[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przerwa - zawołał, a jego głos odbił się echem od ścian.- Ostatnia fajka przed zejściem.Spojrzał na Strattona i rozpoznawszy go, skinął mu głową.- Jak się czujesz? - spytał.Stratton pomyślał, że jak na osobę tej profesji zadaje dziwne pytania, ale również kiwnąłgłową.Konwojent dołączył do Jeda i drugiego strażnika i we trójkę zapalili papierosy.- Pewnie go nie pamiętasz - powiedział Hamlin.- A powinienem? - Stratton pokręcił głową.- To Zack.To on wyciągnął twoją dupę z wody.Stratton popatrzył na strażnika.Trudno w tak dziwnych warunkach okazać komuśwdzięczność za uratowanie życia.- Nie przejmuj się - rzekł Hamlin, jakby czytał w jego myślach.- Potrafi być ostry, kiedytrzeba.Ale to równy gość.Tak tu było, zanim zrobili tu więzienie.Stratton spojrzał na Hamlina, niepewny, o czym mówi.- To była stacja eksperymentalna.Uprawiali rośliny i ryli w kopalni.Stratton udał, że nic o tym nie wie.- Co tu się wydobywa?- Drogie kamienie.Dopóki to był jeszcze eksperyment, kosztował mnóstwo federalnychpieniędzy, a wydobycie nie pokrywało nawet kosztów utrzymania.Po zamknięciu niewyłączyli pomp.Mówią, że główny inżynier zarządzający wtedy kopalnią nie był do końcaszczery, podając jej faktyczne zasoby.Właśnie kiedy ją zamykali, natknął się na nową żyłę,naprawdę wielką.A zaraz potem pojawiło się kilku prywatnych inwestorów z planemuruchomienia tu więzienia.To jasne, że chcieli mieć dostęp do kopalni.Cwanie to wymyślili.Wuj Sam zapłacił za uruchomienie i utrzymanie więzienia.A jeszcze lepiej, że mają ludzi,którym nie trzeba płacić, którzy nigdzie sobie nie pójdą i nie będą gadać o tym, co się tudzieje.Niektórzy zatrzymali sobie po kilka kamieni, ale nic z nimi nie zrobią.- A strażnicydostają co miesiąc nieopodatkowaną premię w grubej kopercie, żeby siedzieli cicho.CIAudaje, że nic nie wie, a nawet chroni kopalnię, bo ma w tym interes.- Niegłupi układ - zgodził się Stratton.Hamlin spojrzał na niego.Na jego twarzy malował się ślad irytacji.- Myślisz, że jestem głupszy od ciebie, co?Stratton spojrzał w jego gniewne oczy i zdał sobie sprawę, jak bardzo Hamlin jeststuknięty.- To my tu na dole pracujemy na nich - brnął dalej Stratton, zastanawiając się nad stanempsychicznym starszego mężczyzny.Hamlin był zapewne geniuszem, a zgodnie z ogólnie znaną prawdą geniusz częstograniczył z obłędem.- Już niedługo, przyjacielu.Te chuje popamiętają dzień, w którym zamknęli tutaj TuskeraHamlina.Powiedzieli mi, że to koniec, że już nikt o mnie nigdy nie usłyszy.I tu się mylą,panie Charon, i tu właśnie się mylą.Hamlin wciąż patrzył na Strattona, lecz tym razem w jego wzroku widać było ciekawość.- Charon - powiedział z nieprzyjemnym uśmieszkiem na ustach.- To zabawne.Terazwiem, kim jesteś.Stratton nie odwrócił wzroku.Ponieważ strażnicy stali tak blisko, że mogli wszystkosłyszeć, był gotów odeprzeć każde oskarżenie rzucone przez Hamlina.- Jesteś przewoznikiem.Stratton nie miał pojęcia, o czym on mówi.- Przewoznikiem ze Styksu - ciągnął Hamlin.- Bogowie zesłali Charona, żeby przewoziłmartwe dusze złych ludzi rzeką Styks do piekła.Stratton przypomniał sobie tę mitologiczną historię, choć nie pamiętał przewoznika.Słowa Hamlina zaniepokoiły go.- Dobra, idziemy - zawołał strażnik.- Na razie - rzekł, machając ręką kolegom.Stratton i Hamlin patrzyli, jak górnicy wchodzą ciężkim krokiem do kopalni.- Jak tam jest? - spytał Stratton.- Nie wiem - odparł Hamlin.- I nigdy nie chciałem się dowiedzieć.Choćby dlategopostanowiłem zostać niezastąpioną złotą rączką.Ruszyli za strażnikiem niskim korytarzem i po kilku krokach zatrzymali się przedhermetycznymi drzwiami osadzonymi w grubej ścianie z żelbetonu.Kiedyś były pomalowanena niebiesko, lecz teraz większość farby odpadła, ukazując rdzewiejący metal.