[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzwi zastawiłapustą skrzynią.Wiedziała, że to nie powstrzyma nikogo przed wdarciem się do środka, miałajednak nadzieję, że odgłos poruszanego mebla obudzi ją.Podeszła do okna, odciągnęła futrzaną zasłonę i spojrzała w dół.Zaklęła pod nosem.Tędy nie było ucieczki.Okno znajdowało się na wysokości dwóch pięter, a w skalnej ścianienie było występów, które mogłyby posłużyć jako oparcie dla rąk i stóp.Izba była zimna i wilgotna.Nagle Johanna poczuła takie zmęczenie, że musiała usiąść.Zdjęta pas i otuliła się tartanem.Potem podeszła do łoża.Dostrzegła suknię rozpostartą na kapie nabywającej łoże.Poznała ją w okamgnieniu.Zmęczenie natychmiast ustąpiło, ogarnęła ją furia, jakiej dotąd nie znała.Przepełniona niąmiała ochotę krzyczeć jak wojownik wpadający galopem na pole bitwy.Na łożu leżała jej własna suknia ślubna.Były też ślubne pantofelki i wstążki, Boże, tesame wstążki, które miała wtedy wplecione we włosy.- On jest pomylony - szepnęła.I zdecydowany na wszystko, dodała w myśli.Obiecał jej niespodziankę następnegorana.nagle zrozumiała jego zamiary.Ten głupiec sądził, że rano znowu wezmą ślub.Wyciągając rękę do sukni.Johanna dosłownie trzęsła się z gniewu.Cisnęła strój wdrugi koniec izby.Pantofelki i wstążki poleciały jego śladem.Gniew szybko wysączy} z niej resztki sił.Wyciągnęła się na łożu, podłożyła sobie podgłowę tartan, dobyła sztylet, który przedtem rzemykiem przywiązała sobie do uda.W kilkaminut pózniej zasnęła z dłońmi na rękojeści broni.Obudziło ją szuranie przesuwanej skrzyni.Słoneczne światło sączyło się do izby odokna zakrytego futrzaną zasłoną.W nocy sztylet wysunął jej się z dłoni.Znalazła go w fałdzietartanu i gdy usiadła na łożu, była gotowa do zadania ciosu.- Czy mogę wejść, milady? - rozległ się szept.Pochodził z ust starszej kobiety.Trzymała w dłoniach tacę, ale na progu zawahała się, czekając na pozwolenie.- Proszę - zawołała Johanna.Kobieta pośpiesznie wsunęła się do izby.Piętą zamknęła drzwi.- Baron Raulf nakazał mi pani usłużyć - powiedziała, gdy podeszła bliżej.- Jesteś z klanu Gillevreyów - domyśliła się Johanna, widząc barwny tartan.- Tak - odrzekła kobieta.- A pani jest żoną starszego klanu MacBainów, prawda?- Owszem - potwierdziła Johanna ostro, pragnąc jak najszybciej zdobyć odrozmówczyni odpowiedzi na kilka pytań.- Czy są straże przed tymi drzwiami?- Jeden żołnierz - odpowiedziała kobieta.- Ilu jest w wielkiej sali na dole?- Dużo, nie do policzenia - odrzekła kobieta.Postawiła tacę w nogach łoża.- Starszymojego klanu jest zamknięty w piwnicy, milady.Traktują go jak zwykłego złodzieja.Starszyprzesyła pani ważną wiadomość.Pozwolono mi zanieść pani poranny posiłek, więc szepnąłmi te słowa, które mam powtórzyć.- Co to za słowa?- MacBainowie pomszczą to barbarzyństwo.Johanna uśmiechnęła się.Służąca sprawiała takie wrażenie, jakby czegoś oczekiwała.- Czy starszy twojego klanu spodziewa się odpowiedzi?- Tak.- Powiedz mu więc, że MacBainowie z pewnością pomszczą to barbarzyństwo.Kobieta szybko skinęła głową.- Niech się stanie - szepnęła.Zabrzmiało to tak, jakby się modliła.- Jak masz na imię? - spytała Johanna.- Lucy.Johanna szybko zsunęła się z łoża.Jedną ręką przytrzymała tartan, drugą podałakobiecie.- Jesteś dobrą i dzielną kobietą, Lucy - szepnęła.- Chcę cię poprosić o przysługę.- Zrobię wszystko, co mogę, żeby pomóc, milady.Jestem już stara i słaba, ale chętniespróbuję usłużyć.- Muszę znalezć sposób, żeby siedzieć w tej izbie jak najdłużej.Czy dobrze umieszkłamać?- Kiedy trzeba - odrzekła Lucy.- Powiedz więc baronowi, że jeszcze smacznie śpię.Postawiłaś tacę obok łoża, alemnie nie budziłaś.- Tak zrobię - obiecała Lucy.- Baronowi chyba się nie śpieszy ze sprowadzeniem panina dół, milady.Chodzi tam i z powrotem, denerwuje się, ale tylko dlatego, że jeszcze nieprzybył człowiek, po którego posłał.- Co za człowiek?- Nazwiska nie słyszałam - odrzekła Lucy.- Ale słyszałam, kim jest.To biskup, którymieszka gdzieś na nizinach.- Biskup Hallwick?- Nie tak głośno, milady, proszę.Straż czuwa.A nazwiska biskupa nie słyszałam.Serce Johanny zabiło gwałtowniej.- Hallwick.naturalnie - mruknęła.- Czy biskup pani pomoże, milady?- Nie - odrzekła Johanna.- To zły człowiek, Lucy.Pomógłby Lucyferowi, gdyby miałza to dostać złota.Powiedz mi jeszcze, skąd wiesz, że Raulf po kogoś posłał.- Na taką starą jak ja nikt nie zwraca uwagi.A ja umiem być sprytna, jeśli chcę.Stałam w kącie wielkiej sali, kiedy żołnierze wdarli się, by zająć donżon.Baron nie traciłczasu, natychmiast zaczął wydawać polecenia.Sześciu ludzi posłał na niziny.Mieli tuprzywiezć biskupa.Johanna poruszyła ramionami, żeby odpędzić przeszywający ją dreszcz.Raulf byłmetodyczny w swych planach.Zastanawiała się, jakie jeszcze ma dla niej niespodzianki.- Lepiej wrócę na dół, zanim baron zauważy, że jestem tu tak długo.A pani niechwraca do łoża.Kiedy uchylę drzwi, strażnik zobaczy, że pani śpi.Johanna podziękowała służącej i szybko skorzystała z rady.Przez dłuższą chwilęleżała, czekając na wezwanie.Raulf zostawił ją w spokoju.Błogosławiona zwłoka trwała aż do popołudnia.Johannaspędziła większość czasu na wyglądaniu przez okno.Okoliczne wzgórza były obsadzoneangielskimi żołnierzami.Pomyślała, że siedziba Gillevreyów jest całkowicie otoczona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]