[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No, no, panie doktorze, jedziemy dalej, wracaj pan do Tragi. Poprawił się pośpie-sznie na krześle i dygnął przepraszająco połową korpusu przed Helenką, nadal mało przyto-mną.Prokasz zbierał rozpierzchłe myśli. Więc wracam.Gdy ujrzałem na ekranie owe fale theta, byłem tak zdumiony, że wy-rwało mi się: Panie rektorze, tu jest coś dziwnego& Ale zaraz ugryzłem się w język i niedokończyłem.Za pózno! On& to znaczy jego głowa& ech, chciałem rzec, że usłyszałem słaby, leczrozkazujący głos. Co z rytmem alfa?Odparłem, choć czułem, że nie powinienem tego mówić: Jakoś dziwnie się rozregulował; niech pan zamknie oczy, zaraz sprawdzę i& i&proszę o niczym nie myśleć.Zamknął.Na ekranie jednak nic się nie zmieniło, a powinno, rytm alfa powinien byćsilniejszy. No co? Jakoś bez zmian, nie pojmuję& Ale ja pojmuję, niech pan doktor sprawdzi teraz theta. Panie rektorze, już widziałem& fale są& jakieś& żeby tak rzec& nieprawidłowe;czy u pana rektora za życia& przepraszam, chciałem powiedzieć przedtem, to znaczy, gdymiał pan jeszcze ciało, czy robiony był EEG? Tak. Czy był rytm t h e t a? Nie. Jak to, na pewno? Na pewno. A& a jak& jak to tłumaczyć, że teraz& Mam w mózgu rytm theta dokończył Traga lodowatym szeptem. Tak, właśnie o to chciałem zapytać.Długo mi nie odpowiadał.W tym czasie wyłączyłem elektroencefalograf, zdjąłem muelektrody i sprawdziłem ciśnienie w aparacie sercowo-płucnym, wreszcie usłyszałem, leczzupełnie co innego. Tamte głowy to samo!W głosie wyczułem więcej lęku niż skargi.Trudno mi było go obserwować, jakkolwiekpudło było dość obszerne, ale udało mi się zobaczyć jego twarz i ujrzałem na niej rozpacz.Miałem uczucia nieco sprzeczne, kolor bowiem jego twarzy nie zmienił się, nie mógł: prze-cież zamiast serca miał pompę, a ta nie reagowała na zmiany uczuć, a więc i nie pompowałaani mocniej, ani słabiej; nie było mowy o zabarwianiu lub blednięciu policzków.Jednak samerysy ułożyły się w niechybny zygzak nieszczęścia.Ignorował mnie, tak jakbym nie istniał, kto wie może zapomniał także i o swoimnieszczęsnym stanie; rozmyślał o czymś z niezwykłą mocą.Wreszcie szepnął: One tak samo, one tak samo& a więc wina nie leżała w nich, w ich konstrukcji, wtym, że to były egzemplarze marnych mózgów, a& a& a& nie mogę tego dopuścić do świa-domości&Milczenie. & a jednak mój mózg był lepszy, a też w nim& to samo&Milczenie. & nie& nie uwierzę, bym się mylił aż tak dalece& przecież dostarczałem wszy-stkich potrzebnych składników.I znów zapanowała cisza, tym razem dłuższa.Wtem rozległ się dziwny szloch, jęk czy coś w tym rodzaju, rzuciłem niespokojne spoj-rzenie w jego kierunku: oczy miał zamknięte i& i& doprawdy ciekły z nich łzy.Jedna podrugiej, jedna po drugiej.Chyba pierwsze a i ostatnie także łzy Tragi.Nie wiedziałem, comam zrobić, chciałem nawet coś powiedzieć, gdy on ubiegł mnie. Koniec, tak to nieodwołalnie, i ostatecznie koniec; przegrałem, życie jest innymtypem organizacji, niż sądziłem, ciało żyjące nie jest maszyną.Jeśli wdzieramy się weń, jeślikawałkujemy je, to pozostaje nam nie część życia, ale& śmierć.Chciał przez to powiedzieć, że natura żyjącego organizmu jest określona nie przezczęści jego, ale przez całość, przez typ organizacji.%7łycie jest swoistą całością, a nie sumączęści.Poszczególny organ nie jest tym samym w izolacji co w organizmie.Popełnił strasznybłąd; nie pojął, że odrzucenie istnienia duszy, czy nawet przeciwstawienie się witalizmowi,nie oznacza ipso facto przyjęcie poglądu mechanistycznego.Teraz obrócił wzrok na mnie, coś w sobie rozważał.Nie przeszkadzałem mu, sądziłem,że zastanawia się teraz nad tym, że i jego głowę czeka los podobny do tamtych, że po trochubędzie się degenerowała, a może nawet i nie po trochu, ale szybko, że mózg jego, nie umiera-jąc biologicznie, umrze wszakże funkcjonalnie, przestanie być sprawnym narzędziem, jegonarzędziem, rektora Tragi, genialnego uczonego.Ale gdzie tam! Nie znacie go.On myślał jużo zupełnie czymś innym.Był rzeczowym człowiekiem, ogromnie dziwnym człowiekiem,mocnym jak skała& tak&W tym miejscu Guran najniespodziewaniej przerwał mu. Założę się, że wiem, co go teraz interesowało.Wszyscy odwrócili zaciekawione oczy na redaktora. No? spytał Prokasz. Głowa Hugona!Na obliczu lekarza odmalowało się niekłamane zdumienie. Ależ tak, rzeczywiście ma pan rację: spytał, czy głowa Hugona żyje. A widzi pan odparł triumfująco Guran a widzi pan, szkoda, że nie założyłemsię naprawdę o coś konkretnego.To jasne.Lorek mruknął wściekły: Znów jasne? Machnął ręką z rezygnacją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]