[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmęczone pierwszym tańcem panienki popadały na krzesła nie myśląc jużuciekać.Panna Kiecka zresztą weszła i, choć czyniła wyrzuty napastnikom,utrzymując, że księżna pani gdy się dowie gniewać się będzie zaklinała tylkoo to aby się ichmość przyzwoicie zachowywali.Muzyka nie spoczywając rozpoczęła na nowo.w skoki poszli panowiedeputaci z okrzykami na cześć księcia i gościnności Radziwiłłowskiej.A że ciągle tańcować niepodobna, więc w chwilach spoczynku poprzysiadalitancerze do panien i poskładały się pary tak czułe po winie, iż niejednemu zdałosię jakby swą tanecznicę.której imienia i nazwiska nie wiedział, znał od wieka.Zmiechem się sala rozlegała.Upojonych przy stole dobijały oczy niewieście.Wiązały się rozmowy osobliwe.Panna Znieżkówna i panna Kildysz, dwie najmędrzejsze, dostały się dwomdeputatem nie żonatym a wątpliwym.Jak się to stało, że one na nich czy oni donich trafili rzecz niepojęta ale Znieżkówna za serce okrutnie pochwyciłaKonopkę, a Kildyszówna Ponikwickiego.Odcinały się im dwuznacznemi słówkami tak dowcipnie, broniły tak śmiało,wyzywały tak drapieżnie, że deputaci głowy potracili.Konopka chciał w końcuklękać przed swoją, a Ponikwicki tak się zwinął, że Kildyszównę świeżą jakróżyczkę dopadłszy w kącie pocałował.I tem się zgubił.Jakby się z jej usttrucizny napił, czy lubczyku nie mógł już od niej odstać.Panna Kiecka pilnowała przyzwoitości, lecz w kilkunastu miejscach razem byćnie mogła.Na głośniejszy wykrzyk biegła i przybywała, gdy tylko rumieniecświadczył iż się coś stało nadzwyczajnego.Lecz do tego nikt się nie przyznawał.Deputaci przysięgali, że się zachowali jak baranki.Zabawa ta przeciągnęła się pózno w noc, aż nareszcie na jakiś dany przezKiecką tajemniczy znak panny po jednej wymykać się i znikać poczęły.Deputaci opatrzyli się też, że do domów wracać czas było.Książę już w drugimpokoju drzemał w fotelu, a raczej spał snem sprawiedliwego po szczupaku.Tegoż samego wieczora w gospodzie najętej przez panią Borkowską izby stałyoświecone, i choć muzyka nie grała, wesoło się zabawiano.Ciężko to było walczyć o lepsze z księżną wojewodziną, lecz raz wszedłszy natę fałszywą drogę, pułkownikowa już się cofnąć nie mogła.Całe więc domostwo u żyda musiano wynająć za drogie pieniądze, a do tego jeprzystrajać.Lecz że po nieboszczyku pułkowniku siła została tych osobliwości,które on tak namiętnie gromadził, można było większą ich część przewieść doNowogródka.Kobierce, sprzęty i co tylko służyć mogło do przybrania izbnagich.Sunęły więc furmanki, cala służba się przeniosła do miasteczka,przybijano, zawieszano, myto, szorowano, kadzono.Pisarzowa z córką od ranado wieczora były na nogach same, a panna Tekla tylko, mając najwięcej smaku,wydawała rozkazy.Koszta były bardzo znaczne, lecz w tym razie najlepiej się dawało zastosowaćprzysłowie Zastaw się a postaw się.Izby żydowskie wcale teraz pięknie się prezentowały.Było w nich gdzieprzyjmować osób choćby trzydzieści i więcej, a dzięki zabiegom księżnej, tylesię ich tu niespodziewano.Niebywało jednak zupełnie pusto przybywaliniektórzy ukradkiem przez ciekawość, inni dla dawnej przyjazni, najwięcej dlauroku piękności pułkownikównej.Starszy Iwanowski, który po zupełnemodpędzeniu starosty, zajął tu miejsce, a serce panny po zmarłym Filipowiczuodziedziczył.nie odstępował Borkowskich na chwilę.Jawnem było, że się o pannę starał, a zakochany w niej był tak, iż wedle słówbrata zupełnie oszalał.Lecz któraż miłość, jeśli prawdziwą jest, nie bywaszaloną?Sypał pieniędzmi nie licząc i nie patrząc, zdrowiem szafował, gardłował,ludziom się narażał i przystał do Tekluni