[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pózniej leczyłem się wsanatorium.Prasy prawie nie czytałem.Antoni Mirecki na prośbę podpułkownika złożył oficjalnezeznanie i oczywiście potwierdził, że na żądanie sądu zjawi sięna rozprawie.W powrotnej drodze Miecio, który uwielbiaszybką jazdę, gnał jak szatan mając pewność, że jeśli go nawetdrogówka zatrzyma za przekroczenie przepisów ruchu,obecność w samochodzie wyższego oficera milicji, pozwoliodjechać bez mandatu. Nareszcie sprawa wyjaśniona podpułkownik żegnałprzyjaciela. Jutro idę do prokuratora.Jutro też Szczypiorskiprzesłucha Stanisława Wróblewskiego i prześle do SąduNajwyższego wniosek o uchylenie aresztu.Rozprawa przedSądem Najwyższym musi się odbyć, ale to już czystaformalność.%7łe też ten facet mógł zapomnieć o wzięciu udziałuw przedstawieniu. Nic dziwnego.W godzinę potem zaczęła się bitwa, poktórej Wróblewski powędrował na kilka miesięcy do szpitala zwieloma ranami.Taka przerwa w życiorysie wcale nie niedziwi.Każdemu się zdarza. Na szczęście nie po odniesieniu rany i nie z takimiskutkami roześmiał się podpułkownik.Miecio, nie byłby tym Mieciem, jakiego wszyscy znali, żebynazajutrz, jeszcze przed milicją i prokuratorem nie dotrzeć dowięzienia i nie zakomunikować swojemu klientowi radosnejwiadomości.Ale nawet wówczas Stanisław Wróblewski nieprzypomniał sobie występu na deskach teatru, w mundurzegestapowca.Za dwa dni wrota więzienia otworzyły się przed człowiekiem zmałym zawiniątkiem pod pachą.Klucznik starannieprzypilnował, aby ten człowiek przypadkiem nie powiedział dowidzenia , zamiast żegnajcie.Tego też wieczoru wesoło było przy pewnym stoliku w Szanghaju.Dwaj przyjaciele oblewali sukces swojegoprywatnego śledztwa.Nie byli zresztą sami.Ale to już zupełnie inna historia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]