[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.118 Gdy pastor Gilbert zakończył nabożeństwo, zbiegłam po scho-dach, nie czekając na ojca.Stałam na ostatnim stopniu i wypatry-wałam Jonathana.Szybko się pojawił i przez tłum ruszył w mojąstronę.Bez słowa ujęłam go mocno za rękę i pociągnęłam zaschody, gdzie mogliśmy liczyć na większą prywatność.Moje śmiałe posunięcie wytrąciło go z równowagi i zerknąłprzez ramię, by się upewnić, że nikt nie zauważył, jak wymykamysię tylko we dwoje.- Dobry Boże, Lanny, jeśli myślisz, że tu cię pocałuję.- Posłuchaj mnie.Spodziewam się dziecka - wyrzuciłam zsiebie.Wypuścił moją dłoń i na jego przystojnej twarzy jedna po dru-giej odmalowały się najróżniejsze emocje: szok, zaskoczenie,zrozumienie.Zbladł jak ściana.Chociaż nie spodziewałam się, żemoja nowina go ucieszy, jego milczenie mnie przeraziło.- Jonathanie, mów do mnie.Nie wiem, co począć.- Szarpnę-łam go za rękę.Spojrzał na mnie z ukosa, odchrząknął.- Droga Lanny, brak mi słów.- Nie to dziewczyna chce słyszeć w takiej chwili! - Do oczunapłynęły mi łzy.- Powiedz, że nie jestem sama, powiedz, że mnienie opuścisz.Powiedz, że razem zdecydujemy, co robić dalej.Po chwili sztywno, z ociąganiem rzekł:- Nie jesteś sama.- Nie potrafisz sobie wyobrazić, jak bardzo się bałam, nie mo-gąc z nikim porozmawiać.Wiedziałam, że tobie muszę powie-dzieć pierwszemu, Jonathanie.Jestem ci to winna.- Mów, mów,ponaglałam go w duchu, powiedz, że przed rodzicami przyznaszsię do udziału w moim upadku, że postąpisz słusznie.Powiedz, że119 wciąż mnie kochasz.%7łe się ze mną ożenisz.Po policzkach płynęłymi łzy.Wstrzymałam oddech, niemal mdlejąc z pragnienia, by towszystko od niego usłyszeć.Jonathan spuścił wzrok.- Lanny, muszę ci o czymś powiedzieć, ale uwierz mi, wolał-bym umrzeć niż akurat teraz ci tę wiadomość przekazywać.W głowie mi się zakręciło, przeszedł mnie dreszcz strachu.- Cóż może być ważniejsze od tego, co przed chwilą ci po-wiedziałam.?- Jestem zaręczony.Sprawę ustalono w tym tygodniu.Ojcieczaraz to ogłosi, ale ja musiałem cię znalezć i powiedzieć ci osobi-ście.Nie chciałem, żebyś się dowiedziała od kogoś innego.-Słowa zamarły mu na ustach, gdy sobie uświadomił, jak mało jegodelikatność teraz dla mnie znaczy.Kiedyśmy dorastali, czasami lekko rozmawialiśmy o tym, żeJonathan nie jest z nikim zaręczony.W miasteczku tak małym jakSt.Andrew kwestia zaręczyn była sprawą skomplikowaną.Naj-lepsze partie wybierano wcześnie, małżeństwa aranżowano po-między dziećmi zaledwie sześcioletnimi, więc jeśli rodzice się niepośpieszyli, mogli nie znalezć dobrej kandydatki czy kandydatadla swego potomstwa.Można by pomyśleć, że chłopiec z mająt-kiem i pozycją Jonathana będzie atrakcyjnym kawalerem dla ro-dziców każdej dziewczyny z miasteczka.I rzeczywiście był, alenikogo mu nie swatano, tak samo zresztą jak jego siostrom.Jona-than mówił, że wynikało to z aspiracji towarzyskich jego matki:uważała, że w miasteczku nie ma rodziny dość dobrej dla jej dzie-ci, znajdzie dla nich współmałżonków wśród biznesmenów, zktórymi Charles robi interesy, albo poprzez swoją rodzinę w Bo-stonie.Przez lata podejmowano różne próby, jedne bardziej120 obiecujące niż inne, ale wszystkie jakoś się rozmywały i Jonathanzbliżał się do dwudziestych urodzin bez narzeczonej u boku.Miałam wrażenie, jakby rozcięto mi brzuch rzeznickim nożem.