[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postaraj się tylko zasłaniać twarz przed kamerami.Jeślitwoje zdjęcie znowu trafi do gazet, skomplikuje ci powrót docywilnego życia.- Szamron przez chwilę w milczeniu przypatrywał sięGabrielowi.- Bo przecież tego właśnie chcesz, prawda?Gabriel nie odpowiedział.Szamron upuścił niedopałek naziemię i zdusił go obcasem.- Nie możesz mi mieć za złe, że wciąż próbuję - powiedział.- Byłbym rozczarowany, gdybyś nie próbował.- Szczerze mówiąc, ośmieliłem się mieć nadzieję, że tymrazem twoja odpowiedz będzie inna.- Dlaczego?- Bo pozwalasz żonie jechać do Dubaju.- Nie miałem wyboru.Nalegała.- Każesz prezydentowi Stanów Zjednoczonych zwolnićjednego z najbliższych współpracowników, a ulegasz wobecultimatum własnej żony? - Szamron pokręcił głową i powiedział: -Może powinienem wybrać j ą na następnego szefa Biura.- Zrób Bellę Nawot jej zastępcą.- Bellę? - Szamron uśmiechnął się.- Zwiat arabski zadrży.* * *Dziesięć minut pózniej rozstali się przy Lancaster Gate.Szamron wrócił do mieszkania Biura, a Gabriel udał się na lotniskoHeathrow.Kiedy tam dotarł, był już Rolandem Devereaux, dawniejz Grenoble, we Francji, ostatnio z Quebecu, w Kanadzie.Miałpaszport człowieka, który za dużo podróżował, i takąż postawę.Sprawnie przeszedłszy odprawę i kontrolę paszportową, skierowałsię, pod tajną eskortą MI5, do poczekalni pasażerów pierwszejklasy British Airways.Tam znalazł spokojne miejsce z dala odpodniebnych alkoholików i obejrzał wiadomości w telewizji.Znużony zdradzającą rażące niedoinformowanie dyskusją na tematobecnego zagrożenia terrorystycznego, otworzył swój biznesowynotatnik i z pamięci naszkicował piękną młodą kobietę okruczoczarnych włosach.To był portret kobiety z odkrytą twarzą, myślał Gabriel.Portret szpiega.W chwili gdy wywołano jego lot, natychmiast podarł szkicna drobne kawałeczki i idąc do swojego wyjścia, wrzucił je dotrzech różnych koszy na śmieci.Usadowiwszy się na swoimmiejscu, ostatni raz sprawdził e-maile.Miał kilka nowych;wszystkie fałszywe poza jednym - od bezimiennej kobiety, którapisała, że zawsze go kochała.Wyłączając BlackBerry, poczułukłucie dziwnej paniki.Następnie zamknął oczy i po raz ostatni przebiegł wmyślach plan całej operacji.54.DUBAJLiście Palm Jumeirah, największej na świecie wyspystworzonej przez człowieka, leżały płasko na sennych wodachzatoki, zapadając się powoli pod ciężarem niesprzedanychluksusowych willi.W monstrualnym różowym hotelu wznoszącymsię w najwyższym punkcie wyspy drobny deszczyk padał namarmurową posadzkę ogromnego holu.Jak niemal wszystko innew Dubaju, deszczyk był sztuczny.Jednak w tym wypadku niezamierzony; strop znów zacząłprzeciekać.Zamiast go naprawić, kierownictwo zdecydowało sięzamieścić małą żółtą wywieszkę, ostrzegającą nielicznych gości,żeby uważali.Dalej wzdłuż wybrzeża, w dzielnicy finansowej, byłowięcej oznak nieszczęścia, jakie spotkało państwo-miasto.Dzwigibudowlane, niegdyś symbole ekonomicznego cudu Dubaju, stałynieruchomo nad niedokończonymi biurowcami iapartamentowcami.Luksusowe centra handlowe były prawiepuste, krążyły też pogłoski o bezrobotnych ekspatriantach zEuropy śpiących na piaskowych wydmach pustyni.Wiele osóbwolało uciec z emiratu wobec perspektywy pobytu w niesławnymwięzieniu dla dłużników.W pewnym momencie szacowano, żelotniskowy parking blokują trzy tysiące porzuconych samochodów.W niektórych do przedniej szyby przyklejono karteczki zpospiesznie nagryzmolonymi przeprosinami wobec wierzycieli.Używany samochód w Dubaju nie miał praktycznie żadnejwartości.Korki uliczne, niegdyś stanowiące poważny problem,prawie się teraz nie zdarzały.Władca wciąż patrzył z góry na swoich poddanych zniezliczonych billboardów, ale ostatnio wyraz jego twarzywydawał się nieco ponury.Jego plan, by przemienić senną osadęrybacką w centrum globalnego handlu, finansów i turystyki, runąłprzywalony górą długów.Dubajskie marzenie okazało się nie do utrzymania.Cowięcej, pociągnęło za sobą ekologiczną katastrofę.MieszkańcyDubaju wytwarzali najwięcej dwutlenku węgla na świecie.Zużywali więcej wody niż ktokolwiek inny na naszej planecie,która w całości pochodziła ze zużywających energię zakładówodsalających wodę morską, a ogromne ilości energii elektrycznejszły na schładzanie ich domów, biur, basenów i sztucznych stokównarciarskich.Tylko cudzoziemscy robotnicy obywali się bezklimatyzacji.Harowali w bezlitosnym słońcu - czasem poszesnaście godzin dziennie - i mieszkali w nędznych, pełnychmuch barakach z piętrowymi łóżkami, nie mając nawetwentylatora dla ochłody.Ich życie było tak żałosne, że setki z nichco roku decydowało się na samobójstwo, choć władca i jegowspółpracownicy zaprzeczali temu faktowi.Osiemdziesiąt tysięcy szczęśliwych obywateli Dubajufaktycznie nie mogło narzekać.Rząd płacił za ich opiekę zdrowotną, mieszkanie iwykształcenie, zapewniał im także dożywotnie zatrudnienie -oczywiście pod warunkiem że powstrzymają się od krytykowaniaWładcy.Ich dziadkowie żywili się wielbłądzim mlekiem idaktylami; oni mieli całą armię cudzoziemskich robotników, którzynapędzali gospodarkę i zaspokajali każdą ich potrzebę izachciankę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]