[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiem ci jeszcze, że rano odebrałam e-mail, w którymdziękują ci za współpracę, ale nie mogą sobie pozwolić na takieopóznienia.I tak byli dość cierpliwi.- Nauczyłaś się odbierać pocztę?! - wykrzyknęła Lora, zerkając na lekkozniecierpliwionego taksówkarza.- Och, przestań, Lora! Nauczyłam się odbierać pocztę, kiedy ty,zamroczona alkoholem, nie byłaś w stanie tego zrobić.- Kiedy to było? - zapytała Lora ze szczerym zainteresowaniem.- Trzy tygodnie temu.Kiedy pierwszy raz wróciłaś po tak długiejprzerwie pijana.- Zaraz pijana!- Przepraszam - wtrącił nieśmiało taksówkarz - ale czy to jest w tej chwilinajistotniejsze?- Zdziwi się pan, ale tak - odparła Lora.- Powiedz mi, moja droga, co cidranie jeszcze napisali w mailu?- %7łe zawieszają automatycznie kolejne raty za ostatni pakiet.- Skurczybyki! Tyle się dla nich napracowałam.- Czy mogłaby mi pani zapłacić za kurs? - coraz śmielej upominał się oswoje taksówkarz.W jednej chwili gdzieś znikła pewność siebie Lory.Przez chwilę szukałajeszcze czegoś bezradnie w torebce, klnąc cicho pod nosem.- Mogłabym, tylko że widzi pan.- W porządku! - przerwała to upokarzające widowisko Matylda.- Zarazprzyniosę z tych, co miały być na światło.- Widzi pan.- Lora z miejsca odzyskała pewność siebie i tupet.- Miałaodłożone na światło, kretynka! Chyba bym bez niej zginęła.- Coś mi się widzi, że tak - zgodził się taksówkarz.Matylda bez słowa zapłaciła taksówkarzowi za kurs, potem przecedziłamleko i dopiero na końcu podeszła do wspartej na pieńku do zarzynaniakur Lory i wprowadziła ją do domu.Nigdy nie prawiła Lorze kazań, bo niby z jakiej racji miałaby to robić, aletym razem nie mogła się powstrzymać.- Do tej pory byłam pewna, że są granice, których człowiek w żadensposób nie jest w stanie przekroczyć.- Naaa.aaa.przykład prędkość światła? - spróbowała zgadnąć Lora.-1 możliwość wydania określonej kwoty pieniędzy w określonym czasie.- Daruj, ale co to za pieniądze?- Dla mnie to był majątek.- Dla ciebie sto złotych to majątek.- W pewnych okolicznościach tak.- W jakich okolicznościach, cholera! Sto złotych to sto złotych.- Dla człowieka, który od trzech dni nie jadł.- Och, teraz to już zaczynasz truć.Daj mi spokój i przestań się czepiać.Aatwo przyszło, łatwo poszło.- Rzeczywiście, chciałam tylko wyrazić swoje zdanie, nic mnie to więcejnie obchodzi.- No i tak powinno być.Jest coś do jedzenia? Zdaje się, że wytrzezwiałamod tej twojej drętwej gadki, zaraz zwymiotuję.-Jest coś do jedzenia.Dzięki Bogu do samej zimy głód nam nie grozi.- Głupia jesteś? Do zimy zapomnę, że tu w ogóle byłam.Na Matyldzie pogróżki Lory o rychłym opuszczeniu Wzgórza przestałyrobić wrażenie.Do wszystkiego trzeba się w końcu przyzwyczaić.Dotego, co nieuniknione, tym bardziej.Wieczorem, po raz pierwszy od dłuższego czasu, usiadła przy oknie wkuchni.Mateusz już był.Zdawał się umęczony tak długim niebytem;uniósł twarz znad kosza, ale nie popatrzył jej w oczy, tylko zawiesiłspojrzenie gdzieś w oddali.