[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak było nie raz, niedwa, nie.Nawet teraz aż boję się myśleć, ile razy mogliśmy.mogliśmy.Temperatura wewnątrz samochodu rosła, panował nieznośny upał.Lamenty zbolałej sekretarki stawały się coraz głośniejsze.Pył gęst-niał.W jednej chwili czułem się, jakbyśmy jechali przez tropikalnądżunglę w trakcie zakrojonego na ogromną skalę wyrębu lasu.Kiedyindziej otaczała nas pustynia.Wjeżdżaliśmy do wiosek, gdzie ma-leńkie dzieci biegały, skakały i raczkowały po drodze.Najgorsze były oficjalne punkty kontrolne.Mówię oficjalne, cho-ciaż w Ghanie nigdy nie wiadomo, czy kontrole na drodze są legalne,czy też przeprowadzane przez grupę przedsiębiorczych młodzieńców w pożyczonych garniturach brytyjskiej organizacji charytatywnejOxfam i, nie wiedzieć czemu, w płaszczach przeciwdeszczowych,którzy chętnie pozbawiają podróżnych nadwyżek gotówki.Możeciemnie nazwać tchórzem.Możecie powiedzieć, że nie przestrzegametyki zawodowej.Nic mnie to nie obchodzi.W tych okolicznościachw ogóle nie myślałem o tym, by żądać od nich okazania jakichśdokumentów.Wjechaliśmy na pusty odcinek drogi - około trzystu, czterystumetrów.Kierowca wcisnął pedał gazu.Pojazd z wyciem silnikaosiągnął prędkość sześćdziesięciu, a może sześćdziesięciu pięciukilometrów na godzinę.Nagle spośród drzew jakieś dwadzieściametrów przed nami wyskoczyło z dziesięciu młodych mężczyzn zkarabinami na plecach i z barierkami, którymi zagrodzili nam drogę.Kierowca błyskawicznie nadepnął na hamulec.Samochód zakołysałsię gwałtownie w tumanie kurzu; rzuciło nim najpierw w jedną, potemw drugą stronę.Drobna sekretarka zawyła jeszcze głośniej.Grubakuzynka wrzasnęła wniebogłosy.Zatrzymaliśmy się o kilka cali przedbarierką.- Sir - krzyknęli i stanęli na baczność, gdy wypełzłem z samo-chodu.- Dzień dobry panu - jeden zawsze wysuwał się przed pozo-stałych.- Rutynowa kontrola, proszę pana.Szukamy przemytników.Pracownik amerykańskiej ambasady w Akrze powiedział mi, że wGhanie należy być ostrożnym, gdyż zdarzają się ataki terrorystyczne iuprowadzenia.- Niech się pan stara nie jezdzić samochodami, któremogłyby wzbudzać podejrzenie, że jest pan Amerykaninem, osobązamożną lub wpływową - doradził mi.Czy wyglądałem na Amery-kanina? Na ważną i bogatą osobę?- Przecież nie macie na sobie.- zacząłem, kaszląc i krztusząc siępyłem.- Ponieważ to tajna akcja.- odparł z uśmiechem.- No cóż - mruknąłem, rozprostowując kolejny zwitek cedi.Wszędzie indziej korupcja jest po prostu korupcją.W Afryce tocoś więcej; to sposób życia.Istnieje tylko jedna metoda, żeby w Afryce coś załatwić - dać łapówkę.W każdym razie mój wybór byłprosty.Mogłem stać na tym pustkowiu, wpatrywać się w ich karabiny,naładowane lub nie, prosić o okazanie dokumentów, których najwy-razniej nie mieli, albo podarować im kilka milionów cedi, uścisnąćwszystkim dłoń i zwiać stamtąd z maksymalną prędkością, jakąwyciągnie moja rozklekotana taksówka.W Ghanie wszyscy chcą pieniędzy: policja, celnicy, urzędnicy,wszyscy.Nie można wjechać do kraju bez uiszczenia za ten przywilejdodatkowej opłaty.Nie podstemplują wam paszportu bez drobnegodatku.Dosłownie nie da się przejść przez jezdnię nie będąc nagaby-wanym o trochę drobnych.Gdy wezmiecie taksówkę, kierowca każe wam zgadnąć, ile maciezapłacić.Kiedy wejdziecie do baru, wszyscy będą oczekiwać, żepostawicie im kolejkę.Zechcecie zrealizować czek w banku, urzędnikz pewnością zasugeruje wam, że za tę usługę należy mu się dodat-kowa opłata.Gdy spotkacie na ulicy policjanta, uśmiechnie się izapragnie skontrolować wasz paszport.Wchodzicie do biurowca.Wwindzie siedzi jakiś starzec.Wyciągnie dłoń i spyta, na które piętrozamierzacie jechać.Uśmiechniecie się z zakłopotaniem i wręczyciemu kilka tysięcy cedi.Wtedy dowiecie się, że winda nie działa.Ghana jest jedynym krajem, gdzie przywódca państwa rozpoczynaswoje orędzie noworoczne od wyrażenia zadowolenia, że jegoziomkowie obchodzili Boże Narodzenie wraz z chrześcijanami zcałego świata, a kończy je zachętą, żeby przestali żądać łapówek zawykonywanie swoich służbowych obowiązków i zaniechali zatrzy-mywania samochodów w celu wyłudzenia pieniędzy od podróżnych.-Miejmy nadzieję, rodacy i rodaczki, że wszyscy poczujemy sięodpowiedzialni za walkę z tymi negatywnymi zjawiskami - powie-dział w swój tradycyjny, rzeczowy sposób, przedstawiając prawo tak,by było ono zrozumiane w zakurzonych mieszkaniach Akry, gdzierodziny zajadają z apetytem pulpety z fufu i z banku, oraz w wioskachSefwi Juabeso-Bia, gdzie delektują się kawałkami młodych dziewic.Były to pierwsze dni ghańskiego programu restrukturyzacji.W kraju praktycznie nie było pieniędzy.Nic nie działało.Zapanowałkompletny zastój.Właściwie wszyscy, którzy niegdyś mieli pracę,stracili ją i żyli na ulicach.W pewnym okresie w okolicach KwameNkrumah Circle w centrum Akry było tylu żebraków, że nie mogłyprzejechać nieliczne samochody.Inni wracali na wieś, do buszu, istarali się przetrwać dzięki marzeniom, modlitwie i kilku garściomryżu na tydzień.W biurach, sklepach i w hotelach ludzie kradli żarówki.Dobre czypopsute - sprzedawali je za miseczkę ryżu.Z restauracji, z hoteliwynoszono noże i widelce.Ci, którzy mieli domy, zaczęli przymo-cowywać własne sztućce łańcuchami do stołów.O prezydencie kraju, J.J.Rawlingsie, krążyły w barach takie otodowcipy: - Jaka jest najnowsza moda? - Naszyjnik w stylu Rawlingsa.- A jak on wygląda? - To obojczyk wystający przez skórę.- Wtamtych czasach w Ghanie wiele było noszących się modnie osób.Wszyscy urządzali nielegalne blokady dróg.Nagle nastał ogromnypopyt na kradzione zagraniczne paszporty - w Ghanie korzyść płynącaz takiego przestępstwa znacznie przewyższała ryzyko.Jeśli udowod-niono komuś kradzież co najmniej trzydziestu paszportów, złodziejazamykano w więzieniu zaledwie na dwa lata - niespełna miesiąc zakażdy paszport [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire