[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Śmiałość, z jaką morderca postępuje.To jego najbardziej charakterystyczna cecha.Jest odważny - ba! - zuchwały.I dlatego powiadam, motyw nie może być oczywisty.- Twierdzisz tak od początku.- I będę to mówił dalej.Nagłym, gwałtownym gestem zmiął kartkę i rzucił ją na ziemię.- Nie! - krzyknął, gdy próbowałem zaprotestować.- Ta cała lista jest do niczego.Tyle że rozjaśniła mi trochę w głowie.Porządek i metoda! To pierwszy etap moich poszukiwań.Uszeregowanie faktów w sposób jasny i precyzyjny.Drugi etap.- Tak?- Drugi etap wymaga znajomości psychologii.Trzeba tu zaprząc do pracy szare komórki, mój drogi.A tobie, Hastings, radzę, żebyś poszedł spać.- O nie! - powiedziałem.- Chyba że ty też pójdziesz.Nie zamierzam zostawić cię samego.- O, najwierniejszy z psów! Ale czy nie rozumiesz, że nie możesz mi w żaden sposób pomóc w myśleniu? Mam bowiem zamiar robić dziś tylko jedną jedyną rzecz - myśleć!Potrząsnąłem głową.- Może zechcesz przedyskutować ze mną jakiś szczegół?- Jesteś rzeczywiście chyba najlojalniejszym z przyjaciół.W takim razie usiądź przynajmniej wygodnie w fotelu.Propozycję tę przyjąłem.Po chwili poczułem, że pokój zaczyna powoli wirować i kołysać się.Ostatnia rzecz, którą pamiętam, to widok Poirota nachylającego się nad zmiętą garścią papierków i wrzucającego je starannie do kosza od śmieci.Potem musiałem chyba zasnąć.X.TAJEMNICA NICKGdy obudziłem się, był już biały dzień.Poirot siedział w tym samym miejscu, gdzie przedtem.Na jego twarzy malowały się jednak zupełnie nowe uczucia.Oczy błyszczały mu jak u kota.Wiedziałem, że jest na tropie.Z trudem wygramoliłem się z fotela.Spanie w fotelu nie jest przyjemnością, którą mógłbym polecić z czystym sumieniem.Jedną tylko ma zaletę.Obudziłem się z umysłem rześkim i bystrym, a nie jak zazwyczaj po długiej nocy w łóżku - rozespany i rozleniwiony.- Poirot! - krzyknąłem.- Widzę, że masz jakiś pomysł! Skinął głową, pochylił się do przodu i zaczął palcami bębnić po stole.- Dajże mi, Hastings, odpowiedź na trzy następujące pytania: dlaczego panna Nick ostatnio źle sypia po nocach? Dlaczego sprawiła sobie czarną suknię, skoro nigdy nie nosi tego koloru? Dlaczego powiedziała wczoraj, że teraz nie ma już po co żyć?Spojrzałem na niego.Pytania te wydały mi się raczej nie na temat.- Odpowiedz na te pytania, no, odpowiedz!- Cóż? Co do pierwszego, to mówiła sama, że miała ostatnio jakieś kłopoty.- Ot co! Jakie to były kłopoty?- A co do czarnej sukni? Bo ja wiem, każda kobieta lubi zmianę od czasu do czasu.- Jako człowiek żonaty powinieneś znać lepiej psychologię kobiet, mój drogi.Jeżeli kobieta uważa, że jest jej niedobrze w jakimś kolorze, to go nie nosi.- A co do ostatniego pytania.Nie widzę w tym nic dziwnego.Była to zupełnie naturalna reakcja po tym, co się stało.- Nie, mon ami, to wcale nie była rzecz naturalna.Że była przerażona śmiercią kuzynki, że robiła sobie wyrzuty - to wszystko jest oczywiste.Ale tamto? Mówiła o życiu z jakimś dziwnym zmęczeniem, jakby rzeczywiście miała go dość.Nigdy nie wykazywała tego rodzaju skłonności.Kpiła sobie z niebezpieczeństwa, naigrawała się z nas, a potem, potem, gdy się przekonała, że sprawa jest poważna, przestraszyła się.Zaczęła się bać, dlatego że szkoda jej było życia, dlatego że nie chciała umierać.Nick zmęczona życiem? Skądże znowu! Nigdy! Nawet przed kolacją była jeszcze wesoła jak szczygieł.Mamy tu, Hastings, do czynienia z przemianą natury psychologicznej.I to jest ciekawe, bardzo ciekawe.Co przyczyniło się do tak radykalnej zmiany?- Szok spowodowany śmiercią kuzynki.- Wątpię.Szok tylko rozwiązał jej język.Ale załóżmy, że ta zmiana nastąpiła przed wypadkiem.Co mogło być jej przyczyną?