[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzyła kopertę i zaczęła szybko czytać.List był bardzokrótki, zaledwie kilka zdań, ale za to jakich zdań! Najpierwsenator podziękował jej za rzetelną pracę i za wsparcie dlachłopca, a potem napisał czarno na białym, że zdecydował sięzarekomendować Joego do Akademii Wojskowej w KoloradoSprings.Teraz więc wszystko zależało tylko i wyłącznie odchłopca, czy zdoła posiąść niezbędną wiedzę i zdać trudneegzaminy.Do pisma był dołączony krótki list gratulacyjnyskierowany do samego Joego.Przycisnęła kartki papieru do piersi, a po jej policzkachpotoczyły się łzy szczęścia.- Boże, dziękuję ci - szepnęła - a więc udało się i nadodatek wcale nie było aż tak trudne.Dziękuję.Była gotowa co tydzień wysyłać kolejny list do kolejnegosenatora, i tak aż do skutku.Miała ochotę tańczyć i śpiewać.O nie, taka wiadomość niemogła czekać do jutra.Pędem wybiegła na podwórko,wskoczyła do samochodu i wcale się nie zastanawiając, ruszyław stronę rancza Mackenziech.Teraz ta kręta i stroma drogawydawała jej się całkiem inna niż jeszcze kilka tygodni temu.Znieg znikł gdzieś bez śladu, a po obu stronach drogi rosłykolorowe polne kwiatki.Po tak długiej i ciężkiej zimiewiosenne powietrze wydało jej się prawdziwymbłogosławieństwem, choć i tak trudno je było porównać zrozgrzanym słońcem powietrzem w Savannah.Była tak szczęśliwa i podekscytowana, że nawet nie zwróciłauwagi na strome urwisko przy drodze.Pędziła jak na72skrzydłach i wiedziała już na pewno, że czuje się tu jak wdomu, że to miejsce jest jej prawdziwie drogie i bliskie sercu.Z piskiem opon zatrzymała się tuż przed drzwiami domuWolfa i z okrzykiem radości na ustach wbiegła do środka.- Wolf! Joe! - Może to niezbyt stosowne, ale była zabardzo podekscytowana, by się tym przejmować.- Mary! - usłyszała głos za swoimi plecami.To Wolf biegłw jej kierunku.Zeskoczyła ze schodów.Jej spódnica uniosła się do góry, alenie zważała na to.Biegła co sił w stronę mężczyzny, za którymbezgranicznie tęskniła.- Dostał! Dostał! - wołała radośnie, nie mogąc siępowstrzymać.Wolf zatrzymał się w miejscu i przyglądał się teraz tejkobiecie, bez której nie potrafił już wyobrazić sobie życia.Spódnica Mary to unosiła się do góry, odsłaniając jej zgrabnenogi, to znów opadała.Uspokoił się, wiedział już, że nie stałojej się nic złego.Widział szeroki uśmiech na jej ustach iszczęście wypisane na twarzy.Zaraz też wpadła mu prosto wramiona.Złapał ją chyba w powietrzu i od razu mocnoprzycisnął do piersi.- Dostał! Wolf, Joe dostał rekomendację! - krzyknęła razjeszcze, choć przecież już nie musiała, bo stali połączeni wuścisku.On jednak nie słyszał do końca tych słów, myślał teraz tylkoo jednym.Zwilżył spierzchnięte usta.- Tak? -szepnął, wpatrując się w jej niebieskie oczy.- Tak! Przyszedł list od senatora Allarda, nie mogłamczekać.Gdzie jest Joe?- Jest w mieście.A więc dostał rekomendację.Widziała, jak jego twarz promienieje dumą, a jego oczypłoną ogniem.Uniósł ją do góry i jakby dopiero teraz dotarłodo niego znaczenie jej słów, bo okręcając ją wkoło, wydał z73siebie potężny, indiański okrzyk.Odchyliła głowę do tyłu, a najej ustach pojawił się szeroki uśmiech.Nagle poczuł się tak, jakby zaczął w nim wzbierać wulkan,wypełniło go gorące pożądanie.Była taka ciepła i delikatna, ajej śmiech był jak powiew wiosny.Przyklęknął przed nią i ukrył twarz w jej spódnicy.Poczułajego dłonie na swoich pośladkach.Zmiech zamarł jej na ustach,gdy jego wargi zaczęły pieścić jej piersi.Wczepiła palce wkruczoczarne włosy i wydała z siebie przeciągły, cichy jęk.Mocniej przycisnęła jego głowę do swego ciała, jakby proszącgo, by tym razem się nie wycofał.Spojrzał na nią, a jego oczy płonęły żądzą.Oddech miałciężki, urywany.- Chcesz? - spytał ledwo słyszalnym, ochrypłym głosem.- Tak - wyszeptała - chcę.Było mu już wszystko jedno, co pomyślą inni.Rozejrzał się,chcąc ocenić, co jest bliżej, dom czy stodoła, po czym unoszącMary na rękach, ruszył w stronę stodoły.Wiedziała, co za chwilę nastąpi, kręciło jej się w głowie i niemiała pojęcia, jak powinna się zachować.Wszystko potoczyłosię jednak niezwykle szybko, nie miała czasu na myślenie.Pochwili poczuła, jak zapada się w sianie, jak jego ręceniecierpliwie szukają zapięcia jej spódnicy, jak jego ustazachłannie wpijają się w jej wargi.Miał wrażenie, że jeśli natychmiast nie poczuje pod sobą jejjedwabistej skóry, oszaleje.Jego dłonie stały się niesłychanieruchliwe, a usta przesuwały się wzdłuż jej ciała w dół,pieszcząc każdy zakamarek.To było takie cudowne, że nawet nie przyszło jej do głowy,żeby protestować.Pragnęła go, pragnęła oddać mu się bezreszty, chciała, by widział ją nagą, by nie ustawał wpieszczotach, by zrobił z nią to, co mężczyzni robią zkobietami.Kochała go.Jej ciało drżało coraz mocniej, unoszącsię niecierpliwie w górę i w dół.Z coraz większą siłą wbijała74paznokcie w jego ramiona, nie mogła już powstrzymać jęków,wydobywających się z jej gardła.I nagle poczuła rozkosz,która nie dawała opisać się żadnymi słowami.Ledwo ustałafala szalonej ekstazy, a już poczuła, jak wsuwa się pomiędzyjej uda, zobaczyła, jak zdziera z siebie koszulę.- Wolf.- szepnęła.- Tak, najdroższa? - Ach, prawda, musiał być otrożny,przecież to był jej pierwszy raz.Jeszcze nigdy przedtem niebyła z mężczyzną.I nagle usłyszał ten charakterystycznydzwięk.Zamarł w bezruchu.- Wolf?Zaklął pod nosem i usiadł, starając się zapanować nad swoimciałem i narastającą frustracją.- Za kilka minut będzie tu Joe.Właśnie słyszałem jegosamochód.- Joe?- Tak, właśnie on.Pamiętasz, to z jego powodu zjawiłaś siętutaj.Czuła, jak jej policzki płoną.Podniosła się i dopiero teraz doniej dotarło, co powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]