- Jed przed filtrownią - powiedział strażnik do radia, patrząc w ciemną półkulęumocowaną na suficie nad głową.Po chwili rozległ się głośny syk, stuknięcie i drzwi odsunęły się na parę cali Strażnikoparł się o nie ramieniem, żeby je otworzyć.- Zasrane drzwi - stęknął, napierając na nie z całej siły.Otworzyły się powoli i strażnik cofnął się, wpuszczając do środka Hamlina i Strattona.Kiedy stanęły otworem, dwie rzeczy zaskoczyły Strattona.Pierwszą był intensywnyhałas pracujących maszyn, a drugą mocny odór zgniłych jaj.- Przyzwyczaisz się - rzekł strażnik, popychając go do środka.Hamlin wszedł, jakby nie mógł się doczekać rozpoczęcia pracy- Dla mnie pachnie prawie odświeżająco - rzekł, próbując przekrzyczeć odgłos maszyn iwciągając powietrze, jakby przesycone było aromatem perfum.- Jasne, Tusker, ty popierdolony dziwaku - odezwał się strażnik.Hamlin wyjął z pudła dwie pary ochraniaczy na uszy i wręczył jedną Strattonowi.Ochraniacze wytłumiły trochę jęk maszynerii.Znajdowali się w olbrzymiej sali, w największym pomieszczeniu więzienia.Tysiące milprzewodów wentylacyjnych wychodziło z kilku maszyn i ciągnęło się ku sufitowi, wijąc siępod nim i znikając w ścianach.Pośrodku stał drewniany blat zarzucony częściami maszyn inarzędziami, nad którym zwisały z sufitu przewody elektryczne z gniazdkami.W tejzabałaganionej, zaniedbanej sali zarzuconej pordzewiałym metalem poczuł się, jakby zszedłdo samych wnętrzności porzuconego supertankowca.Metalowe schody prowadziły napomosty i podesty otaczające większe maszyny.- Zostawię was tu samych, żeby nie przeszkadzać w robocie - krzyknął strażnik.- Nie wracaj za szybko - rzucił kwaśno Hamlin.Strażnik machnął ręką lekceważąco i wyszedł.Drzwi zamknęły się za nim szczelnie.Stratton obrócił się ku Hamlinowi i zobaczył, że ten uśmiecha się do niego szeroko.- Witaj w mojej firmie! - krzyknął Hamlin.Stratton wszedł na środek sali i rozglądał się dookoła,- Ile powietrza tu się filtruje? - spytał.- Teraz tylko powietrze z kopalni i z cel.%7łeby obsłużyć całe więzienie, potrzeba by dwarazy tyle maszyn, i to pracujących na pełnych obrotach, no i kilka tysięcy litrów tlenudziennie.Górne poziomy obsługuje barka na powierzchni.Odsalacze produkują tylko częśćwody pitnej.Ale te pompy są najważniejsze - odpowiedział, wskazując na cztery przysadzistemaszyny pod ścianą.Dwie z nich były w ruchu, robiąc najwięcej hałasu.- Pompują mnóstwowody.Gdyby się zepsuły, trzeba by zamknąć wszystkie dolne poziomy, włącznie z kopalnią.- Skoro to miejsce jest tak ważne, dlaczego zostawiają cię tu samego?- Z czasem mi odpuścili.Dobrze pracuję, jestem do dyspozycji przez dwadzieścia czterygodziny na dobę, siedem dni w tygodniu.Pewnie uważają, że jestem nieszkodliwy.Niczegonie mogę tu zepsuć albo przynajmniej tak myślą.Ale jeszcze się na mnie poznają, zobaczysz.Stratton postanowił nie komentować tej uwagi i podszedł do kilkunastu wielkichstalowych butli połączonych razem przewodami wysokociśnieniowymi na stojaku pod ścianą.W środku była mieszanka powietrza z argonem.- Zapas awaryjny dla centrum zarządzania - powiedział Hamlin.- Ale to tylko rezerwa.Stratton uznał, że dwóch ludzi z trudem uniosłoby butlę, choć nie zaszłoby z nią daleko.Nie interesowały go specjalnie, rozglądał się tylko w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby sięprzydać.- No to co? Zabieramy się? - spytał Hamlin, stając za nim.Stratton nie słyszał, jak podchodzi.Obrócił się i zobaczył dziwny uśmieszek na jegotwarzy.- Drzwi - powiedział Hamlin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]