[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chciałem, żeby ktoś jeszcze cierpiał.- Tylko Hank?Z oczu Maurice'a popłynęło więcej łez, zaczęło mu także ciec z nosa.Tyle żetym razem jego twarz wykrzywiła wściekłośd.- Zasłużył sobie na to! Zdradzał mnie! Mnie! Temu idiocie wydawało się, żemoże mnie oszukiwad.Zamierzał ze mną zerwad i sprowadzid tę swoją wielką,włochatą małpę do domu, który dla niego urządziłem.Miała spad w mojej pościeli,jeśd z mojej porcelany, siedzied przy stole, który co tydzieo polerowałem.Niemogłem na to pozwolid.Nie mogłem dopuścid, żeby Hank sprowadził tegoNeandertalczyka do mojego domu.- Jakiego Neandertalczyka? Monalda? zapytałam, zupełniezdezorientowana.Maurice wspominał, że widział, jak Hank wychodził z gabinetuMonalda.Może naprawdę łączyło ich coś więcej niż tylko praca.Maurice pokręcił głową.- Nie.Jego goryla.Tego, któremu przydałaby się przymusowa depilacja.Gąsienica!- To on był gejem? - zapytałam z niedowierzaniem.Maurice zmrużył swojezałzawione oczy.- Tak, był gejem.Wbrew obiegowej opinii nie wszyscy z nas są delikatnymi,małymi kwiatuszkami.W duchu przewróciłam oczami.Facet trzymający mnie na muszce robił miwykład na temat politycznej poprawności.- A więc zepchnąłeś Hanka z dachu?Maurice przytaknął.- Nie rozumiesz? Musiałem.Wszystko by zrujnował z tym swoim wielkim,włochatym potworem.- Ale czemu był nagi? - zapytałam, przypominając sobie ten drobnyszczegół, który zastanawiał mnie od samego początku.189- Tego wieczoru miał na sobie vintage'ową suknię Diora.Cała by sięzaplamiła krwią.Do niczego by się już nie nadawała.To chyba oczywiste - wyjaśniłMaurice.Co racja to racja.- Gdzie jest teraz ta suknia? - zapytałam, chod szczerze mówiąc miałam togdzieś.Po prostu starałam się zyskad na czasie, czymś go rozproszyd, Powoliwsunęłam rękę do torebki, wiszącej na moim ramieniu.Gdyby tylko udało mi sięznalezd telefon.- Co robisz? - Lufa pistoletu, wycelowana wcześniej w moją klatkępiersiową, nagle znalazła się na wysokości moich oczu.A dokładnie: między nimi.Ogarnęła mnie panika.Zesztywniałam, kiedy Maurice zrobił krok w mojąstronę.- Nic - powiedziałam, głosem przypominającym piskliwe jazgotanieQueenie.- Rzud torebkę na podłogę.Zrobiłam, jak kazał.Powoli zsunęłam z ramienia cienki pasek, żegnając się zmoją jedyną nadzieją na ratunek.- Teraz kopnij ją do mnie - rozkazał.Posłuchałam go, posyłając torebkę kopniakiem przez oliwkowo-zielonąwykładzinę.Oueenie natychmiast rzuciła się na nową zabawkę.Skrzywiłam się,kiedy jej małe, ostre ząbki wbiły się we włoską skórę.- Co teraz? - zapytałam, chod nie byłam pewna, czy chcę usłyszedodpowiedz.- Teraz przejdziesz na korytarz - polecił mi Maurice, wskazując mi kieruneklufą.- Powoli.- Gdzie idziemy?- Do łazienki - odparł.- Zastrzelę cię w wannie.Aatwiej będzie posprzątad.Szturchając lufą w plecy, pokierował mnie wąskim korytarzem doniewielkiej łazienki.Podłogę i obudowę wanny pokrywały różowe płytki, ścianymiały przyprawiający o mdłości turkusowy kolor.Pachniało tu tak, jakby ktośpodłączył naraz do kontaktu piętnaście różnych odświeżaczy powietrza.Przełknęłam ślinę, kiedy Maurice mnie obrócił.- Ręce przed siebie - zakomenderował, trzymając lufę zaledwie paręcentymetrów od mojej twarzy.Czy miałam inne wyjście? Wyciągnęłam ręce przed siebie, tak jak kazał,wnętrzem dłoni do góry, ze złączonymi nadgarstkami.Cały czas trzymając mnie namuszce, Maurice sięgnął do szafki i wyjął z niej wodoodporną taśmę klejącą.Pociągnął zębami za koniec rolki, a potem owinął szarą taśmą moje nadgarstki,zupełnie unieruchamiając mi ręce.Zalała mnie nowa fala paniki.Czułam, jak dooczu napływają mi łzy.- Maurice, proszę, porozmawiajmy o rym - powiedziałam błagalnie.Oderwał zębami kolejny kawałek taśmy, po czym spojrzał na mnie współczująco.190- Przykro mi, Maddie.Naprawdę.Ale muszę to zrobid.- I zakleił mi taśmąusta, dokładnie wygładzając, dopóki nie miał pewności, że będę w stanie conajwyżej cicho kwilid.Nie wstydzę się przyznad, że naprawdę kwiliłam.Kiedy Maurice szturchałmnie, żebym weszła do wanny, kwiliłam tak żałośnie, że Queenie przybiegła,zobaczyd, co się dzieje.Przyniosła ze sobą moją torebkę, z której po drodzepowypadały kosmetyki, karty kredytowe, tampony i drobniaki.Weszła do łazienki,stukając pazurkami o kafelki, i otarła się o nogę Maurice'a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]