[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nareszcie wymierzy sprawiedliwość.Musiałtylko wydostać się z tego pieprzonego sądu.Znalazł wyjście awaryjne na tyłach i pchnął drzwi.Klatkaschodowa była czarna jak smoła.Usłyszał niżej w ciemnościkroki, niepewne, jakby ktoś wymacywał drogę.Chwycił za po-ręcz i pobiegł w dół.Gdy dotarł do połowy schodów, włączyły się światłą awaryj-ne.Ostre halogenowe oświetlenie zmieniło wszystko w czarno-biały obraz.Kroki poniżej przyspieszyły, teraz stawiane pewnie.Na góręwchodził po schodach jakiś mężczyzna.Módl Się zrobił poważ-ną minę i dalej biegł w dół.Wchodzący był niewysoki, siwy imiał na sobie pogrzebowy garnitur.Wyglądał jak lękliwa wie-wiórka.Spojrzał na Perry'ego i dalej wchodził. Przepraszam odezwał się.Tamten go wyminął.Po chwili ponownie usłyszał kroki, tymrazem skierowane w dół.Siwy schodził. Przepraszam pana, proszę się zatrzymać! zawołał.Perry nie mógł odpowiedzieć bez użycia generatora głosu.Zignorował mężczyznę. Przepraszam. Kroki przyspieszyły. Czy widział panszeryfów?Szeryfów? Zatrzymał się i odwrócił.Siwy był czerwony natwarzy i zadyszany.Schodził w dół, sapiąc. Czy wyszedł pan z sali sędzi Wilmer? zapytał.Uciekać czy nie?Ames był kilkanaście, centymetrów wyższy niż ten facet imłodszy o jakieś dziesięć lat.Schodzący mężczyzna wydawałsię niepozorny, ale miał w oczach jakąś zawziętość.Uważnie348przyjrzał się Perry'emu.Mimo że mógł zobaczyć tylko obywate-la w tanim garniturze, obserwowany nie czuł się z tym dobrze.Na korytarzu zaczął wyć alarm.W oczach siwego błysnąłniepokój.Znów spojrzał na Amesa.Na jego kołnierzyk i naszyję.Wyraz jego twarzy się zmienił.Spurpurowiał.Wiedział.Zawrócił, chcąc uciekać, ale Módl Się był szybszy.Złapałmężczyznę za nogi, wymierzył cios i patrzył, jak tamten spada.Siwy upadł twarzą na betonowe schody.Kiedy Perry zbiegłw dół i dopadł leżącego, miał już w rękach swój tani niebieskikrawat.Zwietnie wiedział, jak działa garota.36.Kiedy Jo i Sophie wróciły do domu, miały zziębnięte policz-ki i palce.Dziewczynka sięgnęła do swojej torby na cukierki iwyciągnęła szorstki owoc.Kto daje kiwi na Halloween? Nie jedz go.Zrobimy z niego Pana Kiwi. A co to jest? Kolega Pana Kartofla.Sophie wpatrywała się w nią zakłopotana.Jo poczuła sięstara i ograniczona.Halloween się nie udało.Sąsiedzi chcieli się dowiedzieć, jakprzeżyła wstrząs.Czy działał jej telefon? Czy miała radio? Czybyło bardzo zle? Wszyscy o coś pytali.Czy były ofiary śmiertel-ne, czy stały mosty, jak się trzyma Marina? Nastroje w dzielni-cy wahały się między depresją a manią, ludzie usiłowali zacho-wywać się jak londyńczycy podczas nalotów, ale uwzględniajączałamanie nerwowe.Wciąż wyły alarmy.Kilka zaparkowanych samochodównadal błyskało światłami, tworząc na ulicy szczególną aurę.Kable były pozrywane.Miasto pozostało bez komunikacji.Jo zamknęła frontowe drzwi i wyjrzała przez wykuszoweokno.350 Zaczekaj chwilę powiedziała do Sophie. Idę na górę.Wbiegła w ciemności po schodach, minęła gigantyczną ga-łąz w korytarzu wyglądającą jak wywalony smoczy język.Wsypialni otworzyła okno.Miała wrażenie, że miasto podniosłolament.Był to nerwowy dzwięk, rozproszony, nienaturalny.Słyszała syreny w pobliżu Fisherman's Wharf.Sophie stanęła w drzwiach pokoju. Czy coś się stało? zapytała. Zaczekaj tutaj poprosiła Jo.Zdjęła fartuch doktora zombie.Pchnęła skrzydło okna naj-dalej, jak się dało, postawiła nogę na parapecie i chwyciła sięrynny. Dokąd idziesz? chciała wiedzieć dziewczynka. Na dach.Zobaczyć, co się dzieje.Oparła dłoń o ramę okna, stanęła na parapecie obiema no-gami i uważając, żeby nie stracić równowagi, sięgnęła w górędo brzegu dachu.Policzyła do trzech, wsparła stopę o górną część ramy i pod-ciągnęła się.Przerzuciła nogę przez okap, drugą się odepchnęłai znalazła się na dachu.Miała najlepszy widok na całej ulicy.Widziała stąd dachy ażpo Golden Gate i Bay Bridge. O rany.Cała zatoka była pogrążona w ciemności.f& f& f&Módl Się pchnął drzwi i zszedł po schodach na ciemny plac.Centrum Obywatelskie było pozbawione światła jak powojennyBerlin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]