[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomysłnie wypalił: żadna nie wzięła słów do siebie i kiedy ruszyłem ku furtce, okazałem sięprzednią strażą sporego oddziału.W domu panowały ciemności, a ulica pogrążona była w głębokiej ciszy; słyszałemterkot dzwonka i mogłem być pewien, że w końcu wyrwany ze snu Bulatović pojawi sięw progu.Nie pojawił się.Kiedy po paru minutach Jovanka zamiast do dzwonka sięgnęłaku klamce i drzwi nieoczekiwanie ustąpiły, błyskawicznie wyzbyłem się złudzeń. Do samochodu warknąłem. Włączcie silnik i gdyby co, wiejcie. Tam nikogo nie ma mruknęła. Po tym dzwonieniu.Miała chyba rację, ale wolałbym odgryzć sobie język niż jej to przyznać.Bałem się.Jeśli nawet nie kogoś, to przynajmniej czegoś, co znajdę za drzwiami. Róbcie, co mówię syknąłem i wsunąłem się w mrok przedsionka.Nie zdążyłemprzemyśleć taktyki.Pakując się do środka w swych hałaśliwych buciorach i z marszuzapalając światło, Jovanka zaoszczędziła mi podejmowania trudnych decyzji.Niepodziękowałem jej.Stałem jak sparaliżowany, przyglądając się ze zgroząi niedowierzaniem rozpartemu w fotelu gospodarzowi.Doktor Bulatović miał na sobiejedynie białą koszulę, założoną tyłem na przód.Każdą z jego gołych nóg oparto nawysokim, przyniesionym z kuchni taborecie i przywiązano w kostce paskiem od spodni.Usłyszałem stukot pantofli Doroty, potem nagły bulgot i o wiele szybsze uderzeniazelówek o podłogę.Pomyliła drzwi i zamiast do łazienki wpadła do kuchni.Raczej niezdążyła do zlewu: widziałem ją jeszcze, gdy zaczęła wymiotować.Chętnie poszedłbymw jej ślady.Koszula, po pierś nasiąknięta świeżą krwią, zakrywała wprawdzie korpusBulatovicia, ale była o całe metry za krótka, by zasłonić upiorny sznur wyciągniętychw poprzek pokoju jelit.Trzymałem żołądek na wodzy wyłącznie dzięki ambicjonalnejniechęci do rzygania na oczach bladej, lecz opanowanej Jovanki.Staliśmy i patrzyliśmy.No i słuchaliśmy wydawanych przez Dorotę odgłosów, z których wynikało, że najadła sięwięcej grozy niż kolacji. To raczej nie ona usłyszałem rzuconą półgłosem uwagę Jovanki. Chyba nie mówisz serio. Mówię zapewniła. Nie podejrzewam jej.Aż taką aktorką nie jest.Nie mogłem oderwać wzroku od jej ściągniętego w beznamiętną maskę oblicza. Naprawdę przyszło ci na myśl.? Po co by miała.?Odwróciła twarz, przebiegła spojrzeniem po umazanej czerwienią ścianie. Co tam jest napisane? zapytałem nieco pokorniej. Za nienarodzonych przetłumaczyła cicho.Obejrzałem zwłoki, starając się zarazem widzieć i nie patrzeć.Przy okazjizamknąłem Bulatoviciowi oczy. Chyba nie żył, kiedy mu to robili mruknąłem. Popatrz na jego twarz.Nie zdążyłsię przestraszyć.Zamiast tego skorzystała z karafki stojącej na stoliku.Ze szklanki już nie. To nasza wina? zapytała trochę chrapliwym głosem.W kuchni Dorocie udało sięodkręcić kran i łomot wody o blachę zagłuszył trochę odgłosy wymiotowania. Jeśli wierzyć faktom, to nie rozejrzałem się. Pomijając napis.co ci toprzypomina? Jego poza, strój, te paski na nogach? Wypisz wymaluj, gabinet ginekologapo najezdzie aktywistów jakiegoś tutejszego ruchu obrońców życia.Policja nie powinnamieć problemów z ustaleniem kierunku śledztwa.Zostawiłem ją, wszedłem na piętro i odszukałem sypialnię gospodarza.Wyjąłemz szuflady jakiś podkoszulek i używając go jako rękawic, przeszukałem pokój.Znalazłemdwie informacje, w tym jedną w postaci niematerialnej.Byłem mianowicie jedyną osoba,która trafiła tu po śmierci gospodarza.Morderca, który tak zabawił się w salonie,z pewnością pozostawiłby jakieś ślady.Wróciłem na dół z informacją numer dwaw dłoni. Niczego chyba nie zrabowano oznajmiłem. A myślałeś, że to napad rabunkowy? zripostowała. Przy szafie został odciskbuta.Terenowy, jak nasze.A ubranie Bulatovicia znalazłam w łazience.W szlafroku jestdziura na wysokości serca.Ten bydlak musiał go pchnąć, jak tylko stanął w drzwiach.Potem rozebrał zwłoki, znalazł koszulę i zrobił całą resztę. Brawo. Wręczyłem jej złożoną na pół kartkę. Rzuć na to okiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]