[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedziałem temu z przeciwka, że żałuję, żem się tu dostał.Sąsiad był melancholik z manią prześladowczą i powiedział mi, że najgorzej będzie, jak będę tłumaczył doktorom, że mi nic nie jest, bo tak mówi każdy wariat, i pogorszę sobie tym sprawę.“Udawaj – powiada – melancholika jak ja, to cię potrzymają dwa miesiące i dostaniesz potem sześciomiesięczny urlop.”Pytałem go, czy wytrzyma dwa miesiące.Powiedział, że wytrzyma, bo sobie zatyka uszy watą i nic nie słyszy.“Zresztą – powiada – wezmą mnie na salę dla melancholików, a tam będzie cicho.”Rano wzięli mnie na badania przed komisją.Było ich sześciu chyba.Zdjęli ze mnie kaftan i przywiązali pasami do ściany, żebym nie uciekł.Podchodzi do mnie jeden z doktorów z obrazkiem w ręku.Zobaczyłem namalowanego osła i ryczę, koledzy, aż szyby w uszach dzwonią.Wiedziałem, jak i co, bom się w nocy nauczył od tego melancholika.Po ośle pokazali koguta, zacząłem piać.Potem postawili mi przed oczami namalowanego nosorożca.Nie wiem, jakie głosy to bydlę wydaje, i namyślałem się, czy mani ryczeć, czy kwiczeć.“Co to jest?” – pyta prędko ten doktor.“To jest pan oberlejtnant Huber z kadry mego pułku” – powiadam.Więcej mnie nie badali i zawieźli mnie na wózku do suteren, a tam, koledzy, poznałem, jakie ciężkie życie ma prawdziwy wariat.Zimna wanna – gorąca wanna, zimny prysznic – gorący prysznic, potem kładą cię na ławę i na łeb wkładają taki gumowy worek z lodem.Hu! Leżałem tam związany i owinięty w mokre prześcieradła ze dwie godziny i myślałem, że mnie diabli wezmą przy tej hydropatii.Odechciało mi się marikieracji i sześciomiesięcznego urlopu.Następnego dnia znowu mnie wzięli na badanie przed komisję.Ten sam doktor podchodzi do mnie z osłem.“Co to jest, przyjacielu?” “Osioł” – powiadam.“Naprawdę osioł?” “Naprawdę osioł” – mówię.“A może się mylicie? Może to nie jest osioł, ale dajmy na to, hipopotam? Rzeczywiście osioł? Rzeczywiście osioł?” “Rzeczywiście osioł” – powiadam.Pogadali z sobą trochę i znowu do mnie: “Czy jesteście pewni, że to nic innego, jak osioł? Może wam się zdaje? Przypatrzcie się jeszcze raz dobrze.” “Nie potrzebuję się przypatrywać, bo od razu wiedziałem, że to jest osioł” – powiadam.Zrobili małą przerwę i myślałem już, że mi dadzą spokój, ale gdzie tam.Podchodzi do mnie drugi z tym samym obrazkiem.“Więc twierdzicie kategorycznie, że to nic innego, tylko stworzenie nazywane osłem?” “Twierdzę kategorycznie – powiadam – że to jest osioł.W zoologii nazywa się po łacinie asinus i nikt we mnie nie wmówi, że to jest mrówkojad, proszę mi dać spokój.” Tak, jakbym do ściany gadał, przyjaciele.“Czy moglibyście przysiąc, że to jest osioł?” – pyta mnie ten sam.“Mogę – powiadam – jak Boga kocham, to jest osioł!” Odszedł ode mnie i zaczęli gadać.Za chwilę przychodzi inny, siada przede mną, a obrazek jakiś trzyma odwrócony na kolanach.“Jak wynika – powiada – z waszej ewidencji, jesteście z zawodu mechanikiem (miałem wtedy rzeczywiście tak napisane), a mechanicy to ludzie inteligentni.Możecie ze mną rozmawiać jak równy z równym i całkiem szczerze… Odpowiedzcie mi na to jedno pytanie, ale bez kłamstwa, chodzi o prostą rzecz.Powiedzcie mi, co to jest?” – i odwrócił ten obrazek.Myślałem, że mnie krew zaleje.Ten sam osioł! Wiecie, żebym nie miał przywiązanych nóg do ściany, tobym z niego zrobił siekaninę.Trzeba wziąć pod uwagę, że to trwa dłuższy czas i człowieka może wytrącić z równowagi, jak go się pytają tysiąc razy o jedno i to samo.Doktor siedzi i obserwuje mnie.“Proszę, panie doktorze, nie robić ze mnie wariata i dać mi spokój – powiadam – bo zacznę krzyczeć.” Popatrzyli na mnie i za chwilę jeden wyciąga obraz z nosorożcem.“Jeżeli powiecie, co to jest, damy wam spokój.Więc?” “To jest nosorożec” – powiadam.“To nie jest nosorożec, tylko pan oberlejtnant z kadry waszego regimentu, nie poznajecie?” – “Proszę mi dać spokój, szanowna komisjo, bo ja zwariuję naprawdę” – powiadam.Wtedy zapytał mnie sam przewodniczący, taki gruby, w okularach: “Czy was głowa nie boli?” “Nie boli, panie sztabsarct.” “A nie latają wam czasami przed oczyma gwiazdy?” “Nie latają mi przed oczyma gwiazdy, panie sztabsarct” – powiadam.“Wobec tego pójdziecie do kryminału za podstępną symulację.”Uratowała mnie tylko gorączka, bom się przy tej hydropatii przeziębił i odesłali mnie na oddział wewnętrzny, i tam już spokojnie przemarkierowałem kilka miesięcy, bo widać zapomnieli o mnie.Takie samo badanie czeka naszego pana kaprala i jeżeli wytrzyma, to mu nic nie pomoże, bo pójdzie pod sąd za usiłowanie zabójstwa.Nie kijem go, to pałką i, tak czy owak, więcej go nie zobaczymy.Będzie miał drań nauczkę… Rozdawaj karty, Holjan!Jak to słusznie przewidział Kania, następnego dnia kapitan polecił kaprala odesłać do miejscowego szpitala na wstępną obserwację.Jego energiczne zapewnienia, że jest zdrów, zaszkodziły mu o tyle, że kapitan polecił go związać w kij i przewieźć na wozie, jak worek kartofli.Rad w głębi duszy z pozbycia się gorliwego patrioty, kapitan Zivancić przyjmował jego oświadczenia z ironią.–Nie rób, człowieku, i ze mnie wariata, jeśliś sam sfiksował.Nikt mi nie wmówi, że człowiek o zdrowych zmysłach ni z tego ni z owego, wyjmie z kieszeni nóż i pokanceruje sobie pysk.Po was się tego można było spodziewać jeszcze przedtem, kiedyście godzinami wystawali pod wychodkiem i przychodzili do mnie z meldunkami o antypaństwowych rozmowach.Wasz ojciec był notorycznym alkoholikiem.Nie? No to dziadek.Też nie? W takim razie mieliście syfilis… nie zaprzeczajcie! musiał ktoś w rodzinie być obciążony.Pewnie ojciec.Milczcie! Odwieźć go, dinstfirender, tak jak powiedziałem.SAMOBÓJSTWO OBERLEJTNANTAW kompanii zaczęły się ciężkie czasy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]