nie jak kochanek ale jak niewolnik,skinienia jej patrząc tylko.Z bratem znów byli na noże, i gdy się spotykali w ulicy, jeden się od drugiegoodwracał, aby sobie w oczy nie spojrzeć, bo wnet do kłótni przychodziło.Co się działo w sercu panny, ani nawet matka nie wiedziała.Była dlaIwanowskiego czulszą niż innym, nie odpychała go, posługiwała się nim chętnie przecież, choć naglił ją o słowo, choć na klęczkach prosił, wahała się iodkładała.Prawda, że tak wielkich nadziei i tak wielkiej piękności pannie, którą wszyscyuznawali cudem świata a i ona sama wiedziała dobrze iż tu drugiej jej równejnie było trudno się przychodziło na pana Jana zdecydować.Patrzała ona imatka, a nuż co świetniejszego się nie zjawi.Tymczasem zamożnego szlachcica trzymano na przypadek wszelki.A że miłość miał wielką, która i najtwardsze lody roztapia, były takie szczęśliwegodziny, gdy i jemu i pannie się zdawało, że to ich do ołtarza poprowadzi.Iwanowski przytem mówił głośno, że nie jak Filipowicz półtorakroć zapisze, alewszystko co ma, przed ślubem darem wiekuistym, u nóg panny złoży:Wyżynka cum attinentis piękną fortunkę stanowiła.A że pan MarcinHorodniczy zęby na nią ostrzył, właśnie na przekor jemu, Jan chciał co miałprzyszłej żonie zapisać.I mówił to głośno, jawnie, powtarzając co dzień, abykoniecznie doszło do brata.Horodniczy zaś zapowiadał, do ostateczności doprowadzony, iż gdyby do ślubuprzyjść miało, inhibicyą w konsystorzu założy, mając jakąś wyszukaną przezsiebie consangiunitas, która małżeństwu miała być przeszkodą.Jan ramionami ruszał słysząc o tem i odgrażał się, że choćby mu do Rzymupieszo iść przyszło za indultem, to go wyrobi.Poszło na udry między braćmi, cojeszcze namiętność Iwanowskiego wzmogło.Nikt już nie wątpił, że z tłumu adoratorów, bo ich tam zawsze jeszcze dosyćbyło, panna wybierze Iwanowskiego, który dla niej jak w pługu chodził, akochał ją jak żaden.Jeden tylko mruk Leńkiewicz, który z daleka i po cichu kochał się w pannieniemniej zapalczywie od Iwanowskiego.mruczał sam do siebie. Nic nie pomoże, ona moją musi być.A gdyby go kto był spytał jak? sam by na to odpowiedzieć nie potrafił.Chociaż nie tak się z miłością swą popisując, bo przy jego brzydocie niemal byśmieszną była, Leńkiewicz też w domu pułkownikowej bywał, atentował, usługiofiarowywał, a w sprawie z %7ływultem on jeden z deputatów jawnie i głośno stałpo stronie Borkowskich przeciwko Radziwiłłom.Zapraszano go z tego powodu, panna była dlań bardzo grzeczną, matkanadzwyczaj uprzejmą lecz gdy oczy zaczął wywracać, a wydała się w nimmiłość, śmiano się z niego po kątach.Pisarzowa szczególniej litowała się razem nad nim i nie mogła pojąć jak takibrzydal, ni z pierza ni z mięsa, człek małego majątku, mozyrski szlachetką, bezkoligacyi, bez znaczenia mógł sobie w głowie ubzdrać, zalecać się takiejgwiazdzie jasnej jak pułkownikówna.Teklunia opowiadając Agatce jak wzdychał do niej i prawił jej słodycze,nielitościwie sobie z biednego szydziła.Ruszała ramionami, litowała się nadnim Gdybym ja jedna była na tym świecie, a on drugi, to bym go nie chciała.Agatka przecież miała nad nim trochę litości.Po całych dniach pułkownikowa z córką musiały oczekiwać azali się do nich ktonie zjawi, przybywających przyjmować, ugaszczać, karmić i poić.Iwanowski zastępował miejsce vice-gospodarza i pilnował aby na niczem niezbywało.On ściągał tu ludzi on ich zatrzymywał i drzwi zamykał aby nieuchodzili.Bywało czasem i gęsto, lecz częściej bardzo obszernie.Obawiała się szlachtaksiężnej, a wiadomem było, iż jej szpiegi stały gdzieś w rogu i donosiły ktobywał u pułkownikowej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]