[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pobyt w Brazylii, obłąkana podróż jachtem #"Stelladi Mare", z ukrytą pod pokładem armatą, upiorny loch wChaumont… Ciekawe, czy przyjdzie chwila, kiedy będę mogłaspokojnie i beztrosko oglądać zamki nad Loarą w charakterzezamożnej turystki… Szydełko zostało w lochu, trzeba je byłozabrać na pamiątkę.Na razie wiozę sobie pamiątkę tylko wpostaci tej zasuszonej rozgwiazdy.To nie pamiątka, to ponurememento! Chyba muszę się raz na zawsze odczepić od tychmężczyzn mojego życia i dać sobie spokój z blondynami!Doprawdy nie mam do nich szczęścia!Ten nieprzytomnie piękny facet o oczach jak refleks naskałach w Grotta Azzura… Nie, takie rzeczy się po prostu niezdarzają.W końcu dobrze, że był, dobrze, że ukoronowałniejako moją regenerację w Taorminie.Zapomnijmy ododatkowych aspektach sprawy i niech mi zostanie tylkopiękne wspomnienie nierealnego romansu stulecia.Jeśli jużmuszę być prześladowana, to doprawdy wolę ten sposób odwszystkich pozostałych…Niedawna przeszłość jawiła mi się przed oczami w postaciżywych obrazów i samej mi było trudno w nią uwierzyć.Gdybynie ten jaguar, musiałabym chyba uznać, że mi się to śniło alboże zwariowałam i wyobraźnia miesza mi się z rzeczywistością.Jak ja to w ogóle komukolwiek wyjaśnię? Znów będą mówili, żefantazję to mam, ho ho.Mnóstwo razy słyszałam takie słowa,kiedy opowiadałam absolutnie autentyczne fakty bez żadnychdodatków i przesady, bo w obliczu faktów przesada po większejczęści nie była już potrzebna.Co ja mogę poradzić na to, żeprzez całe życie przytrafiają mi się jakieś idiotyczne rzeczy iciągle mi się wydaje, że osiągnęłam rekord, a potem biję własnerekordy! Chyba jednak tym razem wspięłam się na szczyty…Zdaje się, że ciąży nade mną klątwa od owej chwili, kiedy w złągodzinę wyraziłam życzenie, że chciałabym mieć urozmaiconeżycie.I pomyśleć, że mówiłam to w momencie, kiedy mojeżycie było bezgranicznie ustabilizowane, ułożone, stateczne,normalne, i w dodatku nad wyraz szczęśliwe! I zanosiło się nato, że już na zawsze takie będzie, że nic się w nim nie zmieni ijuż nic niezwykłego nie zdoła się przydarzyć.Kara boska zawygórowane wymagania, nic innego!Uczciwie i samokrytycznie pomyślałam, że gdyby mnie ktośtakie rzeczy opowiadał, też bym nie uwierzyła.A co gorsza, toprzecież jeszcze nie koniec.Nadal jestem jedyną osobą,posiadającą tajemnicę przeklętej kryjówki w Pirenejach, októrą wybuchła cała ta awantura.Sto czterdzieści osiem odsiedem i tysiąc dwieście dwa od be jak Bernard…Tuż przede mną wyskoczył nagle na autostradę jakiśsamochód.Pojęcia nie miałam, skąd się wziął, stał chyba zboku na zatoczce."Kretyn!!!" — krzyknęło we mnie i dalejwszystko działo się w ułamkach sekund.Odbiłam w lewo wprzekonaniu, że on pojedzie prawym pasem, ale on skoczył nalewą stronę i stanął w poprzek.Już hamowałam z okropnymwizgiem, miotnęło mną na obie strony, kątem oka zobaczyłam,że z samochodu wyskakują ludzie, a równocześnie, że z prawejjest kawałek miejsca, puściłam hamulec, dokitowałam gaz,zarzuciło mnie, skręciłam kierownicę w prawo, natychmiastpotem w lewo, wpadłam w poślizg, niepojętym cudem, wjakimś przedziwnym pląsie, o włos ominęłam z jednej stronytył owego samochodu, a z drugiej krawężnik autostrady, rzuciłomnie na lewo, zdążyłam pomyśleć "małe ruchy kierownicą!!!…", odbiłam w prawo, przyhamowałam, odbiłam w lewo, alejuż mniej i święci pańscy!!! Wyszłam z tego!!!…Zupełnie nie rozumiałam, jakim sposobem, bo mogęprzysiąc na klęczkach, że nigdy w życiu nie miałam pojęcia ojeżdżeniu poślizgami.Zapewne zadziałałam na zasadzie tejpani, która genialnie mieściła się na czwartego pomiędzypędzącymi samochodami i nigdy o nic nie zaczepiła, ponieważw kulminacyjnych momentach zamykała oczy i puszczałakierownicę.Opatrzność czuwa nad półgłówkami, czuwała nadnią i teraz widocznie zajęła się mną.Chciałam się zatrzymać, cofnąć, dopaść tych osłów, idiotów,baranów, zwyrodnialców w tamtym samochodzie i zrobićpotworną awanturę, ale spojrzałam w tylne lusterko i noga misama nadepnęła gaz.Dławiąc się jeszcze przeżytą emocją,poczułam znane ostrzeżenie w duszy.Ludzie, którzy przedtemwyskoczyli, teraz wskakiwali do środka prawie w biegu,samochód zakręcał i ruszał za mną.Jaguar niedotarty…? Co tam niedotarty, to najwyżej sięzatrze! Przejechał półtora tysiąca kilometrów, nic mu niebędzie! To nawet dobrze przy docieraniu tak zdrowo dodusićna krótkich odcinkach! No to dusimy, odcinek przed naminiedługi!…Po przekroczeniu stu sześćdziesięciu przestałam spoglądaćna szybkościomierz.Jednym okiem patrzyłam w lusterko, adrugim przed siebie.Jak żyję, nie prowadziłam z takąszybkością nie tylko dlatego, że nie było potrzeby, ale też idlatego, że nie miałam czego.Najszybsze co posiadałam, to byłopel, który swobodnie ciągnął sto czterdzieści, ale w oplu niktmnie nie gonił.Przez głowę przeleciała mi pełna rozgoryczeniamyśl, że stanowisko kierowcy straży pożarnej i jazda do pożaruwydawały mi się niegdyś szalenie pociągające.Jedna głupianierówność nawierzchni i będę miała godne ukoronowaniepodróży, rozpoczętej w skalistej zatoczce pod Paranagua!…Zanim zakręcili i wystartowali za mną, odskoczyłam o ładnekilkadziesiąt metrów.Też mieli zryw, ale ja już byłamrozpędzona i wcześniej weszłam na maksymalną szybkość.Nabezgranicznie pustej autostradzie odbywał się szaleńczy wyścigdwóch samochodów, z których co najmniej jeden miał zakierownicą najzupełniej nieodpowiednią osobę.Jaguar frunął nad powierzchnią szosy, szedł jak szatan, zrównym, cichym pomrukiem silnika, z wyraźnymzadowoleniem i satysfakcją, że wreszcie pozwolono mupokazać, co potrafi, w mojej rozwścieczonej duszy zaś jaktajfun szalała dzika furia.— Czekajcie, chamy niemyte — powiedziałam, nierozluźniając zacisku szczęk.— Niech was szlag trafi, dogoniciemnie po śmierci.Dosyć tego!Jechałam w stanie czegoś w rodzaju amoku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]