[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Metr osiemdziesiąt trupa wlodówce.- Powtórz.- Bo co? Która część zdania o pieprzonejkostnicy&- Nie.Metr osiemdziesiąt - powtórzyłam.- To tomi nie dawało spokoju.Cooper miał tyle wzrostu, aleczłowiek, który prowadził Amandę Weston do ParkuVictorii, nie wyglądał na tak wysokiego.Facet305ścigany następnego dnia w parku przez inspektoraJoesbury ego, owszem, ale nie ten nagrany przezkamerę.- Odwróciłam się od ekranu i spojrzałam naAndersona.- Zakładałam po prostu, że to dziwny kątujęcia albo że Amanda Weston miała bardzowysokie obcasy& a może to wcale nie Cooperprowadził ją do parku tamtego wieczoru.Sierżant zmrużył oczy.W tej chwili drzwiotworzyły się i stanęła w nich Tulloch.Może Amandy Weston nie zabił Samuel Cooper.- Muszę wracać do Lewisham - zwróciła sięTulloch do Andersona.- Pojedz do ZwiętegoTomasza, dobrze? Wez ze sobą Flint.Daj mi znać,jak tylko&To pieprzona ustawka.- Jasne, szefowo.I nie daj sobie wmawiać bzdur.Ktoś nas wkręca, mówię ci.Tulloch posłała mu skąpy półuśmiech, skinęła migłową.I poszła.30651Odsuną inspektor Tulloch od tej sprawy? -spytałam Andersona, kiedy wjechaliśmy na parkingpod Szpitalem Zwiętego Tomasza i zaparkowaliśmyw zatoczce dla karetek.- Nie będzie miała tyle szczęścia - odparł,otwierając drzwiczki.Wysiadł z samochodu.-Zostawią ją aż do smutnego końca.I to ją powiesząna suchej gałęzi, kiedy coś pójdzie nie tak.Anderson drałował za szybko.Weszliśmy doszpitala przez główną recepcję i zjechaliśmy windąjeden poziom, do kostnicy.Starałam się za nimnadążyć.Kiedy byłam tu ostatni raz, oglądałamludzką macicę; ciekawe, czy Kaytes znów sięposkarży, że nie przysyłamy mu kompletnego okazu.Młody asystent patologa wyszedł nam naspotkanie i pomógł włożyć ubrania ochronne.Kiedyprzekroczyliśmy próg prosektorium, Kaytes stałpochylony nad biurkiem i wypełniał formularz.Odłożył długopis i odwrócił się do nas.- Niekończące się papierki - burknął.- Waszaprzesyłka dotarła dziesięć minut temu.Troy, z łaskiswojej, zajmij się odtwarzaczem.Chłopak podszedł do iPoda i włączył go,uśmiechając się do siebie.307Na środku głównego stołu leżała szara plastikowatorba.Lekarz założył rękawiczki i rozpiął ją w chwili,kiedy zaczęła grać muzyka.- Dziś bez inspektor Tulloch? - Wyciągnął z torbyprzejrzysty woreczek, który widzieliśmy wbibliotece.- No dobrze, zobaczmy, co tu mamy.Wylał zawartość worka na dużą, płytką tacę zestali nierdzewnej.Miękkie mlaśnięcie było jednym znajohydniejszych dzwięków, jakie w życiu słyszałam,i na kilka sekund musiałam siłą skupić się namuzyce.Tym razem leciał utwór na orkiestrę,słodszy i bardziej harmonijny niż sonatafortepianowa, którą pamiętałam.Kaytes wziąłpincetę.Zaczął rozciągać na tacy kawałkiwnętrzności, żeby im się lepiej przyjrzeć.- No cóż, cokolwiek to jest, jest świeże - mruknął.- Skąd pan wie? - spytał Anderson.- Powąchajcie - zaprosił nas Kaytes.Anderson i ja spojrzeliśmy po sobie.%7ładne z nasnie przysunęło się do stołu.- Taak - kontynuował patolog.