[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oto com wam miał powiedzieć,dodał, a teraz wychodzę, bywajcie zdrowi i szczęśliwsi piękna pani, pospieszęaby waszego.uwolnili.To wyrzekłszy ukłonił się, zamknął drzwi za sobą iwyszedł.Dla uwolnienia Juliusza i zmiany jego terazniejszego stanu skazanego do katorhina przeznaczonego na proste wygnanie w głąb Rosji, potrzeba było dopełnienialicznych formalności, które się jeszcze przez cały ten dzień przeciągnęły.Mariatakże odzyskawszy cokolwiek sił poszła się domagać uwolnienia, alekomendant, jakeśmy mówili, był Polakiem, lękał się cienia posądzenia owspółczucie dla jednego ze swych ziomków i z tego powodu musiano jaknajskrupulatniej dopełnić wszystkich form wymaganych.Nazajutrz dopierookoło jedenastej Juliusz pożegnał swych towarzyszów, zawahawszy się nachwilę, czy godzi mu się z wyjątkowej łaski korzystać.Ale na pierwszą rzuconąwątpliwość wszyscy jednogłośnie zakrzyknęli nie dopuszczając nawet myśli tejnieużytecznej ofiary. Jakkolwiek byle uczciwie uda się któremu z nas ulżyć swojemu losowi,zawołał Jeremi, należy się ratować. Ocalając jednostki ratujemy kraj, dlaktórego stać się mogą użytecznemi w nieprzewidziany sposób.W każdym z nasżyje jakiś atom tradycji, jakaś cząsteczka narodowego bytu.Cóż nam lubsprawie przyjdzie z tego, że więcej jednym będzie męczennikiem i ofiarą?Trzeba umieć cierpieć, gdy koniecznością jest cierpienie, ale się samobójstwanie dopuszczać, bo ono zawsze występkiem.Juliusz spuścił głowę, smutno mu było samemu jednemu, wyłączonemu jakbymęczeństwa nie był godzien, opuszczać towarzyszów niedoli. Wszyscy bylismutni i po cichu płakali gdy się żegnać przyszło, jeden ksiądz choć mu się łzakręciła w oku, śmiał się zapewne aby zbytniego rozczulenia nie dopuścić.Uściskał i pobłogosławił Juliusza, a po cichu rzekł mu na ucho. Mój dobrodzieju.z przeproszeniem.któż cię to wybawił? czy to jakakrewna? czy.wszak jegomość żonaty nie jesteś? Nie pytaj się mój ojcze. A! to zle! to zle! może, uchowaj Boże.zamężna! Nie. A no! to jeszcze nic.spodziewam się mój panie, że teraz się z nią ożenisz. Niestety! nie wiem czy to będzie podobnym. Cóż, czy wiara stoi na przeszkodzie? Ale nie? Więc cóż? mówcie szczerze. A! jej przeszłość! westchnął Juliusz.Ksiądz pokiwał głową. Mój dobrodzieju, byle była skrucha za grzechy, żal szczery i serdeczny, aktóż z nas całkiem czysty przed Bogiem! Mówię ci to kochanku im prędzejunikniesz zgorszenia tym lepiej. Macie zupełną słuszność, rzekł Juliusz.radzicie poczciwie. Niechże Bóg błogosławi, dodał po cichu księżyna ściskając go za rękęwesoło.bądz co bądz ona także WMość kocha.bo się umiała poświęcić, amiłość oczyszcza i obmywa.Wszyscy cisnęli się aby choć słowo przemówić do tego na którego wśródogólnej niedoli wionęło trochę szczęścia, wszystkim im zdało się jakby takżejakąś kropelkę jego dla siebie otrzymali; lżej poszli na dalsze wygnanie.mniejjednym na łańcuchu!Oficer, który wczoraj sobie tak niegodziwie postąpił, dziś był surowym, alechłodnym, roztargnionym nieco, ale naumyślnie aby wielu złamanychprzepisów nie dopatrzeć. Wczorajsza zimna krew i powaga z jakąwięzniowie przyjęli w milczeniu wyrządzone im obelgi, widocznie nańwpłynęła, nie zmienił względem nich ścisłej karności, ale zaprzestał namiętnegookrucieństwa, poszanował boleść wytrwaną mężnie i godnie.Juliusz pod strażą jednego tylko policjanta przeszedł do gospody, w której proguczekała nań, słowa wyrzec nie mogąc ze wzruszenia, jego wybawicielka.Spojrzenie na biednego wygnańca odkrywało tak jawne ślady tego coprzecierpiał, iż z niej za każdym rzutem oka nowe wydobywało jęki.Juliusz wistocie był straszliwie zmienionym, kilkomiesięczne więzienie, wewnętrznewalki, katownie moralne, choroba, kalectwo, cytadela, podróż piesza, zestarzyłygo o lat kilkanaście, znękały i przygniotły, ale nie złamały ducha.Znać w nimbyło uspokojenie wewnętrzne i rezygnacją niewyczerpaną, prawie granicząca zodrętwieniem.Z początku powitanie było łzami i milczeniem, nierychło obojgu rozwiązały sięusta, a jej nieśmiało z wahaniem przyszło się spowiadać ze wszystkiego.Musiała wszakże tłumaczyć się, aby uniknąć nowych posądzeń o środki jakimicudowną prawie ulgę dlań wyjednała.Poczęła tę spowiedz swoją ze szczerością zupełną, tak aby w umyśle jegonajmniejszej nie zostawić wątpliwości, odmalowała mu uczucia, myśli, krokipoczynione, ludzi którzy jej dopomagali i choć obawiała się chwalić ze swympoświęceniem, wypowiedziała wszystko aby jasno czytał w jej duszy.Przyklękła przed nim w ostatku. Panie mój, rzekła pełna wzruszenia, tyś taki wielki a jam tak w oczachwłasnych nikczemna, tak ciebie niegodna, że nie chcę abyś nawet pomyślał, iżci się narzucam z moją ofiarą i miłością natrętną.Przybyłam aż tu, aby ciprzynieść jeśli nie swobodę to ulgę w niewoli, alem nie chciała i nie chcę byćkulą przykutą do nóg twoich.Tyś swobodniejszy.wypędzisz mnie gdyzechcesz, odegnaj.pójdę, nic nie chcę, tylko odejść czystą, usprawiedliwionąw twych oczach.postanowienie moje jest niezmiennym, odprowadzę cię domiejsca twojego wygnania, a potem.do matki powrócę.Wdzieję ubogie sukniemojego stanu i będę pracować, a pracując myśleć o tobie i błogosławić ciebie!.Nie jestem godną ciebie alem chciała tej jedynej w życiu pociechy, abyodejść zostawując po sobie wspomnienie czyste
[ Pobierz całość w formacie PDF ]