[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podszedł do niej od tyłu.- Daisy.Zesztywniała, odwróciła się powoli.Pobladła jeszcze bardziej i drgnęła nerwowo.Wyglądała, jakbychciała rzucić się do ucieczki.Podszedł bli\ej, ale chłodny wyraz jej twarzy kazał mu zatrzymać się w półkroku.Równie puste oczy widywał tylko w lustrze.- Musimy porozmawiać.- Nieświadomie u\ył tych samych słów, którymi zwracała się do niego tyle razy.Spojrzała na niego kamiennym wzrokiem,takim samym zapewne, jakim on patrzył wówczas na nią.Co się z nią stało? Z jej twarzy zniknęło wszelkie \ycie.Fiołkowe oczy były jak martwe, jakby nigdy niepłakały.Wyglądała, jakby coś w niej umarło.Oblał go zimny pot.Straciła dziecko? Czy dlatego tak sięzmieniła? Nie dziecko.Bo\e, nie dziecko.- Nie mamy o czym.- Odwróciła się i ruszyła do wyjścia.Poszedł za nią i nie myśląc, złapał za ramię.- Zostaw mnie.Ile razy to mówiła, gdy ciągnął ją przez plac albo ściągał rano z łó\ka? Ale tym razem nie było w tychsłowach dawnej pasji.Popatrzył w bladą twarz bez wyrazu.Co ja ci zrobiłem, najdro\sza?- Przejdziemy się - rzucił szorstko, prowadząc ją z dala od zwiedzających.Spojrzała na jego rękę, nadal na jej ramieniu.- Jeśli chcesz mnie namówić na aborcję, spózniłeś się.Opuścił rękę, z trudem wykrztusił:- Nawet nie wiesz, jak mi przykro z tego powodu.- Och, wiem - stwierdziła z dziwnym spokojem.- Dałeś mi to wystarczająco jasno do zrozumienia.- Niczego ci nie dałem do zrozumienia.Nie powiedziałem ci, \e cię kocham.Mówiłem okropne rzeczy,choć wcale tak nie myślałem.- Ręce a\ mu się do niej wyrywały, ale zdawał się ją otaczać niewidzialny mur.- Toju\ przeszłość, kochanie.Zaczniemy od nowa.Obiecuję, \e ci wszystko wynagrodzę.- Muszę iść.Niedługo zaczynam pracę.Jakby go nie słyszała.Wyznał jej miłość, ale to niczego nie zmieniło.Zaraz odejdzie i nigdy ju\ jej niezobaczy.Umocnił się w swoim postanowieniu.Nie dopuści do tego.Pózniej będzie rozpaczał.Teraz zrobi co wjego mocy, by odzyskać \onę.- Wracasz ze mną.- Nie.Mam tu pracę.- Masz równie\ mę\a.- Nie naprawdę.To nigdy nie było prawdziwe mał\eństwo.- Ale teraz będzie.Przysięgaliśmy, Daisy.Zlubowaliśmy przed Bogiem.Bardziej prawdziwie być niemo\e.Dolna warga zadr\ała.- Dlaczego mi to robisz? Powiedziałam ju\, \e za pózno na aborcję.Dzielił jej rozpacz.Cierpiał, ale wiedział, \e ona cierpi o wiele bardziej.- Będziemy mieć inne dzieci, skarbie.Spróbujemy jeszcze raz, gdy tylko lekarz ci pozwoli.- O czym ty mówisz?- Pragnąłem naszego dziecka tak samo jak ty, choć zrozumiałem to dopiero tamtego wieczoru, gdyuciekłaś.To przeze mnie straciłaś dziecko.Gdybym lepiej się tobą zajął, nigdy by do tego nie doszło.Zmarszczyła brwi.- Nie straciłam dziecka.Patrzył na nią nic nie rozumiejąc.- Ale powiedziałaś.kiedy powiedziałem, \e musimy porozmawiać, stwierdziłaś, \e się spózniłem,jeśli chcę cię namówić na aborcję.- Jestem w czwartym miesiącu cią\y.Usunięcie tak zaawansowanej cią\y jest niezgodne z prawem.Chciało mu się śpiewać z radości, ale nie uszedł jego uwagi jej cynicznyuśmiech:- To wszystko zmienia, prawda, Alex? Teraz, kiedy wiesz, \e nadal noszę dzieciaka, nie palisz się ju\ dozabrania mnie z powrotem, prawda?Nie był w stanie uporać się z nadmiarem uczuć.Nosi ich dziecko.Nienawidzi go.Nie chce wracać.Niemógł się z tym wszystkim uporać, więc skoncentrował się.na rzeczach praktycznych.- Chodzisz do lekarza?- Tu medyko jest przychodnia.- Przychodnia? - Ma w banku majątek, a jego \ona chodzi do przychodni.Musi ją stąd zabrać w jakieśustronne miejsce, gdzie pocałunkami złagodzi ponurą minę ale osiągnie to jedynie grając twardziela.- Jeśli to uwa\asz za odpowiednią troskę, nie jestem zachwycony.Jesteś blada i chuda, i tak spięta, \elada chwila rozsypiesz się na kawałki.- A co cię to obchodzi? Przecie\ nie chcesz tego dziecka.- Owszem , i to bardzo.To, \e zachowałem się jak idiota, kiedy mi powiedziałaś, nie znaczy, \e niedoszedłem do siebie.Zdaję sobie sprawę, \e nie chcesz ze mną.jechać, ale teraz nie masz innego wyjścia.Ryzykujesz \yciem swoim i dziecka, Daisy, a na to nie pozwolę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]