[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nic mi nie będzie.Giulio w to wątpi.Wystarczy jeden cios w przetrącony staw i Tom zemdleje z bólu.Odpina plecak i grzebie w środku.- Zwiatło.- Rzuca Tomowi czarną latarkę z gumową rękojeścią, a drugą przypina sobiedo pasa.- I broń.- Uśmiecha się, wyjmując z plecaka garść narzędzi.Tom bada je jedno po drugim.Młotek, zaostrzona sadzarka do nasion, ostry jak brzytwanóż do cięcia dywanów.Robi mu się niedobrze.Użycie któregokolwiek z tych przedmiotów nadrugim człowieku nie będzie należało do przyjemnych.%7łeby odniosło skutek, będzie musiał albopoważnie okaleczyć, albo zabić przeciwnika.Giulio trafnie odczytuje jego minę.- Wątpliwości?- Nie, ale mam nadzieję, że nie będę musiał ich używać.- Będziesz.- Giulio odkłada plecak i staje twarzą w twarz z Amerykaninem.- Musisz byćgotowy do użycia każdego z nich.Kiedy tam wejdziemy, rzucą się na nas jak głodne szczury naser.Jeśli się zawahasz, zginiesz.Nie czekając na reakcję Toma, odwraca się na pięcie i wyjmuje z plecaka resztę zakupów.- Te są wypożyczone.Mam nadzieję, że przeżyjemy, żeby je zwrócić.Wręcza Tomowi dziwne pomarańczowe urządzenie.- To jest pistolet na gwozdzie.Naładowany, z zapasową baterią i magazynkiem długichgwintowanych gwozdzi.- Celuje urządzeniem w głowę Toma.- Nie da się tym strzelać z daleka,ale jeśli podejdziesz blisko, to te gwozdzie są równie zabójcze, co kule.Tom znajduje włącznik i uruchamia pistolet.Diody zapalają się na zielono.Urządzenielekko drży.- Sprzedawca twierdzi, że wystrzeliwuje trzy gwozdzie na sekundę.Tom pociąga za spust.Pistolet podskakuje mu w ręku, ale z pozoru nic więcej się niedzieje.A potem widzi ocynkowany gwózdz wbity głęboko w trawę w odległości dwóchcentymetrów od jego stopy.- Robi wrażenie, co? - uśmiecha się Giulio.Tom wyłącza urządzenie, żeby oszczędzać akumulator.Na jego twarzy nie ma śladuuśmiechu.Tylko skupienie.To samo skupienie, które pojawiało się, kiedy odprawiał mszę.Przekłada pistolet do drugiej ręki.Już wie, co potrafi to urządzenie i do czego będzie musiał je wykorzystać.- Chodzmy - mówi wypranym z emocji głosem.- Bardziej gotowy niż w tej chwili już niebędę.121.Major Lorenzo Silvestri wpatruje się w zegar na ścianie gabinetu.Chciałby mieć moc zatrzymywania czasu.Oddałby wszystko, żeby zatrzymać wskazówki i zyskać dodatkowe dwanaście godzin.Jako jeden z najbardziej doświadczonych oficerów oddziału antyterrorystycznegodoskonale zdaje sobie sprawę, że musi uderzyć jak najszybciej.Niestety, szybkość i staranneplanowanie rzadko idą w parze.Jeśli będzie działał za szybko, ludzie przetrzymujący Morassi z pewnością ją zabiją.Byćmoże także innych zakładników.Jeżeli jednak będzie zbyt długo zwlekał z operacją odbicia Valentiny, porywacze zdążązatrzeć ślady.A wtedy być może nigdy jej nie znajdą.- Mamy coś nowego w sprawie telefonu Shamana? - pyta swojego zastępcę.Wyczytuje odpowiedz z twarzy kapitana Pasquale Contiego, zanim ten otwiera usta.- Były problemy techniczne.Złapali sygnał GPS, ale potem go zgubili.