[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze wszystkich siedzących u stołu tylko królewna, dwie panie cokolwiek i Zagłobianka ro-zumiała dobrze po włosku.Parę też razy wmięszała się do rozmowy bardzo zręcznie, co Wło-cha jeszcze więcej ożywiło.Rzucił jej przez stół parę komplementów, które zapłaciła śmia-łym wejrzeniem.Pod koniec obiadu, dosyć nadworowawszy przy królewnie, coraz coś nowego wymyślającdla zabawy, Mago począł biegać około stołu i z mimiką przedstawiać razem dwu kłócącychsię z sobą o piękną panią młodzieńców.Zmieniał tak twarz, postawę i głosy, że w istocie zdala zdawać się mogło, iż nie on jeden, ale dwu innych było ludzi.W tej wędrówce okołostołu, skończywszy scenę wybornie odgrywaną, za którą królewna podarek kilkadziesiąt sku-dów217 wartujący przynieść mu kazała, Mago znalazł sposobność rozmówić się z pięknymdziewczęciem, tak że nikt nie spostrzegł tego. Signorina!218 rzekł żywo. Klnę się na piękne oczy twoje, iż mam do was polece-nie, ważniejsze może niż to, które królewnie przyniosłem. Do mnie? Od kogo? przerwała dumnie Dosia. A, nie marszczcie brwi tak grozno! Cześć wam to przynosi zawołał Mago. Królsam rozmiłowany jest w was. Czy to żart zapustny? odparła Zagłobianka.216Opis obiadu, nawet powyższe zdanie, wypowiedziane przez Włocha Pawła, przezwane-go Magnifico czy Mago, są autentyczne.217s k u d (z wł.) moneta dawna złota lub srebrna o różnej wartości w różnych krajach218S i g n o r i n a! (wł.) Pani!128 Nie, najrzetelniejsza prawda! Gdym odchodził, szepnął mi, abym przy podanej zręczno-ści odniósł wam westchnienia od niego. A was wybrał na posła, was, co śmiech, nie westchnienia nosić zwykliście? Jak gdyby westchnienie w radość i szczęście się zmienić nie mogło? rzekł Magośpiesznie. Mnie zlecono tylko odnieść, że jesteście bosko piękna czy równie okrutna? Zgadliście rozśmiała się Dosia mężczyznie nie wierzę żadnemu. Ani królowi? Mniej niż innym, bo dla nich ludzie zabawkami.Włoch więcej mówić nie mógł.Po obiedzie trwała jeszcze rozmowa ożywiona bardzo z godzinę, a królewna, z początkudosyć milcząca, powoli tak jakoś dała się Włochowi ożywić, iż z ust jej uśmiech nie schodził.Mago, który może nie bez przyczyny przypisywał to częstemu przypominaniu Henryka izręcznemu prześladowaniu królewnej, nie przestawał mówić o nim, wynosząc dobroć, sło-dycz i szczodrobliwość jego pod niebiosa.Nie wiadomo, jak długo by Mago pozostał tu ujętyłańcuchem, który mu Aaska przyniosła, gdyby dwóch królewskich posłańców nie przybiegłopo niego.Czas nadchodził, gdy Henryk wprost z Rynku, na którym przyjmował hołd miastaKrakowa, miał się udać na wesele do Zborowskich.Królewna być tam miała także. Poprzedzę W.Kr.Mość odezwał się żegnając Włoch i wiem, że będę dobrzeprzyjętym, gdy przyniosę wesołą nowinę, iż król widzieć was tam będzie.Odmłodzona, odżywiona Anna poszła się stroić, i co nigdy nie bywało, troszczyła się oswe ubranie, pytając Aaskiej, jak ma włosy utrefić, co włożyć na głowę i jaka suknia najlepiejprzystanie jej tam, gdzie się jako królewna odznaczyć czymś musiała.Ze skąpo pozostawio-nych córkom przez Bonę klejnotów, które na od jezdnym niechętnie im wydzieliła, musianodobyć najpiękniejsze, najdroższe, bo Henryk zawsze najwytworniej był przybrany, z niewie-ścią elegancją, a kolczyki jego z dużych pereł w jednych podziwienie, u drugich śmiech po-budzały.Nie lada to było wesele panów Zborowskich, na którym król i królewna znajdować sięmieli.Rodzina, która się tym szczyciła, że ona tron polski dała Henrykowi, zawsze ze krwi iducha była butną i nikomu nad sobą przewodzić nie dała.Powodzenie, jakiego doznała czasuelekcji, pokonawszy cesarskich i cesarza, wbijało ją w tym większą dumę.Zdało się panomZborowskim, że oni teraz w tym królestwie obok Tarnowskich, Tęczyńskich, Melsztyńskich inajstarszych rodów zająć miejsce byli powinni.Jastrzębiec nie wydawał się im gorszym odTopora i Leliwy219.Mniej dotąd na widoku ród panów Zborowskich i w dostatki urósł, i w dumę z nich a siłyswej niezmierną.Obok niej mieli Zborowscy to, co ją podwaja: śmiałość, odwagę, powiedz-my, zuchwalstwo ogromne.Wszyscy ludzie rycerscy, silni, odważni, nieulęknieni, mieli tem-peramenta warchołów, którzy gdy nie mogą bić się i walczyć, tęskno im, a gotowi szukaćpowodu, aby dobyć szabli i ująć za toporek.Tam, gdzie kilku Zborowskich głos podniosło,nikogo już więcej słychać nie było, tak nawet spokojnymi będąc, wykrzykiwali.Wszyscylubili błyszczeć, popisywać się, przodem iść, nikomu przed sobą nie dać wziąć kroku.Mó-wiono, że na wjazd królewski spóznili się nie przez winę, że się zle obrachowali, ale umyśl-nie, aby teraz sami, występując z rycerstwem nadwornym okrytym stalowymi kolczugami,błyszczącymi jak srebro, popisać się mogli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]