[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A co miałoby mi się stać? Powinnam chyba wiedzieć.- Na przykład coś takiego, co przytrafiło się pannie Elisabeth Temple - wyjaśnił Wanstead.Zza rogu budynku wyszła Joanna Crawford.Niosła torbę na zakupy.Mijając ich, skinęła głową.Spojrzała na nich z zainteresowaniem i poszła dalej uliczką.Profesor milczał, dopóki nie zniknęła im z oczu.- Sympatyczna dziewczyna - powiedział.- Takie przynajmniej sprawia wrażenie.Wciąż jeszcze zadowolona z opieki i posłuszna despotycznej ciotce, ale sądzę, że już wkrótce wejdzie w okres buntu.- Co pan miał na myśli, mówiąc o pannie Temple? - zapytała panna Marple, chwilowo niezainteresowana potencjalnym buntem Joanny.- Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, powinniśmy chyba wspólnie spróbować odpowiedzieć na to pytanie.- Chodzi panu o wypadek?- Tak.Jeśli to był wypadek.- Uważa pan, że nie?- No cóż.Myślę, że trzeba rozważyć także inne możliwości.To wszystko.- Nie wiem, co się tak naprawdę stało - panna Marple zawahała się.- Rzeczywiście, nie było pani z nami, ponieważ jeśli mogę tak powiedzieć, wykonywała pani swoje obowiązki w innym miejscu, prawda?Panna Marple milczała przez moment.Rzuciła profesorowi jedno czy dwa krótkie spojrzenia i odrzekła:- Nie rozumiem, o czym pan mówi.- Jest pani ostrożna.I bardzo dobrze.- To stało się moim zwyczajem.- Ostrożność?- Właściwie ujęłabym to inaczej.Zawsze jestem gotowa, aby nie wierzyć w nic, a jednocześnie móc w każdej chwili uwierzyć we wszystko, co usłyszę.- W tym wypadku także muszę pani przyznać rację.Nic pani o mnie nie wie.Zna pani tylko moje nazwisko, które widziała pani na liście uczestników tej sympatycznej wycieczki.Zwiedzamy razem zamki, zabytkowe posiadłości i wspaniałe ogrody.Panią zdaje się najbardziej interesują te ostatnie.- Możliwe.- Są tutaj i inne osoby, które interesują się ogrodami.- Albo takie, które udają, że się interesują.- Ach, to także pani zauważyła - powiedział profesor, po czym kontynuował wyjaśnienia: - zacznę może od początku.Miałem zadanie obserwować pani działania i być w pobliżu, gdyby zaszła taka potrzeba.gdyby pojawiło się niebezpieczeństwo, powiedzmy dosadnie, jakiejś ”mokrej roboty”.Teraz jednak sprawy wyglądają trochę inaczej.Musi pani zdecydować, czy jestem pani sprzymierzeńcem, czy wrogiem.- Ma pan rację - odrzekła panna Marple.- Wyraził się pan dosyć jasno, ale nie udzielił mi pan żadnych informacji o sobie, które ułatwiłyby mi ocenę.Przypuszczam, że był pan przyjacielem Rafiela.- Nie - odparł Wanstead.- Nie byliśmy przyjaciółmi.Widziałem go tylko kilka razy.Raz na zebraniu zarządu w szpitalu, a drugi raz na jakiejś oficjalnej imprezie.Słyszałem o nim.On o mnie chyba też.Jeśli powiem, że jestem człowiekiem wybitnym w swojej dziedzinie, pomyśli pani pewnie, że to próżność.- Nie sądzę - odrzekła panna Marple.- Jeżeli mówi pan tak o sobie, to przypuszczalnie taka jest prawda.Podejrzewam, że pana zajęcie ma jakiś związek z medycyną.- Jest pani spostrzegawcza.Bardzo spostrzegawcza.Rzeczywiście, ukończyłem studia medyczne.Zrobiłem także specjalizację z patologii i psychologii.Nie mam ze sobą żadnych dyplomów i będzie mi pani musiała uwierzyć na słowo.Mógłbym jednak pokazać pani listy adresowane do mnie i kilka dokumentów, które by panią przekonały.Specjalizuję się w medycynie sądowej.Mówiąc prościej, interesują mnie różne typy umysłów przestępczych.Badam to zagadnienie od kilku lat.Opublikowałem parę książek na ten temat.Niektóre z nich były powodem do wielu dyskusji i przysporzyły mi zarówno przeciwników, jak i zwolenników.Ostatnio nie mam zbyt wiele pracy.Sporo piszę, koncentrując się na tematach, które wydają mi się interesujące.Od czasu do czasu pojawia się jakaś sprawa, która szczególnie mnie zajmuje.Taka, którą chciałbym dokładniej zbadać.Ale zdaje się, że panią nudzę.- Ależ wręcz przeciwnie - zaprotestowała panna Marple.- Słuchając pana mam nadzieję, że wreszcie dowiem się tego, czego nie powiedział mi pan Rafiel
[ Pobierz całość w formacie PDF ]