[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A inny facet, z doktoratem z Princeton zawsze pisał „na prawdę".Żona pisarza roześmiała się nagle równie rozbawiona co zażenowana.- Ja też tak piszę - powiedziała.- Chciałem tylko powiedzieć, że błędy ortograficzne to takie literackie odciski palców człowieka.Zapytajcie o to kogoś, kto poprawiał kilka tekstów jednego autora.Cóż, Bellis był mną, a ja - to Bellis.Udzielał jednak dobrych, więcej, doskonałych rad.Jest jeszcze coś innego - podświadomość zostawia czasami dziwne ślady.Jest taką cholerną istotą, która cholernie dużo wie.Nigdy w życiu nie widziałem „kontrsygnatury" i - przynajmniej świadomie - nie miałem pojęcia, co to jest.Ale coś takiego rzeczywiście istnieje.Bankowcy używają nawet dokładnie tego słowa! Dziwne.Znalazłem telefon i zadzwoniłem do przyjaciela.Kiedy przykładałem do ucha słuchawkę, poczułem znajomy ból, ból nie do wytrzymania.Pomyślałem o Regu Thorpe, pomyślałem o radzie i szybko odłożyłem słuchawkę.Wziąłem za to prysznic, ogoliłem się, chyba z dziesięć razy sprawdziłem w lustrze, czy wyglądam jak człowiek i poszedłem zobaczyć się z przyjacielem osobiście.Zadawał pytania i przyglądał mi się bardzo uważnie, były wiec chyba jakieś ślady, których nie starło mydło, żyletka i spora doza lekarstwa na kaca.Ten przyjaciel nie siedział w biznesie, i - wiecie - to chyba dobrze.Te wiadomości jakoś szybko się rozchodzą.W środowisku.No tak.Gdyby siedział w biznesie wiedziałby, że „Arving Publishing" wydaje „Logan's" i pewnie zacząłby się zastanawiać, jaki to głupi pomysł przyszedł mi do głowy.Ale nie wiedział, wiec zdołałem się wytłumaczyć, że mam zamiar zostać samodzielnym wydawcą, bo „Logan's" zlikwidował dział literatury.- Zapytał, dlaczego nazwałeś firmę „Arvin Publishing?" - Tak.- I co mu powiedziałeś?- Powiedziałem mu - redaktor nieznacznie się uśmiechnął - że Arvin to panieńskie nazwisko mojejmatki.Na chwile zapadła cisza, po czym redaktor znów zaczął opowiadać i już niemal do końca nikt mu meprzerywał.- No wiec czekałem na czeki, a potrzebowałem dokładnie jednego.W tym czasie byłem raczej zajęty, wiecie: wyprostować rękę, napełnić szklankę, opróżnić szklankę, wyprostować rękę.Po pewnym czasie ta praca meczy tak, że zasypia się przy stole.Zdarzały siq pewnie i inne rzeczy, ale obchodziła mnie głównie właśnie ta.O ile dobrze pamiętam.No, tak.Musiałem dużo pracować, przez cały czas byłem praktycznie zalany i na jedno wydarzenie, które pamiętam, przypada z pięćdziesiąt albo może i sześćdziesiąt tych, o których nie mam najmniejszego pojęcia.Rzuciłem prace i wszyscy wokół odetchnęli z ulgą.Tego jestem pewien.Zwolniłem ich z rozstrzygania egzystencjalnego problemu: jak wyrzucić z pracy szaleńca, który kieruje rozwiązanym działem.Ja też odetchnąłem.Nie miałem siły, by jeszcze raz wejść do tego budynku.Z jego windami, lampami, telefonami i całą czającą się.na człowieka elektrycznością.W ciągu tych trzech tygodni napisałem kilka listów do Rega Thorpe'a i kilka do Jane.Pamiętam, jak pisałem do niej, z pisaniem do niego było jak z listem Bellis.Tworzyłem w zamroczeniu.Po pijaku trzymałem się sposobu pracy dokładnie tak samo jak błędów.Zawsze były kopie - kiedy dochodziłem do siebie rano, podłoga była nimi usłana.Czytałem je jak dzieła kogoś zupełnie nieznajomego.To nie to, że te listy były szalone.Raczej przeciwnie.Ten, który kończył się wzmianką o wirówce wydawał mi się najgorszy.Inne były.no, prawie rozsądne.Zamilkł i powoli potrząsnął głową.- Biedna Jane.Nie w tym rzecz, że wszystko skończyło się właśnie tak.Była pewna, że wydawca Rega bardzo zręcznie i jakże humanistycznie próbuje wyciągnąć go z pogłębiającej się depresji.Jeśli stawiała sobie pytanie, czy wszystko powinno wyglądać właśnie tak w przypadku faceta, który doświadcza różnego rodzaju paranoicznych fantazji, a raz niemal skrzywdził małą dziewczynkę, to chyba podświadomie wolała na nie nie odpowiadać.A ja w końcu robiłem przecież to samo co ona.Trudno tu mieć do niej pretensje, nie był w końcu rzeźnym zwierzęciem, szkapą, którą trzeba głaskać i tuczyć, tuczyć, tuczyć aż w końcu sama zgodzi się pójść do końskiej jatki.Ona przecież kochała tego faceta! Jane Thorpe była na swój sposób wielką, wspaniałą kobietą.Po tym, jak przeżyła to wszystko: spokój, chorobę, a wreszcie szaleństwo, moim zdaniem zgodziłaby się z Bellis, że należy błogosławić węzeł, a nie przeklinać upadek.Pewnie, im wyżej złapiesz węzeł, tym mocniej szarpnie cię sznur przy powieszeniu, ale szybki koniec też może być błogosławieństwem.Kto w końcu pragnie się długo dusić?Obydwoje odpisywali mi regularnie.To były bardzo, bardzo pogodne listy, choć w tej ich pogodzie wyczuwało się.coś ostatecznego.Wyglądało na.och, do cholery, tanią filozofie! Opowiem wam, kiedy znów będę umiał o tym myśleć.Niech to wszyscy diabli!Reg spotykał się z tymi dzieciakami z przeciwka co wieczór i kiedy liście zaczęły opadać z drzew, był już dla nich czymś w rodzaju Boga, który zstąpił na ziemie.Grali w karty i we Frisbee, a kiedy się zmęczyli, pod jego delikatnym przewodnictwem gadali o literaturze.Reg wziął też psa ze schroniska i chodził z nim na długie spacery rano i wieczorem, spotykał innych ludzi i rozmawiał z nimi dokładnie tak, jak to robią wszyscy właściciele takich kundli.Ci, którzy wcześniej sądzili, że Thorpe'owie mają trochę źle w głowie, zaczęli powoli zmieniać zdanie.Kiedy Jane stwierdziła, że sama nie poradzi sobie w domu bez elektryczności i powinna jednak mieć jakąś pomoc, Reg zgodził się na to bez słowa, z uśmiechem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]