[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zapraszam do siebie, na górę.Szczerze mówiąc, zastanawiałem się, kiedy się panwreszcie poka\e, zwa\ywszy na to, jak ambitną jest pan osobą i jak bardzo stara się pan dbaćo rozwój swojej kariery.Biuro Fairhavena nie wyglądało tak, jak je sobie wyobra\ał Smithback.Rzeczywiściebyło tam kilka kordonów sekretarek i asystentów strzegących sanctum sanctorum.Kiedyjednak dotarł w końcu do gabinetu Fairhavena, nie ujrzał wielkiego pomieszczeniaociekającego chromem-złotem-hebanem, obwieszonego płótnami starych mistrzów i pełnegoeksponatów afrykańskiej sztuki prymitywnej, jakiego się spodziewał.Było ono raczej proste iniedu\e.Fakt, na ścianach wisiały dzieła sztuki, ale były to wyłącznie litografieniedocenionego Thomasa Harta Bentona, przedstawiające farmerów.Obok, w zamkniętej,chronionej alarmem przeszklonej gablocie, na czarnym aksamicie spoczywała kolekcjapistoletów i rewolwerów.Pojedyncze biurko było niedu\e, wykonane z brzozowego drewna.Stały przy nim dwa fotele, na podłodze zaś le\ał wyświechtany perski dywan.Pod ścianąznajdował się regał z ksią\kami, które z całą pewnością musiały być czytane, nie zaś nabytena metry, aby czymś zapełnić półki.Jeśli nie liczyć gabloty z bronią palną, miejsce to bardziejprzypominało gabinet profesora ni\ potentata budowlanego.Mimo to, w przeciwieństwie dogabinetów profesorskich, które Smithback miał okazję oglądać, w tym biurze panowałwyjątkowy porządek.Ka\da powierzchnia lśniła i błyszczała jak lustro.Nawet ksią\kisprawiały wra\enie wypolerowanych.W powietrzu czuć było słabą woń środkówczyszczących, ale nie była ona ani trochę nieprzyjemna.- Proszę spocząć - rzekł Fairhaven, zamaszystym gestem wskazując gościowi fotele.-Napije się pan czegoś? Kawy? Coli? Wody? Whisky? - Uśmiechnął się.- Nie, dziękuję - odparł Smithback, usadawiając się na fotelu.Poczuł znajomy dreszcz niepokoju i wyczekiwania, jak zawsze przed wa\nymwywiadem.Fairhaven najwyrazniej miał trochę oleju w głowie, ale był bogaty i wychowywałsię pod kloszem, z pewnością brakowało mu swady oraz bystrości typowej dla osóbobeznanych z miejską, szarą codziennością.Smithback przeprowadził tuziny wywiadów zludzmi jego pokroju i z ka\dej z tych konfrontacji wyszedł zwycięsko.To nie powinno byćtrudne.Fairhaven otworzył lodówkę i wyjął małą buteleczkę wody mineralnej.Napełnił dlasiebie szklaneczkę, po czym usiadł, nie za biurkiem, lecz w fotelu naprzeciw Smithbacka.Zało\ył nogę na nogę, uśmiechnął się.Butelka mineralnej zaskrzyła się w promieniach słońcawpadających ukośnie przez okna.Smithback powiódł wzrokiem poza niego.Widok byłzdecydowanie zabójczy.Ponownie przeniósł swą uwagę na przedsiębiorcę.Czarne, falujące włosy, mocneczoło, wysportowana sylwetka, swobodne ruchy, ironiczne spojrzenie.Mógł mieć trzydzieści,trzydzieści pięć lat.Dokonał kilku drobnych wpisów w notesie.- A więc - rzekł Fairhaven z drwiącym uśmieszkiem błąkającym się w kąciku jego ust- szemrany przedsiębiorca budowlany jest gotów wysłuchać pańskich pytań.- Czy mogę nagrywać tę rozmowę?- Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej.Smithback wyjął z kieszeni dyktafon.Naturalnie Fairhaven wydawał się czarujący.Ludzie jego pokroju byli ekspertami od ujmujących zachowań i manipulacji.Ale on nie da sięna to nabrać.Musiał jedynie pamiętać, z kim miał do czynienia - z pozbawionym serca,złaknionym zysków biznesmenem, który sprzedałby własną matkę za to, \e zalegała u niego zczynszem.- Dlaczego zniszczył pan stanowisko przy Catherine Street? - zapytał.Fairhaven nieznacznie pochylił głowę.- Projekt był ju\ opózniony.Musieliśmy przyspieszyć wylewanie fundamentów.Dalsza zwłoka kosztowałaby mnie czterdzieści tysięcy dolarów dziennie.Nie zajmuję sięarcheologią.- Niektórzy archeolodzy twierdzą, \e zniszczył pan jedno z najwa\niejszych stanowiskodkrytych na Manhattanie w ostatnim ćwierćwieczu.- Doprawdy? - Fairhaven przekrzywił głowę.- Którzy archeolodzy?- Na przykład Stowarzyszenie Archeologów Amerykańskich.Na ustach Fairhavenapojawił się cyniczny uśmieszek.- Ach, tak.Rozumiem.To oczywiste, \e są temu przeciwni.Gdyby sprawy potoczyłysię po ich myśli, nikt w całej Ameryce nie mógłby wykopać nawet małego dołka, aby niezjawił się zaraz przy nim archeolog z rydlem, parawanem i szczoteczką do zębów.- Wracając do sprawy tamtego stanowiska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]