[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym samym przyjęto jako pewnik,że Chloris zostanie mamką także następnych dzieci Morlandów.Obowiązki jej nie sprowadzały sięjednak tylko do karmienia piersią niemowląt.Właściwie trudno było je sprecyzować, gdyż na samokarmienie przypadała niewielka część doby, a inne prace w pokoju dziecięcym wykonywaływyznaczone służebne.Dorcas nadzorowała wychowanie dzieci, więc czas wolny od karmienianajmłodszych Chloris spędzała przeważnie na asystowaniu pani domu.Często z nią rozmawiała ipotrafiła skutecznie poprawiać jej humor.- Właściwie Chloris pełni funkcję twojego błazna - stwierdził kiedyś Ralf.- Przecież królowe zawszemiewają błaznów, czyż nie?Ralf polubił dziewczynę, śmiał się z jej zabawnych powiedzonek i przymykał oko, gdy zbyt śmiałosobie poczynała.Nieraz w długie, zimowe wieczory potrafiła nagle wykrzyknąć: Cóż wy, moipaństwo, tak siedzicie jak te sowy? Już ja was zaraz rozruszam!".I naprędce organizowała jakąś zaba-wę, do której Ralf i Anuncjata chętnie się przyłączali.Uwielbiały ją także dzieci, które zawsze znajdowały w niej sojuszniczkę i pośredniczkę między nimi aich surową matką.Inne służące początkowo z niedowierzaniem wytrząsały nad nią głowami, alewkrótce same zaczęły zwierzać się jej ze swo-ich kłopotów.Tylko Birch nigdy nie przekonała się do nowe, mamki i nie przestała okazywać jejdezaprobaty, gdyz po cichu dążyła do wyłączności na usługiwanie hrabinie.Latem król zawarł w Dover przymierze z Francją przeciwko Holandii.W następnym rokuwypowiedział Holandii wojnę, co ucieszyło Anuncjatę, ale zmartwiło jej męża.- Holendrzy nie są naszymi naturalnymi wrogami - stwierdził w rozmowie z nią, kiedy w pierwszyciepły, wiosenny wieczór siedzieli razem w podłużnym salonie.Anuncjata ze zdziwieniem podniosła oczy znad robótki.- Jak możesz mówić takie rzeczy?! - oburzyła się.- Zapomniałeś, jak pod Medway podpalili naszeokręty? A co było pod Amboyną? Nareszcie nadszedł czas odwetu!- To było już dawno - bagatelizował Ralf.- Nie widzisz, ze są tacy, którzy celowo przywołują tewspomnienia, aby podburzyć opinię publiczną?- Mój dziadek zginął pod Amboyną! - zaprotestowała Anuncjata.- A mojej babce serce wtedy pękło zżalu.- Komuś zależy, abyś o tym pamiętała - upierał się Rail.-Naszymi prawdziwymi nieprzyjaciółmi sąnie Holendrzy, a Francuzi.To oni chcą połknąć Europę, mają niezwyciężoną armię, a na przeszkodziestoi im tylko Holandia.Kiedy jeszcze i ją pochłoną, ruszą prosto na nas.- Bzdury pleciesz! - roześmiała się Anuncjata.- Król popełnił błąd - przekonywał ją mąż.- A drugi błąd to Deklaracja Tolerancji.- No wiesz! - oburzyła się Anuncjata.- Czy to zle, ze tylu naszych znajomych wyszło na wolność?- Ależ kochanie, na pewno nie życzę nikomu, aby cierpiał prześladowania! - łagodził Ralf.- Jestem zawolnością sumienia, ale gdy dziś król dekretuje tolerancję wobec katolików, a jutro sprzymierzy się zkatolickim mocarstwem przeciw protestanckiemu, to sam pakuje się w kłopoty.Wiesz, co pospólstwomyśli o katolikach.Ludzie uważają, ze to oni pchają nasz kraj z powrotem w objęcia Rzymu.- Czy rzeczywiście tak mówią? - spytała hrabina, odkładając igłę.- Owszem, tak właśnie mówią - potwierdził Ralf.