[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z drewnianej podstawy tej machiny sterczał rozbudowany system wirników, umieszczonych poziomo na metalowych trzpieniach.Za wirnikami był skomplikowany układ kół zębatych, przekładni i dźwigni.Podszedł do następnego okna, gdzie na drewnianym postumencie leżało coś, co wyglądało na metalowe wnętrzności jakiejś olbrzymiej szafy grającej.Obok było monstrualne urządzenie, będące skrzyżowaniem starej maszyny drukarskiej ze stojącym zegarem.Z jednej strony miało dużą metalową korbę, a frontową ściankę pokrytą rozmaitej wielkości tarczami z polerowanego metalu.Na drewnianej tacy między nóżkami tego urządzenia spoczywały grube rolki papieru.Mauchly gdzieś zniknął, lecz już podchodził do nich jakiś inny mężczyzna: wysoki, młody, z grzywą rudych włosów opadających na wysokie czoło.Uśmiechał się, a jego bladonie-bieskie oczy, spoglądające na nich zza okularów w drucianych oprawkach, błyszczały przyjaźnie.Miał na sobie koszulę khaki, wypuszczoną na znoszone dżinsy.Chociaż Lash nigdy przedtem go nie widział, natychmiast rozpoznał Richarda Silvera, genialnego twórcę Edenu oraz komputera, który to umożliwił.–Pan z pewnością jest doktorem Lashem – powiedział, wyciągając rękę.– Jestem Richard Silver.–Proszę mi mówić Christopher – rzekł Lash.Silver zwrócił się do Tary, która spoglądała na niego w milczeniu.–Pani Tara Stapleton? Edwin wiele mi o pani opowiadał.–Spotkanie z panem to dla mnie zaszczyt, doktorze Si-lver – odparła.Lash ze zdumieniem słuchał tej wymiany uprzejmości.Ona jest szefem ochrony.Jednak nigdy wcześniej się z nim nie spotkała.Silver ponownie zwrócił się do Lasha.–Wydaje mi się, że słyszałem już twoje nazwisko, Chri-stopherze, ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie.Lash nic nie powiedział i po chwili Silver wzruszył ramionami.–No cóż.Może sobie przypomnę.W każdym razie jestemciekaw, jaką orientację teoretyczną pan reprezentuje.Zważyw-125szy na poprzednią pracą, domyślam się, że jest to szkoła behawioryzmu kognitywnego?Była to ostatnia rzecz, jaką Lash spodziewał się usłyszeć.–Mniej więcej.Mam dość eklektyczne poglądy, oparte na wybranych elementach różnych szkół.–Rozumiem.Behawiorysta? Humanista?–Bardziej to ostatnie, doktorze Silver.–Richardzie.– Silver znów się uśmiechnął.– Ma pan rację, wybierając elementy różnych teorii.Zawsze fascynowała mnie kognitywna psychologia behawioralna, ponieważ jest podstawą przetwarzania informacji.Jednak z drugiej strony ortodoksyjni behawioryści uważają, że wszystkie zachowania są wyuczone.Prawda?Lash skinął głową zdziwiony.Silver nie pasował do jego wyobrażenia genialnego samotnika.–Ma pan tu niezwykłą kolekcję – zauważył Lash.–To moje małe muzeum.Te urządzenia to jedna z moich słabostek.Takie jak to cudo, które przed chwilą pan oglądał: zaprojektowaną przez Kelvina maszynę do przedstawiania okresów pływów.Mógł podawać pory przypływów i odpływów w dowolnym dniu przyszłości.I proszę zwrócić uwagę na te rolki papieru w podstawie: to zapewne pierwszy wydruk komputerowy.Albo to urządzenie na cokole obok? Skonstruowane ponad trzysta pięćdziesiąt lat temu, ale nadal może dodawać, odejmować, mnożyć i dzielić jak dzisiejsze kalkulatory.Zostało zbudowane na wzór tak zwanego arytmometru Leibniza, będącego pierwowzorem maszyn liczących.Silver przeszedł wzdłuż okna, pokazując różne maszyny i z zapałem objaśniając ich historyczne znaczenie.Poprosił Tarę, żeby mu towarzyszyła, po czym w trakcie tej przechadzki pochwalił jej pracę i spytał, czy