[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobry znak! Wesoło wracają! - zawołał Polanowski.Tymczasem tamci ujrzawszy kasztelana zeskoczyli z kulbak, od-dali konie pacholikowi i szli żywo do ganku; nagle Zagłoba rzuciłczapkę w górę i udając głos marszałka tak wybornie, że kto by go niewidział, mógłby się omylić, zakrzyknął:- Vivat pan Czarniecki, nasz wódz!Kasztelan zmarszczył się i rzekł prędko:- Jest pismo dla mnie?- Nie ma - odrzekł Zagłoba - jest coś lepszego.Marszałekz całym wojskiem przechodzi dobrowolnie pod komendę waszejdostojności!Czarniecki przewiercił go wzrokiem, za czym zwrócił się doSkrzetuskiego, jakby mu chciał rzec: Gadaj ty, bo tamten podpił!71Henryk SienkiewiczPan Zagłoba rzeczywiście był nieco podpiły; lecz Skrzetuskipotwierdził jego słowa, więc zdumienie odbiło się na obliczukasztelana.- Bywajcie za mną! - rzekł do przybyłych.- Mości Polanowski,mości Wołodyjowski, proszę także!I wszyscy weszli do izby.Nie siedli jeszcze, gdy Czarniecki spytał:- Co rzekł na mój list?- Nic nie rzekł - odpowiedział Zagłoba - a dlaczego, to się wkońcu mojej relacji okaże, teraz zaś incipiam.Tu zaczął wszystko opowiadać, jak się odbyło, jako marszałkado decyzji tak pomyślnej doprowadził.Czarniecki patrzył na niegoz coraz większym zdziwieniem.Polanowski za głowę się chwytał,pan Michał wąsikami ruszał.- Tożem ja waści nie znał dotąd, jak mnie Bóg miły! - zawołałwreszcie kasztelan.- Uszom własnym nie wierzę!- Ulissesem z dawna mnie nazywano! - odrzekł skromnie Zagłoba.- Gdzie mój list?- Ot, jest!- Już ci muszę darować, żeś go nie oddał.To ćwik kuty na czterynogi! Podkanclerzemu uczyć się u niego, jak układy prowadzić!Na Boga, gdybym był królem, do Carogrodu bym waści wysłał.- Już by tu sto tysięcy Turka stało! - zakrzyknął pan Michał.A Zagłoba na to:- Dwieście, nie sto, żebym tak zdrów był!- W niczymże się pan marszałek nie spostrzegł? - pytał znówCzarniecki.- On? Aykał tak wszystko, com mu do gęby wkładał, jak karm-ny gąsior gałki, jeno mu grzdyka grała i oczy mgłą zachodziły.Myślałem, że pęknie od radości, jako szwedzki granat.Tego czło-wieka do piekła pochlebstwem można by zaprowadzić.- Byle się to na Szwedach skrupiło, byle się skrupiło, a mamnadzieję, że tak będzie! - odrzekł uradowany Czarniecki.- Waść72Potop t.3jesteś człek zręczny jako liszka, ale sobie zbytnio z pana marszałkanie dworuj, bo inny i tego by nie uczynił.Siła od niego zależy.Aż do samego Sandomierza pójdziemy majętnościami Lubomirskichi marszałek jednym słowem może całą okolicę podnieść, chłopstwukazać przeprawy zatrudniać, mosty palić, wiwendę po lasach kryć.Waść będziesz miał zasługę, której ci do śmierci nie zapomnę,ale i panu marszałkowi muszę dziękować, bo tak mniemam, że niez samej próżności to uczynił.Tu w ręce zaklaskał i krzyknął do pacholika:- Konia mi natychmiast!.Kujmy żelazo, póki gorące.Po czym zwrócił się do pułkowników:- Waściowie wszyscy ze mną, żeby asysta była jako najokazalsza.- Czy i ja mam jechać? - pytał Zagłoba.- Waszmość zbudowałeś ten most między mną a panem mar-szałkiem, słuszna, abyś pierwszy po nim przejechał.Zresztą tak my-ślę, że cię tam bardzo nawidzą.Jedz, jedz, panie bracie, bo inaczejpowiem, że chcesz wpół poczęte dzieło porzucić.- Trudna rada! - Muszę jeno pasa mocniej zacisnąć, bo się na nicutrzęsę.Już mi i sił nie bardzo staje, chybabym się czym pokrzepił.- A czym by?- Siła mi powiadano o kasztelańskim miodzie, któregom dotądnie kosztował, a chciałbym wreszcie wiedzieć, czyli od marszałko-wego lepszy?- To się strzemiennego po kusztyczku napijmy, za to z powrotemnie będziem sobie z góry odmierzali.Parę gąsiorków znajdziesz teżwaść u siebie w kwaterze.To rzekłszy kazał pan kasztelan podać kielichy i wypili w miarę,na fantazję i dobry humor, po czym na konie siedli i pojechali.Marszałek przyjął pana Czarnieckiego z otwartymi rękoma,gościł, poił, do rana nie puścił, za to rano połączyły się oba wojskai szły dalej w komendzie pana Czarnieckiego.Koło Sieniawy napa-dli znów na Szwedów tak skutecznie, iż tylną straż w pień wycięli73Henryk Sienkiewiczi wprowadzili zamieszanie w szeregi głównej armii.Dopiero o świ-taniu spędziły ich armaty.Pod Leżajskiem jeszcze silniej nastąpiłpan Czarniecki.Znaczne oddziały szwedzkie pogrzęzły w błotach,powstałych z deszczów i powodzi, i te wpadły w ręce polskie.Drogastawała się dla Szwedów coraz opłakańszą.Wycieńczone, zgłodnia-łe i zmorzone snem pułki ledwie maszerowały.Coraz więcej żoł-nierzy zostawało na drodze.Znajdowano niektórych tak straszliwiezbiedzonych, że nie chcieli już jeść i pić, prosili tylko o śmierć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]