[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jeśli pojedziecie za mną do Pascallów, pokażę wam stamtąd drogę. To ostatnia rzecz,którą słyszę z ust matki Billa, gdy moi przyjaciele zamykają za sobą frontowe drzwi.Mamnadzieję, że przez ten czas będzie prowadzić Didi.A potem robi się cicho.Taka wiejska cisza.Jesteśmy tylko ja i Bill.Obydwoje gapimy się naściany (reprodukcja Moneta na jednej, na drugiej reprodukcja Maneta, bardzo to demokratyczne;założę się, że zamówiła je matka Billa). Dzięki, że potrzymałaś mnie za rękę mówi w końcu Bill.Nadal nie mogę na niegospojrzeć, ale po głosie poznaję, że się uśmiecha. Może przejdę się trochę stwierdzam w odpowiedzi. Czuję się jakoś dziwnie.I rzeczywiście tak się czuję. W porządku. Chcesz jeszcze herbaty albo czegoś innego? Eee.tak.Cukier by się przydał. yle się czujesz? Lubię cukier wzrusza ramionami.Idę do kuchni.Podziwiam widoki, czekając, aż woda się zagotuje.W takim domu jak tennawet zmywanie mogłoby być cudowne.Za oknem, w prostej linii od czubka butelki z płynemdo zmywania ciągną się błękitne wzgórza i różowe pasma nieba.Ciekawe, która godzina? Mam wrażenie, że wieki minęły od wypadku.Kiedy woda zaczyna się gotować, otwieram drzwi kredensu (jest w starym stylu, z siatkąchroniącą przed muchami) w poszukiwaniu cukru.Jest tam kubek z ozdobnym napisem Emma pewnie jego siostry.Zgodnie z tym, co mówił, jest jeszcze jedna siostra.Mężatka.Znajduję teżwielki kubek z napisem Microsoft.Ten musi należeć do Billa.Jakie to nudne.Wlewam do kubka za dużo wody i muszę nieść go bardzo ostrożnie, krok po kroku.Zajęłomi to więcej czasu niż myślałam, bo kiedy wracam do pokoju, Bill śpi, z rękami zwieszającymisię z fotela.Zostawiam go śpiącego i idę na spacer.38Myślę, że sens posiadania farmy polega na tym, że zupełnie swobodnie możesz rozrzucać poniej resztki i różne graty.Skręcam za dom w stronę dwóch wielkich stodół i widzę zardzewiałytrójkołowy rowerek (mogę sobie wyobrazić małego Billa, wpadającego na rowerku na wszystko,co się rusza) i opony pomalowane na biało, żeby wyglądały jak łabędzie, a nawet resztki siatkitenisowej.Chyba będzie padać.I wtedy to do mnie dociera.Moja torba. A niech cię diabli, cholerny Sherlocku!Najwyrazniej wspaniały plan Hilary nie obejmował wyjęcia mojej torby z bagażnika.Boże,niech sobie o niej przypomni, zanim dojadą do hipochondrycznych Pascallów, i niech ją da matceBilla.Skądś jednak wiem, że tak się nie stanie.Mam jedną sukienkę, jedną parę majtek, jeden stanik, jedne buty, nie mam kurtki, parasolki,szczoteczki do zębów, szczotki do włosów, Zaawansowanego KompleksuRegenerująco-Ochronno-Odżywczego na Noc Estee Lauder, pokładu, a nawet tamponu nawszelki wypadek.Właściwie jedyne, co mam, to moja torebka.Kiedy tak spaceruję, zaczyna lać.Za chwilę moja mała kwiecista sukienka, idealna napopołudniowy spacer po plaży w Bondi, zamieni się w prześwitujący koszmar.Właściwie przyniej szlafrok, w którym widać mi było sutki, będzie sprawiał wrażenie arcyskromnego.Dlategoteż zaczynam biec.Ostatni raz biegłam tak w czasie oberwania chmury w 1984 roku, podczasszkolnego biegu przełajowego.To widać.Zanim dopadam pierwszej stodoły, ledwie mogę złapaćoddech.Zęby dostać się do środka, muszę uchylić pełną połówkę ogromnych drzwi, zamkniętych ugóry na skobel i kłódkę.Wewnątrz jest ciemno, a deszcz teraz po prostu leje jak z cebra ogłuszająco bębni o dach.Helena Chettle opowiedziała mi kiedyś straszną historię o tym, jak ktoś wszedł do pewnejstodoły na wsi i znalazł ogromnego węża zwieszającego się z krokwi.Gdzie tu jest włącznik światła? Cholera, czy w stodołach są włączniki światła?W końcu zaczynam coś widzieć.Chociaż połowa stodoły wypełniona jest balami siananęcącymi węże, reszta zamieniła się w istny labirynt magazynów i schowków.Przy szczyciedrabiny stojącej na końcu stodoły ktoś zamienił część strychu w prowizoryczne biuro.W prowizoryczne biuro z komputerem, okazuje się, gdy wchodzę na szczyt drabiny.Ciekawe, jak działa? Na pedały?To prawdziwa kryjówka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]