- Na początku nie rozumiałam, jak mogłeś ją opuścić z małym dzieckiem- zaczęła mówić do Mateusza - ale coraz mniej mnie to dziwi.Ona, tatwoja żona, potrafi zniszczyć wszystko.Z absolutną obojętnością wrócił spojrzeniem z oddali i pochylił kark.Matylda mówiła dalej.O tym, jak Lora pewnego dnia zostawiłatłumaczenia i pojechała do stolicy przewietrzyć umysł".Rzeczywiście,lepiej nie da się tego ująć.Lora zdaje się ma szczęście do poznawaniafacetów na całe życie" w najgorszych dla siebie momentach, czyliwtedy, kiedy jest przy forsie.Skąd się właściwie tacy biorą? No tak, kiedysię nie zna życia, jak Matylda, łatwo się dziwić - tacy pewnie byli, są ibędą zawsze, jeśli tylko będą tak naiwne kobiety jak Lora.Ale czy Lorana pewno jest naiwna? Czy może jest zwyczajnie masochistką i sprawiajej przyjemność upokarzanie siebie - bo jak to inaczej nazwać.W każdejinnej sytuacji potrafi zadbać o swoje i o swoje walczyć.Umie byćbezczelna, nawet nieobliczalna.Gdzie to wszystko się podziewa, kiedyLora Borys spotyka na swojej drodze mężczyznę?Matylda wiedziała, że kolejny wypad Lory zle się skończy już pierwszegodnia.Lora zadzwoniła wieczorem, a w jej głosie był jeden wielkientuzjazm.No tak, pomyślała Matylda,trudno jej się dziwić, wróciła do swego świata i nie może się nimnacieszyć.- Nakupiłam matce i Julii wszystkiego.Zabrałam Julię do zoo.- To wspaniale - pochwaliła Matylda.Matka powinna zabierać swojedziecko do zoo lub gdziekolwiek.Lora mimo wszystko nie jest złą matką.Dalsze słowa Lory pozbawiły ją złudzeń.- Ale wiesz.matka już na drugi dzień zaczęła mnie wkurzać.Nie wiem,o co jej chodzi.A Julia.już w zoo zaczęła swoje.Chyba się ode mnieodzwyczaiła.- Zawiesiła na chwilę głos, po czym zapiała zentuzjazmem: - Nie dasz wiary, jakiego faceta poznałam wczoraj!- Znowu?- Co znowu? Nie zrzędz jak moja matka.Chyba już mam dość lat i oleju wgłowie, żeby wiedzieć, w co się pakować, a w co nie.Matylda nie była tego taka pewna.Za każdym razem, kiedy Lora wracałapo świeże ciuchy i odrobinę energii w postaci rosołu z kury, starała sięjeszcze coś dla niej uratować, przypominając o tłumaczeniach, któretrzeba odebrać i coś z nimi zrobić.- Odbierz, widziałaś tyle razy, jak to robię.Jutro się za to wezmę.Jakwrócę z Warszawy, muszę wpaść jeszcze na chwilę.Wracała pijana i musiała wytrzezwieć.A kiedy wytrzezwiała, znowu jąniosło.Aż do tego dnia, kiedy nie miała już czym zapłacić za taksówkę.- Teraz będzie dochodzić przez parę dni do siebie - mówiła Matylda dopochylonego nad koszem Mateusza - a potem wpadnie w depresję.Dobrze wiem, że trudno było kochać kogoś takiego jak Lora.Odeszła od okna, nakryła Lorę kocem, a potem poszła dołożyć do pieca.Jest, jaka jest, ale nie musi marznąć.Zwłaszczaw takim stanie.Niech sobie śpi, dochodzi do siebie.WłaściwieMatyldzie taki stan Lory w niczym nie przeszkadzał.Przynajmniej niekręciła się po domu, zostawiając wszędzie za sobą bałagan i nieplanowała, co zrobi z pieniędzmi ze sprzedaży Wzgórza.Po paru dniach Lora rzeczywiście doszła do siebie, ale tym razemzachowywała się inaczej niż zwykle.%7ładnej depresji, żadnych rojeń izawodzenia nad swoim przeklętym losem.Tylko cisza.Matylda nawetnie zauważyła, jak któregoś dnia wstała i zaczęła chodzić po kuchni.Dopiero, gdy usłyszała wypowiedziane słabym i zachrypniętym głosem: Zrobić ci też herbaty?", oderwała oczy od łaty przyszywanej na flanelo-wą koszulę i zobaczyła Lorę zapalającą gaz pod czajnikiem.Do końcadnia nie wspomniała słowem o tym, co się stało.Ani następnego dnia, aninastępnego.No, nic dziwnego - pomyślała Matylda - kiedy się przehulałotyle forsy, lepiej tego nie roztrząsać.Rzeczywiście, Lora jednym słowemnie użaliła się nad sobą ani nad własną głupotą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]