- To serce.Orkiestrowa muzyka nabrała mocy, kiedy sercezostało delikatnie odsunięte na bok tacy.Bladoróżowy kawałek mięśnia, mniej więcejwielkości mojej pięści.Dwa duże, nierówno uciętenaczynia krwionośne, pełne skrzepłej krwi, sterczałyz szerszej, górnej części.308- Ludzkie? - spytał Anderson.Kiedy w pobliżu niestała szefowa, na której chciał zrobić wrażenie, jegooptymizm jakby zmalał.- Możliwe - odparł Kaytes.- Na oko wielkość sięzgadza, ale trzeba by zrobić dokładniejsze badania.-Podniósł coś pincetą.Odsunęłam się o krok.- Ale tojest ludzkie.- Uniósł to do światła.Niemal okrągłe,nie większe od połówki grejpfruta.- Proszę, niech mi pan powie, że to nie jest to, comyślę - wymamrotał sierżant.Lekarz wciąż patrzył na kawałek tkanki zwisającyz pincety.- O ile wiem, człowiek to jedyne zwierzę zrozpoznawalnymi piersiami, oczywiście nie liczącwymion, bez dużej ilości włosów wokół sutków.Anderson odwrócił się do mnie.- On to robił? Rozpruwacz? Odcinał&- Owszem - przytaknęłam.Coś lepkiego ugrzęzłomi w gardle.- Mary Kelly miała odcięte obie piersi.Ale ich nie zabrał.Zostały na miejscu zbrodni.- Jezu - mruknął Anderson.- O, a to co? - Kaytes odsunął na bok więcejkrwawej tkanki.Uniósł coś z tacy.- To nie jestorganiczne.Anderson i ja czekaliśmy, kiedy patolog podszedłdo zlewu pod ścianą.Zaczął grać fortepian,popłynęły dzwięki lekkie i czyste, a zarazemniewiarygodnie smutne.Kaytes odkręcił kran.Po309chwili wrócił i położył coś na czystej części blatu.Niemieliśmy wyjścia, musieliśmy się zbliżyć.W świetle lamp, wypłukany z krwi, błyszczał małyelement biżuterii.Srebrny, prosty, niedroginaszyjnik.Aańcuszek plus dziewięć połączonychliter. Elizabeth.- Nie ujawnialiśmy, że on nazywa ofiary.-Anderson przeciągnął dłońmi po twarzy.-Zachowaliśmy w tajemnicy to i wygląd jego ubrania.Jasna cholera, on ciągle chodzi po mieście.31052Najnowsza ofiara została znaleziona dwiegodziny temu przez męża - mówiła właśnie Tulloch,kiedy otworzyłam drzwi centrum operacyjnego.-Wrócił wcześniej z pracy, żeby przebrać się przedwieczornym wyjściem.Za co pewnie powinniśmybyć wdzięczni losowi, bo inaczej pierwszenatknęłyby się na nią dzieci.Anderson miał rację.Potwór ciągle chodził pomieście.Po powrocie do komisariatudowiedzieliśmy się, że właśnie zgłoszonoodnalezienie trzeciego ciała.Anderson pojechałprosto na miejsce.Ja zostałam, żeby czekać nainformacje.Minęła już siódma i większość zespołu wróciła zdomu w Hammesmith, gdzie doszło do morderstwa.Zauważyłam puste krzesło i ruszyłam w jego stronę.- Obducent, który obejrzał miejsce zdarzenia,uważa, że została zabita dzisiaj rano - powiedziałaTulloch.- %7ładnych śladów włamania ani walki.Pozagłówną sypialnią, jakiej, mam nadzieję, już w życiunie zobaczę, dom był nietknięty.Przycisnęła klawisz komputera i zobaczyliśmyzdjęcie miejsca zbrodni.Kobieta z krótkimi,ciemnymi włosami leżała na dużym łóżku.Stopy napoduszce, głowa w nogach.Co do reszty ciała -trudno stwierdzić.311Do sali wszedł Joesbury.Od naszego ostatniegospotkania zdążył pozbyć się temblaka.- Uważamy, że morderca kazał jej się położyć nałóżku twarzą do góry - ciągnęła Tulloch.- Może, jaknasz przyjaciel Cooper, posługuje się pistoletem,prawdziwym albo repliką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]