[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic niezwykłego nie było.Taunus pojechałku Marszałkowskiej, ja za nim.Ostro jechał i nie udawało mi się go wyprzedzić.Skręcił wprawo, ja również.Nie lubię, jak mi się tak coś plącze przed nosem, miałam więc nadzieję, żepozbędę się go przy Królewskiej, gdzie zamierzałam skręcić w lewo.Tymczasem on równieżskręcił w lewo przede mną.Następnie skręcił w prawo, zupełnie, jakby się wybierał do tej samejksięgarni.Jechałam tuż za nim, zniecierpliwiona już nieco jego uporczywym towarzystwem,szczególnie że pasażer ustawicznie się oglądał.Przed księgarnią zwolniłam.Taunus mrugał prawym światłem.Zamrugałam również,stwierdziłam całkowity brak jakiegokolwiek miejsca na postój i pomyślałam, że zle zrobiłam.Trzeba było od razu jechać na parking na zapleczu.Przyśpieszyłam, żeby skręcić za HaląMirowską, objechać cały ten wielki kawał i od Grzybowskiej dostać się na parking i ujrzałam, żetaunus również skręca za Halą Mirowską. Pasażer, jakiś kretyn, nie odrywał ode mnie wzroku, dziw, że mu kark nie zesztywniał.Taunus zaczął zachowywać się niezdecydowanie, przeszkadzając mi przejechać.W końcunamyślił się i wjechał w prawo, na ślepy placyk, kawałek za Halą.Odetchnęłam z ulgą,pozbywszy się go wreszcie i pojechałam do księgarni.Nie zapamiętałabym go w ogóle z całą pewnością, gdyby nie to, że w trzy dni pózniejspotkałam go ponownie.Po raz trzeci objeżdżałam dookoła plac Dąbrowskiego, usiłując gdzieśzaparkować, bo miałam interes w Filmie Polskim.Z daleka ujrzałam, że zwalniają się dwamiejsca równocześnie, przyśpieszyłam, zaniepokojona, że mi je ktoś zajmie, i do jednego z nichzdążyłam.Na drugie wjechał wiśniowy taunus.Wjechał wcześniej, przede mną i zgasił silnik,zanim sama zatrzymałam się obok.Nie wysiadłam od razu, bo musiałam zmienić rękawiczki,taunus natomiast postąpił osobliwie.Ryknął nagle silnikiem i wyprysnął do tyłu, omal nie ładującsię pod furgonetkę Telewizji.Idiota kompletny, po to pchał się na ten ciasny parking, żebynatychmiast odjechać.W środku było dwóch facetów, pasażer, nie wiem, ten sam czy inny, znówmi się przyglądał tak, jakby nigdy w życiu nie widział nic ciekawszego.W ciągu następnegotygodnia natykałam się na tego taunusa bez mała na każdym kroku.Pojąć nie mogłam, co sobie we mnie upatrzył.Czasem pojawiał się tam, gdzie stałam, aczasem odjeżdżał z miejsca, w które przybyłam.W końcu się jakoś odczepił, może dzięki temu,że przez kilka dni nie wychodziłam z domu.Na kierowcę nie zwróciłam uwagi, odniosłamwrażenie, że chyba jest brunetem.Następnie zaczęła mnie prześladować tajemnicza ręka.Wyszłam z domu, wsiadłam dosamochodu i poczułam, że on stoi jakoś dziwnie.Wysiadłam, obejrzałam go i stwierdziłam, żesiedzą dwa koła po lewej stronie.Zdziwiło mnie, dlaczego oba razem, jedno mogłam zrozumieć,ale dwa? Na szczęście miałam trochę czasu, znalazłam taksówkę, wzruszyłam kierowcę, jednokoło zmienił mi na zapasowe, pod drugie podłożyliśmy cegły i oba odwiozłam do wulkanizacji.Tamże okazało się, że opony są przecięte.Zdziwiłam się jeszcze bardziej.Właściciel warsztatupowiedział parę barwnych słów na temat chuliganów i wandali i obiecał zwulkanizować jeszczetego samego dnia.Koła z warsztatu przywiózł mi znajomy, a do założenia ich posłużył jeden zmoich synów.Rzecz miała miejsce w środę.W sobotę wieczorem wrócił do domu mój młodszysyn z ponurym wyrazem twarzy.- Ty to robisz specjalnie! - rzekł oskarżycielsko już od progu. - Ja nie wiem, co ci na tym zależy, żebym ja resztę życia spędził na zakładaniu kół!Zaniepokoiłam się okropnie i popędziłam na dół.Znów siedziały dwie opony, tym razem prawe,przecięcia na nich były wyraznie widoczne.Trafił mnie straszny szlag, pojąć nie mogłam, co zabydlę tak się mnie czepia, i pomyślałam, że może to ktoś, kto tępi hazard.Rżnie mi opony wsobotę wieczorem, żebym nie mogła w niedzielę jechać na wyścigi.Na tę myśl trafił mnie szlagjeszcze większy i popędziłam z powrotem do mieszkania, nawiązywać kontakty z milicją.Powołanie się na bliską znajomość z kapitanem Różewiczem dało znakomite efekty.WKomendzie Miasta, od której oczywiście zaczęłam, dyżurował akurat między innymi porucznikMichał Pietrzak.Osobiście przyjechał radiowozem oglądać moje opony i zainteresował się osobąewentualnego sprawcy.- Nie uważa pani, że to pan Rokosz? - spytał z nadzieją.- Jest przekonany, że to pani mu ukradła te dolary i teraz się mści? Z grzecznościugryzłam się w język i nie powiedziałam, co na ten temat myślę.- Pana Rokosza niech pan od razu wykluczy - odparłam gniewnie.- Umarłby na sam widok ostrego narzędzia.Prędzej ten pacan z taunusa, bo mu sięwyraznie nie podobałam.Porucznik z kolei zainteresował się osobą pacana z taunusa.Pożałowałam, że nieprzyjrzałam mu się dokładniej, opisałam spotkania z wiśniowym samochodem i podałamzapamiętany numer.Przyczyn niechęci pacana do mnie nie zdołałam wymyślić, uparłam sięnatomiast przy złożeniu zeznań na temat opon na piśmie.Z wielkim trudem dałam sobiewyperswadować składanie ich natychmiast i zgodziłam się poczekać do poniedziałku.Wniedzielę rano pożyczyłam szóste koło i na złość elementom przestępczym pojechałam nawyścigi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire