[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wywołana do tablicy, bez zastanowienia kreśliła właściwe liczby i znaki, mocno przyciskająckredę, albo po prostu podawała wynik.Sprawdzian pisała w piętnaście minut, trzymając potemkartkę tak, by jej czerwona z wysiłku sąsiadka mogła odpisać.Zapytana, jak doszła od razu, wciągu paru sekund, do rozwiązania, które wymagało kilku obliczeń, odpowiadała, przecież towidać.Widać? upewniał się Bocian.W jaki sposób, jeśli można spytać? W głowie widać,odpowiadała uczennica zdziwiona, że ktoś w ogóle zwraca na nią uwagę oprócz magister Demon,i spodziewała się dwói albo uwagi w dzienniczku.Dominika przypominała Zatrybowi czarnąkotkę Marę, którą w dzieciństwie znalazł na śmietniku i przygarnął i która była pierwszymstworzeniem, jakie sam wybrał, by pokochać.Ratowanie i kochanie, tak miało wyglądać całeżycie Bociana.Uczennica ostatniej klasy Dominika Chmura potrafiła w pamięci mnożyć liczbytrzycyfrowe.Rozumiała melodię liczb, wyciągała pierwiastki, jakby zbierała kwiaty, miała palcepoplamione atramentem i przykrótkie rękawy, spod których wystawały nadgarstki pokryteświeżymi bliznami.Bocianowi nie trzeba było więcej.Próbował w pokoju nauczycielskim,jaskini dymu i smolistych, strasznych kaw parzonych w szklance, dowiedzieć się czegoś ouczennicy Dominice Chmurze, ale spotykał się z niechęcią lub obojętnością.Przyszedł nowy imąci! A kto go tam wie, kim on jest? Dopytuje się, wtrąca, krytykuje.Nowy, a niby widzi to,czego inni przez lata nie zauważyli? Coś takiego.Podobno z Warszawy, podobno byłinternowany, ale jak wręcz przeciwnie, jak szpicel? Im się już nie chce ratować i zbawiać, onichcieliby mieć spokój i żeby się uczniowie nie wychylali w żadną stronę, bo wtedy trudniejutrzymać porządek, co dotyczy również Dominiki Chmury, uczennicy trójkowej, przeciętnej, zbiednego domu.Trójkowe uczennice idą do odzieżówki, fryzjerskiej albo gastronomika.To sądobre zawody.Matematyka przyda jej się do liczenia pieniędzy.Pozbawiony wsparcia Bocianpostanowił samotnie uratować Dominikę, tak jak kiedyś czarną kotkę, a po niej jeszcze dwakocury, trzynogiego jamnika, kawkę ze złamanym skrzydłem i kuzyna alkoholika, który zwdzięczności odbił i poślubił Bociana studencką miłość.Dominikę zbyt długo uważano za niewiele wartą, by dało się to nadrobić w kilka tygodni, ale Bocian znalazł czas między lekcjami, kolportowaniem nielegalnej prasy i przechowywaniemw swojej wynajętej kawalerce tych, których trzeba było przechować.Miał plan, bo zawsze miałjakiś.Oprze poczucie wartości tej smutnej dziewczynki na wykresach funkcji pewnych jak skała,obwaruje je rzędami liczb o ostrych krawędziach, da jej miecz jasnej logiki i może nawet dorzucimiotacz rachunku różniczkowego.On, Piotr Zatryb, Don Kichot bez Dulcynei, gdy zobaczył wkwestionariuszu, że Dominika zamierza iść do szkoły odzieżowej, postanowił przygotować ją doolimpiady matematycznej.Trzeba się spieszyć z ratowaniem, zanim ją zmarnują.Uczennicawzruszyła ramionami tak gwałtownie, że chude kości omal nie przebiły fartuszka, i przyjęła jegopropozycję.Nie lubiła szyć.Od tej pory trzy razy w tygodniu zostawała po lekcjach, a po jakimśczasie sama zgłosiła się do odpowiedzi.Po raz pierwszy w swojej szkolnej karierze pewniepodniosła rękę i Bocian omal nie rozpłakał się z radości, jak wtedy gdy dzika i okaleczona kotkaktóregoś wieczoru wskoczyła mu do łóżka, zaczęła miesić głowę i zasnęła, sapiąc w ucho.Podczas korepetycji Dominika wyciągała procenty i mnożyła ułamki, a Piotr Zatryb wyciągał