[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Już jest. Windeler odwrócił się do Hennessy'ego, wskazującCarsona. Co pan chce z nim zrobić? Jego ton sugerował, że gdyby wgrę wchodziły względy natury czysto wojskowej, szybki strzał położyłbykres wszystkim kłopotom. Niech go pan zamknie w jakimś bezpiecznym miejscu Hennessyrzucił Carsonowi jadowite spojrzenie. Bardzo bezpiecznym. Może w zwierzyńcu? zaproponowała pośpiesznie Alison, a Car-son pomyślał: świetnie, dziecino, dochodzimy do siebie, co? Dobry pomysł powiedział Hennessy, którego w tej propozycjibardziej zainteresowało oczywiste poniżenie Carsona niż względy bezpie-czeństwa. Załatwi to pan, Windeler?Wojskowy wezwał dowódcę patrolu i Carsona odeskortowano przezpodwórze do zwierzyńca, który w czasie pożaru nie doznał uszczerbku.Alison szła parę kroków za nimi, nie mogła bowiem zostać w punkcie do-wodzenia, gdyż Windeler szkicował plan szczegółowego przeczesania doli-ny Langstone.Dziewczyna stanęła z tyłu, przyglądając się, jak pakują Car-sona do ogrodzonego wybiegu dla szympansów, o drzwiach szczelnie za-mykanych na ciężką kłódkę, zabezpieczoną przed manipulacją przez osobyniepowołane.Mężczyznę umieszczono w jednej z ostatnich klatek, a Bobo iFifi znajdowały się tuż obok.Były podenerwowane tymi dziwnymi wypad-kami, rozdrażnione kręciły się w kółko, sapiąc głośno.Alison podeszła iuspokoiła je paroma gestami.Wojskowy zawahał się w połowie drogi do drzwi.Nie chciał zostawiaćtu Alison, dziewczyna odwróciła się więc do Carsona i spytała: Myślisz,że mam inne wyjście?227Już miał uchwycić się prętów, lecz uświadomił sobie, że wyglądałoby tożałośnie.Włożył więc ręce do kieszeni i odparł: Nie decydujesz o tymsama.Ale masz niemiły zwyczaj wydawania znajomych ich przeciwnikom.Przytaknęła nie mogła nie przyznać mu racji i dała się wyprowa-dzić.Dowódca patrolu zamknął drzwi zwierzyńca, po czym Carson usłyszałszczęk przekręcanego od zewnątrz klucza.W klatce miał akurat tyle miejsca, by móc się wyprostować.Właściwienie była to nawet klatka, a raczej metalowa zagroda.Jej podłogę pokrywałynieheblowane deski, a tylną ścianę zbudowano z pobielonego kamienia, wktórym na wysokości podłogi znajdowały się kwadratowe otwory, zablo-kowane ciężkimi stalowymi płytami bez zawiasów.Był to kawał solidnej kowalskiej roboty.Nie przewidziano żadnychuchwytów, które można by obluzować, rygli, które dałoby się odciągnąć, aprzednie pręty najważniejsze w tej konstrukcji zatopione były w beto-nie.Bobo i Fifi, uspokojone przez opiekunkę, obserwowały go z zaintere-sowaniem.Niejako odwrócenie ról.Po chwili Bobo wstała i na czworakach przeszła w głąb klatki.Uchwyci-ła się prętów, naprężyła mięśnie, parę razy potrząsnęła głową i zaczęła zanie szarpać.%7łelastwo zaskowyczało, po czym rozległ się zgrzyt i wysunęłysię metalowe wypusty, które przytwierdzały pręty do tylnej ściany.Gdybolce puściły, szpara szerokości dziewięciu cali między końcami prętówrozszerzyła się na stopę.Drobna Fifi bez większego trudu przecisnęła sięprzez otwór.Carson gwałtownie rzucił się do tyłu, gdy mały szympans wskoczył napręty klatki i wspiął się pod sufit, trzęsąc żelastwem całą siłą swych krzep-kich mięśni.Bobo puściła pręty i przyglądała się