział:- Dokąd było radio, słuchałem piosenek, czasem z Maniunią ikazałem nucić Maniuni, a nawet tańczyć.Tam było "na zawszeprzysięgam ci nie zapomnieć o magnoliach.Blask księżyca wchodziłdo oranżerii."- Oj dziecko, dziecko, co ja z tobą mam - westchnęła matka.Po świętach nastały mrozy tak silne, że jak mówiła matka: - "Bógpodwoił próbę, jakiej nas poddaje".Na oknach pokoju Jaonautworzyły się grube powłoki lodu, które zaciemniały pokój.Niemożna było odsłonić zasłon, ani zdjąć kocy, którymi okno byłouszczelnione, bo przymarzły.Tylko Frania wyprawiała się na miastoubrana w płaszcz matki Jaona, wepchnięty na Frani płaszcz.Trzebabyło wykupić przydział na kartki.- Nienawidzę tych Niemców - krzyczała wróciwszy i cisnęła zakupyna stół.- Zmniejszyli o sto deka cukier.Kto tu jest nędzarzem?Oni, czy my? Sprzedaż węgla zawieszona, pod karą śmierci.Ubójświń zakazany pod karą śmierci, a oni mordują ludzi.Ceny podwoiłysię z powodu mrozów.Jeden kartofel wypada prawie złotówkę.Zwiatskamieniał.Dziś w nocy było minus 27.Ludzie ubrani jak w jakimteatrze.W turbanach, jak w jakiej Afryce.Co ja mówię? Tamtrzaska wszystko od gorąca, tu od mrozu.Od dziś nie biorę cukrudo ust - mówiła dalej podekscytowana.- Wszystko będzie dlaJaonika.Musi rosnąć, a ja już maleję.Zresztą gorycz znam dobrze.Matka przyjęła bez słowa ofiarę Frani.Cukier zsypano do pustejsrebrnej cukiernicy w kształcie skrzyni.Po okresie częstych wizyt poczuli, jak są osamotnieni.Kto mógł niewychodził na ulicę, bano się zimna, Niemców i zarażenia tyfusem, iczerwonką, które szalały.Została im tylko Frania.Powiedziała im, że muszą przenieść się dokuchni, by oszczędzać węgla.Zajęli miejsce we wnęce, gdziedawniej sypiała Dziurzyna.Frania robiła honory domu, ale czućbyło, że wolałaby być sama.Była rozdrażniona.Słychać było, żenie może usnąć.Także Jaon pierwszy raz w życiu czekał na sen.Zapachy kuchenne, które tak lubił przed wojną: przypalonego mleka,spalonego gazu, osypanych ziemią jarzyn - teraz dręczyły go.Z powodu zimna dochodzącego do minus 30 w szkole nie wznowionozajęć po feriach.Jaon siedział całe dnie w kuchni, w której bezprzerwy płonął ogień pod blachą, dając czerwone światłokontrastujące z przerazliwą bielą dochodzącą zza okna; szyber byłprzymknięty, a fajerki zdjęte.Przyniesiono wszystkie kwiaty,które w tropikalnej atmosferze zaczęły kwitnąć.Jaonowi wolno było wychodzić tylko do gabinetu ojca.Przedtemmusiał ubrać się w płaszcz i czapkę.Chodził po książki, któreznosił naręczami.Całe dni czytał.Matka też czytała, czy modliłasię z grubej, oprawionej czarno książeczki.Opanowało go podejrzenie: matka chce wstąpić do klasztoru, gdyojca nie ma wróci do zamiaru, jaki miała nim go poznała.- Mamo, ja ci tę książkę spalę! - krzyknął.- Skończy się tym.Będziemy palić bibliotekę.Frania pijąc herbatę z malinowych liści bez cukru krzywiła się.Przezwyciężała obrzydzenie, czy przypominała o ofierze jakąponosi.- Ja już nie mogę! - wykrzyknęła nagle.- Już nie mogę znieść, jakJaon ciągle paple i paple, jak nakręcona papuga.- Franiu, on przeważnie czyta.- Odejdę do Aatyńskich.Niech sobie pani sama daje radę, albowychowa swoje dziecko.Mówi co mu przyjdzie tylko do głowy.Nieskrywa żadnej myśli, a pani gada z nim na poważnie.Pani, tonajdziwniejsza z pań jakie miałam.Już zła pani lepsza niż taka.Jak była zła, to się nie przejmowałam.Dziecko marnuje się przezpanią.Dziecku trzeba kazać milczeć.Wtedy lepiej rośnie.- Cieszę się, że Frania przejmuje się Jaonem.Frania staje siękimś z rodziny.- Już za pózno.%7łeby go pani nawet biła trzy razy dziennie, takizostanie.Chwilami to bym go biła, biła, biła.- Zamilkła, bomusiała przypomnieć sobie przeszłość.Przed wojną za takie słowa byłaby zwolniona, teraz dodaławyzywająco:- Wojna zrównała wszystkich.- Zapadła cisza, po chwili Franiadodała pojednawczym tonem.- Pod względem życiowym jest małymidiotą - wymówiła słowo "ydyjotom" - a od czytania oślepnie.Mającdwadzieścia lat będzie chodził z białą laską.Matka milczała.Napomknienie o Aatyńskich odebrała widać jakopogróżkę.Niedawno omal nie wyrzucili Frani, byłanajnieszczęśliwsza i bezdomna, a teraz Frania groziła im.- Cukier Frani, co zjadłem, zwymiotuję i niech go Frania sobiezje! - rzekł Jaon.Frania odwróciła się od pieca i patrzyła z nienawiścią.Jej ręcerozcapierzyły się, gotowe chwycić pogrzebacz, czy garnek zgotującą się wodą.- Myślę, że pani ukarze tego krasnala.- Franiu, nie trzeba schodzić na poziom dziecka.Rozsadzała go duma, że osoba dorosła go nienawidzi.- Mam jeść wymiociny Jaonika? Niech Jaonik żre mój cukier dalej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]