[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamknięta w jego ciepłych ramionach, poczułam wstyd.Jak mogłam być taka podejrzliwa? Wszystkonagle stało się jasne: ojciec był dobrym człowiekiem i mogłam mu zaufać, podobnie jak mogłam polegać nazaufaniu Johna do niego.Było to jak odzyskanie zdrowia po ciężkiej chorobie.Zupełnie jakbym wyzwoliła sięod melancholii, która sprawiała, że człowiek był samotny, przerażony, zazdrosny, chciwy i ponury na twarzy"- jak pisał Galen, albo też od histerii, będącej według tegoż uczonego skutkiem wędrówki macicy.Nareszciezrozumiałam, że bicz i włosiennica są jedynie świadectwem wielkiej pobożności.Plugawe i prostackie listy,które tak mnie przeraziły, wyrażały - tak jak mówił John - oficjalne stanowisko władz, a ponieważ nie były topoglądy ojca, pisał je pod pseudonimem.Szewc brutalnie pobity w imię boże zapewne padł ofiarą okrucieństwawięziennego dozorcy i ojciec go zabrał, by w ciszy i samotności przemyślał swoje błędy.Odsuwałam od siebiewspomnienia dyb i sznura, które także znajdowały się w kordegardzie.Skąd się tam wzięły, nie potrafiłam dokońca wytłumaczyć, nie mogłam też całkiem wymazać ich z pamięci.Ale wcale nie okazały się takieskuteczne.W końcu przecież człowiek ten uciekł, czyż nie?I tak moje wątpliwości odeszły w niepamięć.Wreszcie miał nastać spokój, ten błogi stan, w którymtrudno uwierzyć, że kiedyś cierpiało się z powodu staropanieństwa i całowało o świcie z malarzem poddrzewem morwowym.Nagle, sama nie wiedząc jak, znalazłam się w świecie, gdzie czekało mnie tylkoRLTszczęście.Wszyscy zresztą byli z tego powodu szczęśliwi i chętnie to okazywali.Azy, zawsze czające się wemnie i w każdej chwili gotowe trysnąć z czujnych, suchych oczu, znikły bez śladu.- Zawsze pragnęłam tego dla ciebie - oświadczyła jejmość Alice pod koniec wieczerzy.Uśmiechnięta ijakby odmieniona, wzięła mnie w swoje objęcia i nad moją głową mrugała wesoło do ojca.(Ojciec, otaczającywłaśnie ramieniem znacznie wyższego odeń Johna, też wyglądał inaczej niż w nocy, choć ukazywaniepogodnej twarzy nie zawsze było u niego zupełnie szczere.Może zresztą tak mi się tylko zdawało wzwodniczym świetle świec).Jejmość Alice nie wspomniała o żałobie Johna.Nie wypowiadała się ani na tematciemnego stroju, ani podkrążonych oczu.Pochłaniały ją życiowe obowiązki, które dawały jej najwięcejprzyjemności.- Trzeba pomyśleć o wielu sprawach - oznajmiła ochoczo.- Pościel, garnki, sztućce, gospodyni, służące.No i gobeliny.Tak, gobeliny koniecznie, inaczej będzie wam zimno.Od razu trzeba temu zaradzić, żebyś niemusiała ciągle walczyć z przeciągami.- Jak to? Gdzie? - spytałam zdezorientowana.Spojrzała na mnie, a potem na ojca, w tym momencie wbijającego wzrok w ziemię z miną kuglarza,któremu udała się wyśmienita sztuczka.- Panie mężu - odezwała się z udanym oburzeniem.- Czyżbyś nic nie powiedział?Odwróciła się do mnie, kręcąc z dezaprobatą głową.- Old Barge - wyjaśniła, jakby to była rzecz naturalna od samego początku.- Ojciec uważa, że po ślubietam byście najchętniej zamieszkali.To jest nasz prezent.Gdy oboje z Johnem z radością i niedowierzaniem podeszliśmy do ojca - chociaż raz nie mógł wykrztu-sić ani słowa.Przytulił nas tylko w niezgrabnym uścisku, zdając się w ten sposób mówić, że oto wkraczamy wczasy, kiedy będziemy żyli długo i szczęśliwie.Cichy ślub odbył się w słoneczny, wrześniowy poranek w kościele w Chelsea.Obecni byli Roperowie,Heronowie i Rastellowie, oczywiście ojciec z jejmością, dwie moje siostry z mężami, młody John More z AnnąCresacre (już zaręczeni) i stary sir John, wsparty na lasce, ale jak zawsze trzymający się prosto.Ucałował nasgorąco po wyjściu z kościoła i życzył dużo szczęścia.Elizabeth zle się czuła: przepraszała w liście, że nie możeprzyjechać.Nie zwróciłam na ten fakt szczególnej uwagi.Po uroczystości popłynęliśmy rzeką do naszegoprzyszłego domu, gdzie Mary i jejmość Alice przygotowały weselną ucztę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]