[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jego łzy, jego głupie lamenty ciągną sięza mną jak niechciane potomstwo.Pózniej znalazłem czas, aby porozmawiać z Clairmontami.Z Muscatem rozmawiać nie będę.Jużrozchodzi się pogłoska, że wyjechał, załadował wszystko, co mógł, do swojego starego samochodu iwyniósł się z Lansquenet.Kawiarnia jest zamknięta, tylko zbita szybka w drzwiach świadczy o tym,co się stało dziś rano.Poszedłem tam o zmierzchu i długo stałem pod tym oknem na piętrze.Nieboza Les Marauds było chłodne i sepiowozielone z jednym mlecznym włóknem obłoku na horyzoncie.Rzeka była ciemna i cicha.Powiedziałem Caro, że Kościół nie poprze jej kampanii przeciwko festiwalowi czekolady.Ja niepoprę.Czy ona nie pojmuje? Komitet nie będzie miał wiarygodności po tym, co Muscat zrobił.Tymrazem awanturował się zbyt publicznie, zbyt brutalnie.Szkoda, że nie widzieli go przedtem, takjak ja go widziałem, rozgorzałego nienawiścią i obłędem.Co innego wiedzieć, że ktoś bije żonę,wiedzieć nieoficjalnie, co innego zobaczyć to na własne oczy w całej tego szpetocie.Nie.On sięjuż nie wydzwignie.Więc Caro teraz będzie mówiła ludziom, że go przejrzała, że nigdy nie miała codo niego złudzeń.Wyplącze się z tego najlepiej, jak tylko potrafi."Biedna ja, tak się dałamnabrać!".Byliśmy z nim za blisko, tłumaczę jej.Dogodnie się nim posługiwaliśmy.Musimy zatrzećwrażenie.Dla naszego dobra musimy się wycofać.Nie mówię jej o tej sprawie, o sprawie ludzi zrzeki, ale to także leży mi na sercu.Armande podejrzewa.Z czystej złośliwości może puścić językw ruch.No i tamta sprawa od tak dawna zapomniana wciąż jeszcze nie wygasła w tej starejgłowie.Nie.Jestem bezradny.Co gorsza, muszę nawet zaznaczyć, że patrzę na ten festiwalczekolady pobłażliwie.Inaczej zrodzą się plotki i kto wie, jak może się to skończyć? Jutro muszęw kazaniu zalecać tolerancję, odwrócić falę, która już płynie, zmienić ich nastawienie.Pozostałeulotki zniszczę.Plakaty przygotowane do rozlepienia wszędzie w Lansquenet po Montauban trzebarównież zniszczyć.To mnie boli, mon pere, ale cóż mogę zrobić? Skandal by mnie zabił.Jest Wielki Tydzień.Jeden tydzień do festiwalu.I ona wygrała, mon pere.Wygrała.Teraz tylkocud mógłby nas uratować.34Zroda, 26 marcaNadal Muscata nie widać.Josephine była w La Praline przez większość poniedziałku, ale wczorajrano zdecydowała się wrócić do kawiarni.Tym razem poszedł z nią Roux i zastali tam tylko bałagan.Pogłoski się potwierdzają, Mu-scat rzeczywiście wyjechał.Roux już ukończył nowy pokój Anouk nastrychu i zaczął pracować w kawiarni.Zakłada nowe zamki na drzwiach, usuwa stare linoleum zpodłogi, zrywa z okien brudne firanki.On uważa, że wystarczy trochę wysiłku, pobielenie ścian,odnowienie poobijanych starych mebli i mnóstwo mydła i wody, a ten lokal stanie się jasny iprzytulny.Ofiarował się wykonać wszystko za darmo, Josephine o tym nie chce słyszeć.Muscatnaturalnie wyczyścił ich wspólne konto w banku, ale ona ma trochę własnych pieniędzy i jest pewna,że nowa kawiarnia będzie przynosić zyski.Wiszący od trzydziestu lat wyblakły szyld: Cafe de laRepublique został wreszcie zdjęty.Zamiast niego jest jaskrawa markiza, czerwono-biała -blizniaczka mojej markizy -i dostarczony z zakładu Clairmonta szyld z odręcznym napisem Cafedes Marauds.Narcisse zasadził w skrzynkach okiennych z kutego żelaza pelargonie, będą rosłyprzy ścianach i otwierać swe szkarłatne pąki.Armande ze swojego ogrodu u stóp wzgórza patrzy zuznaniem na kawiarnię.- Dzielna dziewczyna - mówi.- Da sobie radę, teraz kiedy się pozbyła tego ślubnego pijaka.Roux mieszka chwilowo w jednym z wolnych pokoi w kawiarni, a Luc zastępuje go u Armande kuwielkiej irytacji matki.- To nie miejsce do nocowania dla ciebie! - Słyszę, jak Caroline wykrzykuje.Stoję na rynku, kiedyoni idą z kościoła.Luc w niedzielnym ubraniu.Caro w znowu innym ze swoich niezliczonychpastelowych kostiumów i w jedwabnym szaliku zasupłanym na głowie.Odpowiedz syna jest grzeczna i stanowcza:- Ja tylko w tym tygodniu do-do p-przyjęcia.Ktoś musi być u babci.N-na wszelki wypadek.- Bzdura! - zbywa to Caroline.- Powiem ci, co babcia robi.Stara się wedrzeć pomiędzy nas.Zabraniam ci, stanowczo zabraniam nocować u niej.A jeśli chodzi o to śmieszne przyjęcie.- Myślę, m-maman, że nie powinnaś mi z-zabraniać.- A niby dlaczego? Jesteś moim synem, do licha, nie będziesz mi mówił, że wolisz słuchać tejzwariowanej staruszki! - Caro ma w oczach łzy gniewu.Głos jej się załamuje.- Nie ma dramatu, m-maman.- Luc bierze matkę pod rękę, nie przejmuje się tym pokazem.- Totylko do urodzin, p-przyrzekam.Ty też jesteś zaproszona.Babcia by się cieszyła, gdybyś p-przyszła.- Ja nie chcę przyjść! - mówi cicho Caro, uparcie, płaczliwie, jak zmęczone dziecko.Luc wzruszaramionami.- Więc nie przychodz.Ale n-nie spodziewaj się pózniej, że babcia cię usłucha.Caro patrzy naniego.- Co to znaczy?- T-to znaczy, że mógłbym z nią porozmawiać, p-przeko-nać ją.- On zna swoją matkę, spryciarz.-M-mógłbym ją namówić.Ale jeżeli ty nie chcesz sp-spróbować.- Tego nie powiedziałam.- Caro obejmuje go, - Mój mądralo.- Już odzyskała równowagę.- Mógłbyśto zrobić? - powtarza przymilnie i idą dalej pod rękę, ten chłopiec wyższy od matki patrzy na niąjak pobłażliwy ojciec na kapryśne dziecko.Och, on wie.Kiedy Josephine jest zajęta swoimi sprawami, niewiele mi pomogą w moich przygotowaniachwielkanocnych.Na szczęście prawie wszystko już jest gotowe i zostało tylko kilka tuzinów pudełekdo napełnienia.Wieczorami robię ciasteczka i trufle, dzwonki z piernika i pozłacane pains d'epices
[ Pobierz całość w formacie PDF ]