[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Complain zauwa\ył przy tym, \e jej drugie ucho jestzupełnie normalne.Owca obudziła się, odbiegła na długość linki becząc i krztusząc się ze strachu.Zanim cała piątka zdą\yła się oddalić, z tylnego pokoju wybiegło dwóch mę\czyzn,prawdopodobnie zaalarmowanych krzykiem, i stanęło bezradnie za wyjącą kobietą.- Oni nam nic nie zrobią - powiedział z ulgą Fermour. Było to oczywiste.Obaj mę\czyzni byli starzy, jeden zgięty wpół, bardzo ju\ bliski DługiejPodró\y, drugi straszliwie chudy i pozbawiony ręki w wyniku jakiejś zamierzchłej rozprawyno\owniczej.- Powinniśmy ich zabić - rzekł Wantage i jedna połowa jego twarzy wyraznie się rozjaśniła.-Przede wszystkim tę potworną wiedzmę.Słysząc te słowa kobieta przestała krzyczeć.- Przestrzeni dla waszych osobowości - powiedziała szybko.- Zarazy na wasze oczy, dotknijcienas tylko, a przekleństwo, które na nas cią\y, spadnie na was.- Przestrzeni dla twojego ucha, pani - rzekł ponuro Marapper.- Chodzcie, bohaterowie, nie mapotrzeby pozostawać tu dłu\ej.Odejdzmy szybko, zanim wrzaski tej wariatki nie sprowadzą tutajkogoś grozniejszego.Zawrócili z powrotem w gęstwinę.Trójka mieszkańców pokoju przyglądała się temu bezruchu.Mogli oni stanowić niedobitki jakiegoś szczepu z Bezdro\y, istniało jednak większeprawdopodobieństwo, \e byli po prostu uciekinierami z trudem utrzymującymi się przy \yciu wtych dzikich ostępach.Od tej chwili wędrowcy znajdowali coraz częściej ślady innych mutantów lub pustelników.Glony były często wydeptane, co ułatwiało wprawdzie marsz, ale napięcie spowodowanekoniecznością zachowania stałej czujności było znacznie większe.Ani razu jednak nie zostalizaatakowani.Następne dodatkowe połączenie między pokładami było zamknięte.Stalowe drzwi, idealniedopasowane do framugi, pomimo zbiorowych wysiłków nie dały się sforsować.- Musi istnieć jakiś sposób, aby je otworzyć - rzekł gniewnie Roffery.- Powiedz kapłanowi, aby zajrzał do tej swojej przeklętej ksią\eczki - rzekł Wantage.- Je\elichodzi o mnie, siadam tutaj i biorę się do jedzenia.Marapper chciał iść od razu dalej, ale pozostali poparli Wantage'a i milcząc przystąpili doposiłku.- Co się stanie, je\eli znajdziemy się na pokładzie, na którym wszystkie drzwi będą zamknięte,tak jak te? - zainteresował się Complain.- To wykluczone - rzekł stanowczo Marapper.- W tym wypadku nigdy nie słyszelibyśmy oDziobowcach.Na pewno istnieje droga i to więcej ni\ jedna - prowadząca na te tereny.Musimytylko przejść na inny poziom i poszukać.Ostatecznie znalezli przejście na Pokład 59, a potem wyjątkowo szybko na 58.Tymczasemzrobiło się pózno, zbli\ała się ciemna sen-jawa.Znowu opanował ich niepokój. - Czyście zauwa\yli ciekawą rzecz? - spytał nagle Complain.W tej chwili on prowadził całągrupę, zlany potem i sokiem glonów.- Zmienia się gatunek glonów.Była to prawda.Giętkie dotychczas gałęzie stawały się mięsistsze, nie tak twarde.Mniej byłolistowia, za to częściej pojawiały się woskowate zielonkawe kwiaty.Zmienił się im tak\e gruntpod nogami.Normalnie był zbity i twardy, poprzerastany gęstą plątaniną korzeni wysysającychka\dą kroplę wilgoci, obecnie stał się miękki, a sama gleba zwilgotniała i pociemniała.Im dalej szli, tym objawy te były wyrazniejsze i wkrótce brnęli ju\ w błocie.Minęli hodowlępomidorów, potem jakieś krzaki z owocami, których nie mogli rozpoznać; wśród wyrazniesłabnących glonów pojawiały się coraz to nowe gatunki roślin.Ta zaskakująca zmianazaniepokoiła ich.Mimo to w obawie przed zapadającą ciemnością Marapper zarządził postój.Przepchnęli się do bocznego pokoju, do którego ju\ wcześniej dokonano włamania.Był onzawalony belami grubego materiału w bardzo zawiły wzór.Zwiatło latarki Fermoura ujawniłoobecność niezliczonej liczby moli.Z trudnym do opisania dzwiękiem uniosły się z materiału, zktórego od razu zniknął wzorek, ale za to pojawiła się ogromna liczba wy\artych głęboko dziur.Mole krą\yły po pokoju, wylatywały na korytarz; czuli się, jakby się znalezli wśród burzypiaskowej.Na widok wielkiego mola lecącego prosto na jego twarz Complain uchylił się.Na krótkąchwilę uległ dziwnemu złudzeniu, które miał przypomnieć sobie pózniej: chocia\ mól przeleciałmu koło ucha, odniósł wra\enie, \e wpadł mu prosto do głowy.Była to oczywiście halucynacja,ale czuł, \e mu owad wypełnia mózg.Nagle całe to złudzenie minęło.- Wykluczone, aby tu mo\na było zasnąć rzekł pełen niesmaku i poprowadził towarzyszy dalejbagnistym korytarzem.Następne otwarte drzwi, jakie udało im się znalezć, wiodły dapomieszczenia, które okazało się idealne na rozbicie obozu.Był to jakiś warsztat, du\y pokójwypełniony stołami roboczymi, tokarkami i innymi przedmiotami, z ich punktu widzeniabezwartościowymi.Z kranu, który nie dał się zakręcić, płynął niepewny strumień wody.Zciekałaona nieustannie do zlewu i dalej do znajdującej się gdzieś pod pokładem ogromnej instalacji doodzysku ścieków.Zmęczeni, umyli się i popijając po\ywili się ze swoich zapasów.Gdy kończyli,pojawiła się ciemność, naturalny mrok występujący raz na cztery sen-jawy.Nikt nie domagał sięmodłów, duchowny tak\e ich nie proponował.Był on równie zmęczony jak pozostali i zajętytymi samymi co oni myślami.Pokonali dopiero trzy pokłady, a od sterowni dzielił ich jeszczeszmat drogi.Po raz pierwszy Marapper zrozumiał, \e niezale\nie od zalet jego planu, nieoddawał on nawet w przybli\eniu prawdziwych rozmiarów statku.Cenny zegar został wręczony Complainowi, który miał z kolei obudzić Fermoura, gdy, większawskazówka zatoczy pełne koło.Aowca obserwował z zazdrością, jak pozostali rozciągnęli siępod stołami i natychmiast zapadli w sen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]