- Nie wiem.- Myśl, mój drogi! Wpraw w ruch szare komórki!- Rzeczywiście.- Kiedy mieliśmy możność obserwowania jej z bliska po raz ostatni?- Przypuszczam, że w czasie kolacji.- Jasne.Potem widzieliśmy tylko, jak przyjmowała gości, jak ich witała.To czysta formalność.A co się zdarzyło pod koniec obiadu, przypomnij sobie.- Poszła do telefonu - powiedziałem wolno.- A la bonne heure! No, nareszcie! Poszła do telefonu.I nie było jej przez dłuższy czas.Co najmniej dwadzieścia minut.To długo jak na rozmowę telefoniczną.Z kim mówiła przez telefon? Czego się dowiedziała? Czy rzeczywiście telefonowała? Musimy zbadać, co działo się przez te dwadzieścia minut, albowiem wtedy znajdziemy poszlakę, której szukamy.- Czy naprawdę tak myślisz?- Mais oui! Mais oui! Powiadam ci, i to nie po raz pierwszy, że mademoiselle ukrywa coś przed nami.Wydaje jej się, że to nie ma żadnego związku z morderstwem, ale Herkules Poirot wie lepiej.Widzę w tym ścisły związek.Cały czas uświadamiam sobie, że brak mi tu jakiegoś bardzo ważnego ogniwa.Gdyby nie to brakujące ogniwo, cała sprawa byłaby dla mnie od dawna jasna.A nie jest jasna! Wcale nie jest jasna! Eh bien, a wiec brakujące ogniwo jest kluczem do naszej zagadki.Jestem zupełnie tego pewien.Muszę znać odpowiedź na te trzy pytania.A wtedy.wtedy.zacznę widzieć.- Wiem - powiedziałem, przeciągając się.- Myślę, że przydałaby mi się teraz gorąca kąpiel.Gdy się wykąpałem i przebrałem, poczułem się lepiej.Sztywność nóg i rąk nieco ustąpiła.Zasiadłem do śniadania, przekonany, że pierwszy łyk gorącej kawy postawi mnie ostatecznie na nogi.Przejrzałem gazety, w których nie było nic nowego, z wyjątkiem potwierdzenia śmierci Michaela Setona.Ten śmiały lotnik zginął.Jutro, pomyślałem sobie, nagłówki będą już brzmiały: ”Morderstwo dziewczyny w czasie fajerwerków.Tajemnicza tragedia”, lub coś w tym rodzaju.Właśnie skończyłem śniadanie, gdy do mego stolika podeszła Fryderyka Rice.Miała na sobie sukienkę z czarnego jedwabiu z białym, plisowanym kołnierzykiem.Jej jasne włosy odcinały się jeszcze bardziej niż zazwyczaj od tego ciemnego tła.- Chciałabym się zobaczyć z panem Poirot, kapitanie Hastings - powiedziała.- Nie wie pan, czy już wstał?- Pójdę z panią na górę - zaofiarowałem się.- Jest w swoim pokoju.- Dziękuję.- Mam nadzieję - dodałem, gdy opuszczaliśmy jadalnię - że spała pani dobrze tej nocy.- Ach, ogromnie się zdenerwowałam, chociaż nie znałam tej biednej dziewczyny.- Nigdy je pani przedtem nie widziała?- Raz, w Scarborough.Przyjechała na obiad do Nick.- Dla jej rodziców będzie to straszna tragedia.- Straszna.Powiedziała to tonem raczej obojętnym.Egoistka - pomyślałem.Nie wzruszało jej nic, co nie dotyczyło jej osobiście.Poirot był już po śniadaniu i siedział nad porannymi gazetami.Wstał i przywitał się z Freddie z całą swoją francuską galanterią.- Madame - powiedział - enchanté!Podsunął jej fotelik.Podziękowała mu bladym uśmiechem i usiadła.Położyła dłonie na poręczach fotela.Siedziała wyprostowana, sztywna, ze wzrokiem utkwionym prosto przed siebie.Nie zaczynała rozmowy.Było coś niemalże przerażającego w jej milczeniu, w jej oderwaniu od zewnętrznego świata.- Proszę pana - powiedziała wreszcie - czy pan jest zdania, że to, co stało się wczoraj, to dalszy ciąg tych wszystkich wypadków, które ostatnio miały miejsce? Jednym słowem, że zamierzoną ofiarą była w gruncie rzeczy Nick?- Madame, nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości.Fryderyka zmarszczyła brwi.- Nick ma wielkie szczęście - powiedziała, a w głosie jej zabrzmiała jakaś dziwna nuta.- Szczęście - mruknął Poirot - jest zmienne.Tak przynajmniej powiadają.- Możliwe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]