- Co proszę?- Wiem, wiem.Też chciałem pozabijać techników.Cały czas nad tym pracują.- Namierzyliście jedną lokalizację, zgadza się?- Tak.Operator na szczęście jest skłonny do współpracy, więc udało się dokładnieokreślić miejsce, z którego do nas dzwonił.- Czyli?- Był w pobliżu Parco di Porta i kierował się ku Drodze Appijskiej.Lorenzo bębni palcami po biurku.- Skąd wiesz, dokąd szedł?- Na chwilę włączył telefon.Namierzyliśmy go na sekundę, potem znowu się wyłączył.- Interesujące.Do kogo dzwonił?- Do Morassi.Połączenie trwało niecałe dziesięć sekund.- Czyli się nie dodzwonił.Lorenzo podsuwa Contiemu plik papierów.- Profil kapitan Morassi od naszych wywiadowców.Okazuje się, że to prawdziwa sława.W Wenecji była gwiazdą.Tam spotkała tego całego Shamana, razem rozpracowywali sprawęmorderstwa.Pasquale stuka palcem w fotografię Valentiny.- Mamma mia, faktycznie wygląda jak gwiazda filmowa.- No już, przestań się ślinić.- Lorenzo uśmiecha się i podaje kapitanowi teczkę Toma.-Zobacz jej chłopaka.Zdjęcie zrobiono, kiedy był na komendzie głównej.- Nie w moim typie.- Bądz poważny, Pasquale.Zadzwoniłem do starego znajomego z Wenecji, VitoCarvalho.Był kiedyś dowódcą Morassi i krótko współpracował z Shamanem.Okazuje się, żegość był księdzem w Los Angeles, a potem wmieszał się w bójkę uliczną z jakimiś gangsterami.- I co się stało?- Było ich trzech na jednego.- Lorenzo przerywa na chwilę.- Bandziory gwałciły młodądziewczynę.Mieli noże.Shamanzałatwił ich na perłowo.Dwóch zabił, a trzeci chyba do dziś leje w spodnie na samowspomnienie.- Prawdziwy bicz boży.- Vito określił go inaczej.- Jak? - pyta zaintrygowany Pasquale.- Archanioł Uriel.To imię nic nie mówi kapitanowi.- Uriel?- Ty poganinie.- Lorenzo kręci głową w udawanym niedowierzaniu i czyni znak krzyża.-Gdybyś był dobrym katolikiem, wiedziałbyś, że Uriel oznacza ogień Boży.GdyWszechmogący potrzebuje speca od mokrej roboty, dzwoni po Uriela.To jego anioł od zadańspecjalnych, od zabijania demonów po pochowanie Adama w Raju.Pasquale przygląda się zdjęciu paszportowemu Toma.- A teraz ten gość jest Rzymie i bawi się w mściciela.My to mamy szczęście.122.Zeskok z pola na pierwszy poziom tunelu boleśnie uświadamia Tomowi o opuchniętym iniestabilnym kolanie.Co gorsza, tunel jest tak ciasny, że Tom musi się czołgać po usianym kamieniamipodłożu.- Poczekaj! - woła do Giulia znajdującego się metr przed nim.- Cicho! - odpowiada mu zduszony szept.Tom cierpliwie czeka za skuloną postacią eunucha.Słyszy cichy odgłos kamieniaskrobiącego o kamień.Domyśla się, że trójkątny wisiorek znowu jest w użyciu.Giulio przesuwa się w bok i podaje Tomowi latarkę.- Poświeć mi tutaj, nie jestem w stanie ruszyć tego ostatniego zamka jedną ręką.Tom bierze latarkę i przekręca głowicę, żeby wzmocnić promień.Giulio zabiera się do pracy.Mija kilka minut.- Gotowe!Eunuch przywiązuje wisiorek z powrotem do plecaka i przesuwa się w drugą stronę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]