[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A powinno.Nagle zaczął się bardzo dziwnie zachowywać.- Haden? O co chodzi? Co się dzieje?- Są takie dni, że jest mi dużo ciężej - powiedział, jakby to cokolwiekwyjaśniało.- Chodz, odprowadzę cię do domu.Postawił między nami mur, jak dla mnie zupełnie bez powodu.Alebyłam zmęczona i wyczerpana atakiem, więc udawałam, że wszystko wporządku.Coraz lepiej mi to szło.Na fioletowym niebie wisiał ogromny, absurdalnie wielki księżyc wpełni, a wiatr zawodził żałośnie wśród zimowych, ogołoconych z liścidrzew.Pnie były powyginane i powykręcane jak stare kobiety.Zadrżałam na widok przerażającej mozaiki podłużnych cieni drzew.Atakże z przerazliwego zimna.Położyłam się spać w getrach i koszulce,na wypadek gdybym ocknęła się w Podziemiach, ale niewiele to dało - itak obudziłam się w białej koszuli nocnej.Znów zadygotałam.50Mimo że drzewa w ogóle się nie poruszały, cienie zatańczyły.Utworzyły skomplikowany wzór, a potem wróciły do pierwotnegokształtu.Znajdowałam się na zapuszczonym cmentarzu, w otoczeniupoprzekrzywianych nagrobków.W zapomnianym miejscu.Nie rosłytam trawy ani żadne kwiaty.Wydawało się, że nocny chłód zawsze prze-nika to opuszczone cmentarzysko.Nie sądziłam, żeby Haden zaaranżował spotkanie w takim miejscu,choć na sto procent byłam w Podziemiach.Chciałam odczytać epitafia,ale większość już się zatarła lub popękała tak, że nie dało sięodcyfrować żadnych słow.Między grobami wiła się ścieżka ztłuczonego kamienia i miałam nadzieję, że wyprowadzi mnie zcmentarza.Zycie w Podziemiach było wystarczająco przerażające;wolałam nie natknąć się jeszcze na umarlaków.Zdawałam sobie sprawę, że ścieżka na pewno me jest bezpieczna, aleuznałam, że to i tak lepsza opcja niż wędrówka po grobach.Stanęłamwięc ostrożnie na dróżce; liczyłam, że nie pokaleczę sobie stóp nakamieniach.Zaczęłam iśc przez pagórkowaty cmentarz, włoski jeżyłymi się na karku.Mimo zawodzącego wiatru panował dziwny spokój, aksiężyc oświetlał mi drogę.Ciągle oglądałam się za siebie, wiedząc, żew każdej chwili mogę się natknąć na niebezpieczeństwo.Doszłam do końca ścieżki, do czarnej żelaznej bramy cmentarza.Pręty ogrodzenia były ostro zakończone, jak noże.Znów zmroziło mikrew.Zaczęłam się zastanawiać, czy ostrza miały zapobiec wyjściu czywejściu.Powoli otworzyłam bramę.Zaskrzypiała i zajęczała tak, jakbyzawiasy żaliły się, że od dawna nikt ich nie używał Zamknęłam za sobąmetalowe skrzydło, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, że po drugiejstronie ogrodzenia aż się roi od migocących postaci.Duchów.Serce zaczęło mi walić, ale duchy najwyrazniej w ogolę mnie niezauważyły.Lśniły fosforyzującą bielą, jednocześnie51przezroczyste i nieprzezroczyste.Zjawy - dziewczyny w różnymwieku, same blondynki - pielęgnowały coś, co wyglądało na klomby.Kiedy jednak lepiej się im przyjrzałam, dostrzegłam, że to same kości.Z pyłu wystawały kości, czaszki.i różne inne rzeczy.Niektórezjawy miały w rękach konewki, inne na kolanach grzebały w prochu.Jakaś dziewczynka miała koszyk i zbierała do niego kości.Odwróciła się i spojrzała na mnie, a ja straciłam czucie w nogach izamarłam z przerażenia.Miała może z dziesięć lat.Znałam tę sukienkę.To ja.Wciągnęłam w płuca powietrze i przypatrzyłam się twarzomwszystkich zjaw - to były duchy mojej młodości.Uśmiechnęły się ipomachały do mnie, a potem wróciły do pracy.Do pielęgnacji martwychkwiatów.Cofnęłam się pod bramę.Rozpaczliwie pragnęłam znów znalezć sięna zwykłym cmentarzu.Klamka się zacięła, więc zaczęłam za niąszarpać.Miałam wrażenie, że plecy pokryła mi nagle warstwa lodu, akiedy się odwróciłam, zobaczyłam, że wszystkie zjawy stanęły za mnąw rzędzie.Na każdy rok mojego życia przypadała jedna, a najstarszatrzymała na rękach dziecko w sukieneczce, którą pamiętałam ze zdjęć zmojego chrztu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]