zniej ułamki opowieści o planach na przyszłość, w której wiedziała już, od czego chce uciec, alejeszcze nie wiedziała dokąd.Bocian był pierwszą osobą, dla której pomysły Dominiki nie byływydziwianiem ani fiksum-dyrdum.Chciałaby podróżować? Do Ameryki, Japonii, na wyspyBula-Bula? Proszę bardzo, droga wolna! Wiara Piotra Zatryba w nieśmiałą uczennicę była taksilna, że po wielu latach na campusie uniwersytetu w dalekim kraju już profesor, a nie doktorZatryb, a nawet już nie Zatryb, tylko Zetrajb, jak wymawiali jego nazwisko studenci i koledzy,wpisze jej nazwisko w komputerową wyszukiwarkę.Długo nie dowie się, czy nie ma jej wcyberprzestrzeni sławnych i niesławnych dlatego, że gdzieś przepadła, zaprzepaszczając swójtalent, czy dlatego że zmieniła nazwisko, wychodząc za mąż, co czasem na jedno wychodzi.Przyszły profesor Zetrajb miał rację i okazało się, że matematyczny talent Dominiki niemiał sobie równych w Wałbrzychu.Zakwalifikowała się do eliminacji wojewódzkich i wygrałaje, bijąc dwóch przemądrzałych młodzieńców z trądzikiem i spoconymi dłońmi, którzy podczasuroczystości wręczenia dyplomów kompletnie ją ignorowali.Dzięki temu sukcesowi nie tylkodostała ufundowany przez prezydenta miasta elektroniczny kalkulator, który zaraz się zepsuł, aleteż nie musiała zdawać egzaminów do liceum, do którego wcześniej w ogóle nie zamierzała iść.Piotr Zatryb doprowadził swą misję do końca, zanim zniknął z Wałbrzycha, i spotkał się z JadziąChmurą.Zdolna córka, o której mówił, była jakąś inną dziewczynką niż ta, którą znała Jadzia,więc wytrzeszczała na niego agrestowe oczy i mrugała rzęsami wymalowanymi zielonymtuszem, węsząc podstęp.Czy przypadkiem możliwości roztaczane przez tego chudzielca niebiegną za daleko od ścieżki, na której chciałaby widzieć Dominikę? Czy z tego nie będzie jakichśstrat, kłopotów? Czy to nie jest ryzykowne, niebezpieczne? Tyle zrozumiała Jadzia z przemowyBociana, że liceum może zwiększyć wartość jej córki, i pocieszyła się, że Dominika nadal możewyjść za mąż za jakiegoś Erlenda von Sinnena z Castrop-Rauxel, ułożyć sobie życie po myślimatki nawet bez pożytecznego zawodu krawcowej.Liczyć Dominika rzeczywiście umie, toJadzia sama zauważyła, tylko uznała za praktyczną umiejętność raczej niż talent.W jej świeciemożna było mieć łeb, plecy lub pieniądze, ale talent? Nie, talentu raczej się nie miewało.Ponoćbabka Jadwiga, młynarzowa z Brzeziny, umiała nadzwyczaj pięknie haftować, ale to nie to samo,co matematyka.Chudy mówił o studiach.Po liceum idzie się na studia, na przykład do takiegoWrocławia.Jej Dominika na studiach! W pięknym mieście Wrocławiu! Zanim Jadzia doszła zeszkoły imienia gen.Zwierczewskiego na Babel, a daleko nie miała, posiane przez Piotra Zatrybaziarna dumy zakiełkowały i wystrzeliły z szybkością wielkanocnej rzeżuchy.Na całym cieleczuła dotyk jej rośnięcia.Ba, sama Jadzia nieco podrosła, przez jej chorą rękę szybciej popłynęłakrew.Po studiach to jej córka znajdzie sobie takiego Niemca, doktora czy pieczarkarza niemieckiego, że wszystkim na Piaskowej Górze gały wyjdą.O nie, to nie będzie jakiś pierwszylepszy Niemcaszek! %7ładen dusigrosz i miernota! W windzie Jadzia Chmura miała już głowę okilka centymetrów wyżej niż zwykle, a z uszu i nosa wyrastała jej świeża zielenina.Wzdychającpo swojemu, powiedziała do Lepkiej, że nie wie, jak to będzie, ale jej córka idzie do liceum, tegonajlepszego.Tak wzdychała Jadzia, przewracając oczami, gdy miała powód do radości i dumy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire