[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałaby złapać trochę świeżego powietrza i zobaczyć paręładnych widoków, nim przyjdzie październik.Mam cośprzeciwko?Siostra Meredith odchodzi od łóżka razem z lewatywą,obiecując, że wróci później.Zastanawiam się, czy jestem egoistką, że chcę przeżyćnarodziny pierworodnego razem z matką.Nagle odsuwają sięzasłony i wchodzi Biddy.Czy ja śnię?- Mama!Całuje mnie w czoło i odsuwa koc.- Poprawmy te poduszki.Tata zaraz tu przyjdzie, parkujesamochód.Odpychając się piętami, zmuszam się, żeby usiąść.- Dziś po południu będą wywoływać poród.Rod cipowiedział?- Tak? - Troska pojawia się na jej twarzy, ale szybkoznika.- Cieszę się, że jesteś już w szpitalu.Jedyna informacja,jakiej udzielił mi twój mąż, to numer oddziału i piętra.Tata uśmiecha się z zadowolenia, gdy mnie widzi.- Jaksię ma moja Kate? - Przyciska policzek do mojego, a potemwręcza mi pudełko czekoladek i kiść winogron.- Dziękuję, tato.- Przyniosę ci krzesło, Tom - proponuje matkauszczypliwym i suchym tonem.- Dobrze, Biddy.Pomyślałem, Kate, że odwiedzimy cięprzed jutrzejszym wyjazdem.- Zasmuca się.- Twoja matkanie jest zbyt szczęśliwa.Jeszcze nie skończyła pakowaćprzyczepy.Och.Jednak jadą.- Tom? Pomyślałeś w ogóle, żeby pomóc mi nieść tekrzesła? Wkładam do ust trzy winogrona.Przeżuwam, a łzypłyną mipo policzkach.Cholera.Wycieram je ze złością oprześcieradło.Nie bądź egocentryczką, Kate.Przełykam, pestki i wszystko, zmuszam się do uśmiechu,kiedy Biddy przesuwa zasłonki.Sharon, moja ciężarna towarzyszka z naprzeciwka, macha.- Więc nim dojedziemy do Szkocji, śmiem przypuszczać,że będziemy już dziadkami.Czy wyglądam dość staro?- Nie - chórem odpowiadamy z ojcem.- A teraz Kate, bądź dzielna, niech Bóg nad tobą czuwa idba o twoje bezpieczeństwo.- Odgarnia mi włosy w oczu.-Wiem, że nic ci nie będzie.Powinniśmy iść za jakieś półgodziny, Tom.14.38- Więc zaczęłyśmy same, tak? Bez żadnej pomocy? -mówi siostra Meredith.- Och, dzwoniła twoja babcia Mamgu.Bardzo się denerwowała, bo myślała, że przez cały dzieńbędziesz sama, mówiła coś o pociągach i że dojedzie na czas.Powiedziałam, żeby się nie martwiła, bo mężulek tu będzie.Daję słowo, już jesteśmy rozwarte na dwa centymetry, możeszmi wierzyć lub nie.Wierzę.Żelazna pięść przeciska się przez mój krzyż.- Kiedy dostanę znieczulenie zewnątrzoponowe? - pytam.- Och, moja biedna, doktor Bates przeprowadził się doAustralii.- Nie ma innego anestezjologa?- Nikogo, kto by się w tym specjalizował.Nic ci niebędzie, dziecko.Nie jesteś pierwszą kobietą, która rodzi.Mamy wszelkie środki przeciwbólowe.Kiedy skurcze będą codwadzieścia minut, przewieziemy cię na porodówkę.- Już są co dwadzieścia minut.Miałam pięć, jestempewna - mówię.- Niemożliwe.I zostawia mnie.Gdzie jest Rodney?Mężczyzna w brązowym uniformie wjeżdża z telefonem.-Skurcze są co dwadzieścia minut - mówię mu.- Naprawdę.- To portier, kochanie - mówi kobieta z sąsiedniego łóżka.- Jest telefon do pani, pani Fanshaw - mówi mężczyzna iwycofuje się.- Halo? - dopytuje się znajomy głos.- Ciocia Shauna?- Tak kochanie.Będę u ciebie za dwie godziny.Powiedzieli mi, że już się zaczęło.Zagryzam usta.- Katie, wszystko w porządku?- Tak, tak.- Wytrzymaj jeszcze chwilę, słyszysz?- Spróbuję.Kochana ciocia Shauna.Wykręcam numer do biuraRodneya.Nikt nie odbiera.Dzwonię do domu.Nic z tego.Pewnie jedzie.- Jak się trzymasz, kochana? - pyta Sharon z łóżkanaprzeciwko.- Trzymam się.- Dopóki się nie puścisz, nie jest źle, kochana.Ha, ha.Ha,ha.15.55Siostra Meredith wkłuwa mi igłę w nogę.- Dostajemyzastrzyk petydyny, żeby skurcze tak nie bolały - mówi.-Zabieramy cię na dół.18.20Ciotka Shauna przykłada mi lód do ust.- Dziękuję, że tu jesteś - mówię.Jej okrągła twarz łagodnieje, a w oczach pojawia sięuśmiech.Włosy ma przyprószone siwizną.Zawsze była takaładna.- Moja biedna Kate.Nie zamierzałam być nigdzieindziej.Biddy powinno się zastrzelić i to jej powiedziałam.To znaczy, że miesiącami Biddy będzie traktować ciotkęlodowato.A może nawet latami.- Co sprawiło, że moja matka jest taka? - pytam.- Niewiele, kochana.Jest tą samą siostra, jaką znam odlat.Jak twoja irlandzka babka.Bierz, co się da.Zaciskam zęby, czekając, aż fala bólu złagodnieje.- Podaj mi entonox - sapię, ściskając rękę ciotki.- Za dużo tego wdychasz, rozchorujesz się.- Podaj mi ten pieprzony gaz.Patrzę na nią znad gumowej maski.O Boże! Czy ja topowiedziałam? Jakbym szybowała do sufitu.Zauważam, żeciotka sięga do guzika na ścianie.- Czas wezwać położnika - szepcze.Kroki.- Kate musi być prawie gotowa.- Głos ciotki dobiega zzaświatów, ale wiem, że się śmieje.- Moja siostrzenica klniejak szewc.- Ach.Wspaniale.Mówię z maską na twarzy.- Jest tu ktoś? Gdzie Rod?- Tu doktor Raphael.Zajmę się tobą, Kate.Czuję pocałunek na czole
[ Pobierz całość w formacie PDF ]