- Przecież książę Yorku, a zarazem lord admirał, jestzaprzysięgłym katolikiem.Tak samo wyżsi oficerowie.Clifford też jest katolikiem, a król zawszeskłania ku niemu ucha.Anuncjata w milczeniu wpatrzyła się w płomienie igrające na kominku.- Jacy ci ludzie są głupi i nietolerancyjni! - westchnęła.Odpowiedziało jej milczenie, więc rozejrzałasię, co robi reszta rodziny.Salon był na tyle duży, iż mógł pomieścić wszystkich, nawet oddających się równocześnie różnymrodzajom rozrywek.W palenisku wesoło trzaskały płonące polana, z uwagi na wilgotne powietrzekażdy chętnie grzał się przy ogniu.Psy utworzyły przed kominkiem żywy dywan - przytulone dosiebie chrapały dwa wielkie, pręgowane ogary, Bran i Fern, razem z małymi spanielami, Kasprem iKarolem Wielkim.Zirytowało to Anuncjatę:- Te psy nawet w środku lata chciałyby wylegiwać się przy ogniu!Po drugiej stronie kominka, korzystając ze światła dostarczanego przez kinkiety, ksiądz St.Maur irządca Klem sporządzali rachunki gospodarskie.Z kolei Ralf pomagał swemu stajennemu, Arturowi,reperować fragment rzędu końskiego.Zwisającą nogą od czasu do czasu szturchał psy.Marcin, jakzawsze pilny, siedział pogrążony w lekturze.Od czasu do czasu odczytywał Daisy na głos wyjątki zksiążki Ją jednak ani trochę nie interesowała tematyka nawożenia ziemi ornej -wolała przy robótcepogawędzić z Elżbietą, a uwagi brata kwitowała uśmiechem i machinalnym potakiwaniem.W dal-szym końcu salonu Dorcas grała z Jerzym w szachy, a Chloris - z blizniętami w karty.Rzeczywiście, istna sielanka rodzinna! Anuncjacie jednak ten spokój kojarzył się przede wszystkim znudą.Znaczniewyżej ceniła rozrywki, jakich dostarczał Londyn - przyjęcia, sztuki teatralne, przejażdżki konne poparku, obstalunki nowych strojów, wreszcie ploteczki z wyższych sfer! Tymczasem przez całą zimęnie bawiła w Londynie ani razu, bo w listopadzie urodziła kolejne dziecko.Mały Karolek zająłmiejsce Ru-perta przy piersi Chloris, a że poród był ciężki, hrabina do końca sezonu nie mogła sięruszyć z domu.Najbardziej cieszył się z tego Ralf, bo wolał mieć żonę przy sobie.Aby ją rozweselić, przy pomocyChloris obmyślał dla niej specjalne rozrywki, toteż okres świąteczny upłynął dosyć mile.Resztę zimyAnuncjata wypełniła polowaniami i oczekiwaniem na wiosenne i letnie gonitwy, a w przypływiedobrego humoru okazywała mężowi nadzwyczajną przychylność.Okazało się to błędem, gdyż znówbyła przy nadziei, a to oznaczało konieczność rezygnacji z jazdy konnej i polowań przez całe lato.Mało tego, następny zimowy sezon też nie zastanie jej na salonach Londynu! Ralf, jakby czytał w jejmyślach, rzucił znaczące spojrzenie na jej brzuch i w jego oczach zabłysły wesołe ogniki.- Lubię cię taką jak teraz - szepnął tak cicho, że nikt prócz żony go nie usłyszał.- Wiem, że lubisz - ucięła krótko, a pod nosem dodała: -.mieć mnie uwiązaną w domu.-Przypomniała sobie pierwszą żonę Ralfa, Marię, która przeżyła z nim dziewięć lat, w trakcie którychosiem razy była w ciąży, a zmarła mając niecałe dwadzieścia pięć lat.Taki był los posłusznych żon!Natomiast matka Anuncjaty, Ruth, potrafiła obejść się bez mężczyzny w domu.Sama wychowałacórkę i pozostała do końca życia panią swego losu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]