odpowiada jej obecne stanowisko w firmie.Pomimo krótkiej znajomości Lash zaczął przekonywać się do tego człowieka, który wydawał się przyjacielski, absolutnie niearogancki.Silver przystanął przed tą wielką machiną, która od razu rzuciła się w oczy Lashowi.126–To – powiedział z niemal nabożnym szacunkiem -jestmaszyna licząca Babbagea.Jego najambitniejsze dzieło, któregonie zdołał ukończyć do śmierci.Pierwowzór wszystkich naprawdęważnych komputerów, takich jak Mark I, Colossus czy ENIAC.Czule pogładził jej stalowy bok.Wszystkie te zabytkowe maszyny, stojące na tle zapierającej dech w piersiach panoramy środkowego Manhattanu, wydawały się nie na miejscu w tym eleganckim wnętrzu.Nagle Lash zrozumiał.–To wszystko maszyny liczące – powiedział.– Stworzonepo to, aby zastępowały człowieka przy wykonywaniu obliczeń.Silver skinął głową.–Właśnie.Niektóre z nich czynią mnie pokornym.– Wskazał na maszynę liczącą Babbagea.– Inne budzą nadzieję.– Pokazał znacznie nowocześniejszy komputer Macintosh, stojący na marmurowym postumencie na drugim końcu pomieszczenia.– A jeszcze inne pozwalają mi obiektywnie spojrzeć na wszystko.– Wycelował palec w duże drewniane pudło z wbudowaną w przednią ściankę szachownicą.–Co to takiego? – zapytała Tara.–To komputer szachowy, skonstruowany we Francji pod koniec renesansu.Okazało się, że tym „komputerem” w rzeczywistości kierował dobrze grający w szachy karzeł, schowany w środku.Silver podszedł do niskiego stołu, otoczonego obitymi skórą fotelami.Leżały tam stosy periodyków: „Times”, „Wall Street Journal”, egzemplarze „Computerworld” oraz „Journal of Ad-vanced Psychocomputing”.Kiedy usiedli, uśmiech Silvera trochę przygasł.–Naprawdę miło cię poznać, Christopherze.Wolałbym jednak, żebyśmy spotkali się w przyjemniejszych okolicznościach.Nachylił się, lekko pochylając głowę i splatając dłonie.–To był dla nas straszny wstrząs.Dla zarządu i dla mnieosobiście.Gdy Silver podniósł głowę, Lash dostrzegł w jego oczach niepokój.To dla niego okropne, pomyślał.Stworzona przez127niego firma i cały jej dorobek znalazły się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.–Kiedy myślę o tych parach, o Thorpeach i Wilnerach…No cóż, brak mi słów.To nie mieści się w głowie.Lash zrozumiał, że się mylił.Silver nie myślał o swojej firmie, lecz o czworgu martwych ludziach i o ironii okrutnego losu, jaką była ich nagła śmierć.–Musisz zrozumieć, Christopherze – rzekł Silver, znówwbijając wzrok w blat stołu.– Nasza firma nie tylko świadczyusługi.Ponosi odpowiedzialność, taką samą jak chirurg podchodzący do pacjenta leżącego na stole operacyjnym.Tylko żew naszym wypadku ta odpowiedzialność trwa do końca życianaszych klientów.Oni powierzają nam swoje szczęście.Niezdawałem sobie z tego sprawy, kiedy wpadłem na pomysł,który stał się fundamentem Edenu.Dlatego teraz naszym obowiązkiem jest ustalić, co się stało i czy… czy odegraliśmy jakąśrole w tej tragedii.Lash ponownie się zdziwił.Z taką szczerością nie spotkał się u nikogo z zarządu Edenu, może z wyjątkiem Lelyvelda.–Wiem, że Wilnerowie umarli zaledwie przed kilkoma dniami.Może jednak dowiedziałeś się już czegoś istotnego? – Silver spojrzał na niego niemal błagalnie.–Jest tak, jak powiedziałem Mauchlyemu.W miesiącach poprzedzających ich śmierć absolutnie nic nie wskazywało na to, że zamierzają popełnić samobójstwo.Silver przez chwilę patrzył mu w oczy, a potem odwrócił wzrok.Lash przez moment się obawiał, że komputerowy geniusz wybuchnie płaczem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]