uważnie.Fifi wyciągnęładługą rękę na zewnątrz klatki i po chwili stalowa zatyczka wypadła i za-dyndała na krótkim łańcuszku.Fifi zeskoczyła z ogrodzenia.Przegroda odsunęła się o parę cali.Carsonwyciągnął rękę, by sprawdzić na ile.Bobo znowu rozsunęła pręty, a Fifiwślizgnęła się przez otwór.Carson siedział w specjalnie umocnionej klatce, w której unierucha-miano zwierzęta.Teraz, gdy szympansica wyjęła zatyczkę, płyta przegra-dzająca łatwo przesuwała się w przód i w tył.Bobo i Fifi wróciły na miejsca.Nie było śladu majsterkowania przyklatce, żadnych oznak, że Fifi w ogóle wychodziła.Bez względu na to, copoleciła im Alison, komendę taką mogły zrozumieć tylko szympansy.Przy-glądały się teraz Carsonowi uważnie.Ta obserwacja działała mu na nerwy, które i tak były napięte do ostat-nich granic przez całą dobę trzymały go na nogach wściekłość i strach.228Pokerowa zagrywka z pamiętnikami Liawskiego zakończyła się jedyniepołowicznym sukcesem, wybuchnie skandal na skalę międzynarodową,lecz pokręcony hominid, stworzony przez Jennera, nic na tym nie zyska,jeśli Windeler w końcu go wytropi.Praktycznie rzecz biorąc, same dzien-niki nie wystarczą, jeśli nie będą mieli dowodu w postaci żywego okazu.Bez specjalnego hałasu odsunął ruchomą przegrodę i podszedł dootworu w kamiennej ścianie.Ukląkł przed nim i zaczął szukać jakiejśszczeliny w stalowej płycie.Najwyrazniej opadała ona jak gilotyna, a choćnie była tak ostra sądząc po krawędzi, którą zbadał, gdy usiłował wci-snąć pod nią palce będzie potrzebował lewarka.Poszperał po kieszeniach.Obmacali go w poszukiwaniu broni, lecz scy-zoryk był zbyt płaski, by zwrócili na niego uwagę.Wyjął najmocniejszeostrze krótki, gruby śrubokręt, który podłożył pod krawędz płyty i spró-bował ją unieść.A choć nic z tego nie wyszło, stwierdził, że gdy obracaostrzem, płyta unosi się na pół cala, co wystarczyło, by wcisnąć tam zwi-niętą kurtkę.Powiększywszy otwór, zdołał wsunąć pod niego rękę i spróbował unieśćpłytę.Prąd zimnego powietrza dmuchnął do środka, owionął mu kolana, apotem, gdy podjeżdżająca do góry ciężka płyta zazgrzytała i zachrobotała,poraził go blask dziennego światła.Carson wyczołgał się na mały ogrodzony dziedziniec, który z trudemspełniał rolę wybiegu dla szympansów, a mimo otwartej przestrzeni nadgłową, na szczycie zewnętrznego muru zamocowano trzy warstwy srebrzy-stego drutu, biegnącego do znajdującej się w rogu skrzynki łączeniowej.To, pomyślał, prostując się i otrzepując z kurzu, musi być przytwierdzonedo zewnętrznej ściany, okalającej wszystkie zabudowania, choć jest niewi-doczne z drogi do Langstone.Odwrócił się i zasunął metalową płytę.Niechciał okazywać swej niewdzięczności Fifi i Bobo narażając je na zapaleniepłuc.W rogu wybiegu leżały, zwalone na kupę, cztery łyse opony i resztkizgniłych przemarzniętych owoców.Bruk dziedzińca prześwitywał jedyniemiejscami.Carson usiłował otworzyć drewnianą bramę, lecz była zamknię-ta na klucz, więc stanął na palcach i ostrożnie dotknął najniższego drutu, agdy nie poczuł wstrząsu, zaczął działać już pewniej.Przerzucił kurtkę, by porządnie się zaplątała na przewodach, po czymużył jej jako liny, po której wspiął się na górę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]