- Z kim?Pokręcił głową.- To nie jest pora na rozmowę o tych sprawach.Teraz powin-niśmy się zająć twoim stanem.- Z kim? Musisz mi powiedzieć! - krzyknęłam.W jego oczachmalowało się wahanie.- Z jedną z córek McDougala.Z Evangeline.Chociaż moje siostry przyjazniły się z dziewczynamiMcDougalów, nie potrafiłam sobie przypomnieć, która z nich toEvangeline, tyle ich było.McDougalowie mieli siedem córek, całestadko bardzo ładnych na twardy szkocki sposób dziewcząt, wy-sokich i mocno zbudowanych, z rudymi kręconymi włosami i cerąlatem piegowatą jak u pstrąga.Oczyma wyobrazni widziałampanią McDougal, praktyczną i dobroduszną, z przenikliwymioczami.Była mądrzejsza od męża, bo całe miasteczko wiedziało,że to dzięki niej gospodarstwo przynosi niezły dochód i pozycjarodziny nabiera znaczenia.Próbowałam zobaczyć Jonathana zkobietą w rodzaju pani McDougal przy boku, i to sprawiło, żemiałam ochotę zwinąć się w kłębek u jego stóp.- Zamierzasz się z nią ożenić? - zapytałam.- Lanny, nie wiem, co powiedzieć.Nie sądzę, bym.- Wziąłmnie za rękę i pociągnął głębiej w ciemny kąt.- Kontrakt zMcDougalami podpisano, zaraz zostanie ogłoszona nowina o za-ręczynach.Nie wiem, jak moi rodzice podejdą do naszej.sytu-acji.Mogłabym się z nim sprzeczać, ale wiedziałam, że to daremne.Małżeństwo było transakcją mającą na celu polepszenie dobrobytu121 obu rodzin.Okazji do zawarcia związku z rodziną taką jak St.Andrew nie można było odrzucić, nie z powodu tak błahego jaknieślubna ciąża.- Mówię to z bólem, ale do naszego małżeństwa wiele byłobyobiekcji - powiedział Jonathan z całą łagodnością, na jaką było gostać.Pokręciłam ze znużeniem głową: nie musiał tego mówić.Mo-jego ojca sąsiedzi szanowali za umiejętność spokojnego i trafnegoosądu, ale rodzina McIlvrae nie miała wiele do zaoferowania po-tencjalnemu kandydatowi na męża, byliśmy bowiem biedni, apołowa z nas praktykowała katolicyzm.Po chwili zapytałam przez zduszone gardło:- A Evangeline, czy to ta młodsza od Maureen?- Ona jest najmłodsza - odparł Jonathan.Po krótkim wahaniudodał: - Ma czternaście lat.Najmłodsza: przypominałam sobie kilkulatkę przyprowadzanąprzez siostry, gdy przychodziły do naszego domu wyszywać zMaeve i Glynnis na tamborkach.Była małą różowo-białą istotką,śliczną laleczką z miękkimi złotymi lokami i nieznośną skłonno-ścią do płaczu.- Więc zaręczyny zawarto, ale skoro ma czternaście lat, datęślubu trzeba odłożyć daleko w przyszłość.Jonathan pokręcił głową.- Stary Charles chce, żebyśmy pobrali się jesienią, jeśli tomożliwe.Na pewno do końca roku.Wyraziłam na głos prawdę oczywistą.- Bardzo mu zależy na dziedzicu.Jonathan objął mnie, a ja zapragnęłam na zawsze przywrzeć dotej nagłej siły i ciepła.- Powiedz mi, Lanny, co, według ciebie, mamy zrobić? Po-wiedz, a ja dołożę wszelkich starań, by spełnić twoje życzenie.Chcesz, żebym poprosił rodziców o zwolnienie mnie z tego mał-żeńskiego kontraktu?122 Poczułam lodowaty smutek.Powiedział to, co chciałam usły-szeć, ale widziałam wyraznie, że boi się mojej odpowiedzi.Cho-ciaż nie miał ochoty żenić się z Evangeline, teraz gdy klamkazapadła, pogodził się z wolą rodziców.Nie chciał, bym przyjęłajego ofertę.Zresztą, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, i taknic by z tego nie wyszło: jako kandydatka na żonę byłam nie doprzyjęcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire