[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraznie była wcale umalowana i przez to wydała się znacznie młodsza.Na pewno nie miała wię-cej jak dwadzieścia lat. Dobry wieczór  skłonił się Murek. Dobry wieczór  skinęła głową i przyjrzała się mu z zaciekawieniem. Jestem tu nowym sąsiadem pani  objaśnił, ponieważ nie spuszczała zeń wzroku.147 Była bardzo ładna i gdyby nie wyskubane do cieniutkiej kreski brwi, jej urodzie nie miałbynic do zarzucenia.Przy tym wywierała wrażenie dumne, co Murkowi zawsze się podobało. A może przeszkadzam pani w ubieraniu?  zapytał. Nie  uśmiechnęła się. Bo ja mogę wyjść.Mnie wszystko jedno. Pan bardzo uprzejmy, ale nie trzeba.Gdybym chciała, zaciągnęłabym kotarę.Zresztądziś nigdzie nie idę.Dopiero wieczorem do zajęcia. To pani pracuje na nocnej zmianie? Jak to na zmianie?  zdziwiła się i nagle wybuchnęła śmiechem:  ach, u nas jest tylkojedna zmiana, właśnie nocna.Ja pracuję na dansingu.Obejrzała paznokcie pod światło i dodała: W takiej budzie na Chmielnej.Pewno pan nieraz tamtędy przechodził.Nazywa się Dan-cing Club. Owszem  przytaknął. No, i tak  powiedziała bez znaczenia, lecz z widoczną chęcią podtrzymania rozmowy.Murkowi jednak zrobiło się przykro, sam nie wiedział dlaczego.Wolałby sądzić, że dzi-siejszego ranka wracała od narzeczonego niż wyobrazić ją sobie jako fordanserkę w jednym ztych nocnych hulaszczych lokali. Ten narzeczony też musi być ładny numer  pomyślał  jeżeli pozwala jej na to.I powiedział ogólnikowo: Wesoła praca. Taka sobie.Lepsza ta niż żadna. Zawsze lekka. O, nie! zaprotestowała  niechby pan tak spróbował całą noc przetańczyć z pierwszymlepszym.Najczęściej pijanym w dodatku.No i pić.Nie cierpię pić. A musi pani, żeby podbić rachunek gościa? Oczywiście.Koleżanki to co pewien czas wstają od stolika, idą do garderoby i palce wusta.Ale ja tego strasznie się brzydzę.Nie umiem.Raz spróbowałam i wtedy tak mnie gło-wa rozbolała i naprawdę rozchorowałam się.Okropne! I ten zaduch w lokalu.Do nas przy-jeżdżają już z innych knajp.Rzadko który trzezwy.A ja mam wciąż takie szczęście, że niedadzą mi spokoju.Siada taki przy stoliku i już pyta, czy Arleta wolna. Aadne imię. Tak mnie przezywają  wyjaśniła rzeczowo. Ja wolę swoje, chociaż podobno jestbrzydkie. A jak pani na imię? Zofia, Zośka.Pospolite, to prawda, ale.Do pokoju weszła pani Koziołek, ostentacyjnie kłapiąc szerokimi pantoflami i niosąc zszacunkiem talerz z parującą jajecznicą. Proszę  postawiła przed Arletką  na słonince.Tylko nie ma co rozgadywać się, boostygnie. Tym lepiej, ciociu  poklepała starą po ramieniu Arletka  nie lubię przecie gorącego.Baba jednak ściągnęła brwi i karcąco spojrzała na Murka: A pan coś strasznie rozmowny?.Nie wyglądał. Ciociu  przerwała Arletka  a chleba dostanę? Zaraz  odpowiedziała krótko i już w milczeniu przyniosła w ręku bochenek i nóż.Gdy wyniosła się z powrotem do kuchni, Arletka zabrała się do jajecznicy i jadła z apety-tem. Czy pani jest siostrzenicą pani Koziołkowej?  zapytał Murek półgłosem. Skądże  odwróciła się doń z pełnymi ustami. Ona jest ciotką mojego Kazika. Narzeczonego?148  Aha.On jest piekielnie zazdrosny i dlatego muszę tu mieszkać pod okiem pani Koziołek. No, nie wydaje mi się, by pani Koziołek była zbyt surową strażniczką cnoty. Wiem  zaśmiała się. Wiem, o czym pan myśli, o Idalce, tak? Może. Czy i pan już zapoznał się z jej miłością?  zachichotała. Idalka oporu nie uznaje.Aniwyboru.Każdy dobry. Co do mnie, nie ma obawy.Arletką nagle spoważniała. Wszyscy jednacy  powiedziała z pogardą. Każdy z was zapiera się, śmieje się z jejbrzydoty, spluwa, a gdy mu tylko ta krowa wpalcuje się do łóżka.jazda! Zapomina owszystkim.Samcy! Za pozwoleniem  ironicznie zauważył Murek. Czy to on, czy ona? Kto kogo atakuje? Ach, nie w tym rzecz  zniecierpliwiła się. Skoro wie pan, że to u niej choroba. Wcale tego nie wiedziałem. Mówię panu, choroba.Ale wy, mężczyzni! Czasami, gdy nie idę do pracy i wieczoremkładę się spać, to przecie słyszę, co oni mówią i jak z nią rozmawiają.A w nocy?.Sam panwie.Nie mogę zasnąć, tak mnie to złości i śmieszy.Idalka, biedactwo, na nic nie zważa.Jaksię, panie, nazywa taka choroba? Skądże pani przypuszcza, że ja mam to wiedzieć? Bo.bo pan jest  zawahała się  pan jest inteligent. I z czego to pani wnioskuje, czy z mojej elegancji, czy z delikatnych rączek?Zaśmiała się kokieteryjnie: Już ja umiem poznać się na takich rzeczach.Pan myśli, że u nas w Dancing Clubie niebywają różni?.Oho! Zaczynając od arystokratów i ministrów, a kończąc na właścicielachremiz dorożkarskich.I trzeba od razu skapować się, jak z takim gadać. Z hrabią po salonowemu, a z prostakiem po prostu  domyślnie dopowiedział Murek.Potrząsnęła głową: Właśnie, że nie.Odwrotnie.Taki gość od magli, dość ma w domu cholerowania żony ichce w lokalu siedzieć z damą, a nawet sam stara się udawać wykwintnego, póki nie zaleje sięw pestkę.A hrabia lubi, żeby mu zawalić ordynarnie, by nie umieć przyzwoicie jeść i prze-kręcać francuskie słowa.Taki idiota wówczas cieszy się, że jest mądry i wykwintny, śmiejesię, podmiguje z przyjaciółmi, a jak mu na każde jego najgłupsze powiedzenie pisnąć jeszcze o jej! , to rozpływa się z zadowolenia.Potem łaskawie oświadcza, że wydobędzie takądziewczynę z błota i da jej.Jak to się nazywa?.Aha: polor i oprawę.A całe gadanie po to,by nabrać biedną fordanserkę na darmowe przespanie się z nim.A nuż skusi się nadziejami na wyższy poziom , to znaczy w praktyce na dostanie się do faceta na stajenkę, no i nie upomnisię o dorazną należność.Westchnęła i dodała zabawnie smutnym tonem: Zwinie. Ale pani ma zdolności obserwacyjne, panno Arleto  powiedział Murek z podziwem. W życiu wszystko się wyrabia.Dlatego też jestem pewna, że pan nie jest tym, na co ze-wnętrznie wygląda. Tylko czym?  zaciekawił się szczerze. Pan?.Albo pan zbankrutował i z biedy do tego doszedł, albo.Jej oczy uważnie i badawczo patrzyły z ukosa. Albo?  podchwycił Murek. Albo spełnia pan swój obowiązek służbowy.Murek zrozumiał, o co go posądza: Czyli, że jestem tajniakiem?  zapytał z uśmiechem. Wyglądam na to?.149 Miał jej ochotę powiedzieć, że właśnie przedwczoraj został już członkiem partii komuni-stycznej, lecz w porę ugryzł się w język. Mnie to nic nie obchodzi  odezwała się znudzonym tonem. Widzi pani i ja trochę znam się na ludziach.Więc po co pani mnie buja?. Ja?  szeroko otworzyła oczy. Właśnie.Czy warto tyle czasu ze mną gadać, skoro chodziło pani tylko o dowiedzeniesię, czy nowy współlokator nie jest z policji i nie wprowadził się tu do szpiclowania?Zarumieniła się i czując to wybuchła śmiechem, by zatuszować zmieszanie. Aadnie pani się śmieje, ale lepiej było spytać wprost.Wówczas powiedziałbym, że nie, apani, jeżeli się chociaż trochę zna na ludziach, nie pytałaby się więcej i tym samym oszczę-działaby pani sobie przykrości rozmawiania.Ot co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire